Dla mnie wszystko zaczęło się od głośnego okrzyku: „JEEEEEST!!!”. A było to radosne potwierdzenie faktu (gdy po raz pierwszy na facebooku zobaczylam reklamę na stronie Wydawnictwa ZNAK), że wkrótce premiera nowego tomu autorstwa Kota Nieteraz. W moim przypadku to kontynuacja wspaniałej literackiej przygody, która zaczęła się 3 lata temu wraz z ukazaniem się „Typowego kota”, który również trafił na moją top listę ulubionych stron facebookowych i bohaterów tychże stron.

Jeśli czytając te słowa martwisz się, że nie znasz Kota Nieteraz ani bohatera historyjek Typowy kot więc na nic sięganie ci po tą książkę od razu uspokoję. NIe trzeba zaczynać lektury od pierwszego tomu. Spokojnie „Kot na szczęście” może się stać twoim pierwszy razem z Kotem Nieteraz i jego ludzką i zwierzęcą rodziną. Nic straconego! Zapewniam, że kiedy dotrzesz do ostatniej strony bardzo szybko poszukasz poprzednich tomów i z równą przyjemnością zagłębisz się w ich treści.

To tyle tytułem wprowadzenia i niejako wyjaśnienia skąd dziś pod moją lupką recenzeta znalazła się TA, a nie inna książka. W końcu to okrągły 50-ty odcinek cyklu Latarnica poleca.

A teraz będzie wyznanie w stylu 3 x TAK.

Tak, to ABSOLUTNIE nie przypadek że musiałam poznać 3 tom serii!

Tak, identyfikują się z bohaterami serii! I podpisuję pod wieloma stwierdzeniami i ich doświadczeniami.

Tak, jestem posiadaczką i przerobiłam we wszystkich kierunkach lektury typu „Bądź jak kot”, Żyj jak kot”, „Bierz przykład z kociego życia” itp. itd. (to w kontekście treści 3 tomu).

Czymże jest „Kot na szczęście„? Poradnikiem? Pamiętnikiem z życia kota, a może jego ludzi? Humorystycznym komiksem? Satyrą na koty, a może na relacje zwierzęco-ludzkie? Literaturą faktu o opiece nad zwierzętami? Literaturą popularno-naukową o tym jak radzić sobie w trudnych sytuacjach na linii zwierzę-człowiek i odwrotnie?

Odpowiedź na te wszytskie pytania brzmi twierdząco! Zdecydowanie „Kot na szczęście” jest wspaniałą mieszanką wielu gatunków i może w tym tkwi jego siła. Książka w swej strukturze nie nuży, bo nie ma jednolitej zawartości. Kolejne rozdziały przerywane są historiami obrazkowymi oddającymi kwintesencję tego jak swoje życie widzą i planują koty. I pokazują bez pardonu czym my jesteśmy w ich wielkim planie przejęcia władzy nad światem. Te komiksowe wtrącenia świetnie rozładowują atmosferę i tak zabawnie opowiadanej historii. Ja siedząc wgapiona w strony „Kota na szczęście” w ulubionym fotelu do czytania (z kotem na kolanach) raz po  raz wydawałam z siebie parsknięcia bądź dłuższy rechot zadowolenia i rozbawienia.

Oś główną książki stanowi (jak miło było powrócić do świata bohaterów!) relacja pisana przez Beatę lub Kota Nieteraz (ach ten cięty język, te błyskotliwe wnioski, czarny humor) obejmująca kilka tygodni (a może i miesięcy?), ale zaczynająca się nomen omen rankiem 1 stycznia. Jak wiadomo dla wielu z nas 1 stycznia to katorga. Zawalona wcześniej noc przez sylwestrową zabawę, zmęczenie, niedospanie, bałagan wokół i straszny bałagan w nas samych, bo to NOWY rok: nowe wyzwania, nowe plany, wszystko postawione na głowie i każdy z nas o rok starszy. W taki to dzień wchodzimy w świat tej rodziny, w skład której wchodzą: Beata, Adrian oraz pies Nierusz i kot Nieteraz.

Beata postanawia przeorganizować swoje życie i po pierwsze zacząć rok od regularnego chodzenia na siłownię (to ma być ta część postanowień na temat dbałości nad ciałem), a po drugie pragnie na zasadzie empirycznej poprzyglądać się własnemu kotu i wcielić w życie te wszytskie mądrości z poradników coachingowych typu „bądź jak kot”. A ponieważ jej dotychczasowym hobby życiowym było leżenie na kanapie, oglądanie seriali i podjadanie to sami widzicie jak wiekopomnych zmian chce dokonać.

A w tym czasie jej partner Adrian (zdecydowanie bardziej zajmujący się psem niż ona, bowiem pies to spacery, to wczesne wstawanie, wysiłek fizyczny) postanawia wykorzystać część marnującego się metrażu w ich mieszkanku w starym bloku i zaczyna budowę antresoli.

W historii pojawia się świetnie zarysowana postać trenerki personalnej Kasi w studio fitnessu oraz… hm nie chcialabym uprzedzać, ale jednak bez tego ogniwa nie ma „Kota na szczęście” – rodzina powiększa się o jeszcze jednego… kota Eklenia (młodszy model i klon kota Nieteraz).

Uwielbiam podczas lektury te zmiany optyki odbierania rzeczwistości. Jeszcze przed chwilą patrzyłam na wszystko oczami Beaty, a tu już powracam do widzenia świata kota Nieteraz, a ten to ma dopiero gadane! Książka jest świetnie osadzona w naszych realiach. Mamy zalety i wady pracy hybrydowej, plusy i minusy życia pod jednym dachem z przedstawicielami aż dwóch gatunków zwierząt bo z kotami i psem. A skoro pojawił się nowy kot to na karty książki wjeżdża to co każdy wielozwierzakowy opiekun wie – historia o tzw. wprowadzaniu nowego zwierzaka do stada czyli socjalizacja z izolacją w praktyce. Jedna z historii funduje nam też refleksje nad kondycją systemu zdrowotnego NFZ oraz uzmysławia koszty posiadania zwierząt i kwoty, które trzeba brać na swoje barki u weterynarza, gdy już musimy spotkać się z lecznictwem tzw. zwierząt towarzyszących.

Nie mam najmniejszej wątpliwości co do tego, że „Kot na szczęście” okaże się strzałem w dziesiątkę dla miłośników zwierząt. Lubimy się pośmiać z nas samych – zwłaszcza wtedy, gdy widzimy lub czytamy, że innym zwierzolubom też nie jest tak łatwo. Ba! Bywa nawet bardzo, bardzo ciężko. Jakoś robi się wtedy lżej i czujemy się rozgrzeszni z zakupów najlepszych karm z górnych półek, najlepszych zabawek choć jak wiadomo kota ucieszy i tak karton, w którym owa zabawka przyjedzie.

Beata konsekwentnie wypisuje (na zakuionej uprzednio tablicy) i realizuje podpowiedzi autorów poradników by brać przykład z kotów, bo one są mistrzami zen i najlepszymi nauczycielami życia. W praktyce różnie to jej wychodzi, ale wnioski i wynikające z prób realizacji sytuacje dają Czytelnikowi naprawdę przednią zabawę. To jest też taka książka, przy której zdecydowanie dużo potakujemy głową. Co chwila trafiamy na taką „akcję” w życiu bohaterów, że możemy to od razu przyłatać do naszych doświadczeń. I ta bliskość i wspólnota myślenia, doświadczania, cierpienia na różne sposoby nas łączy i jesteśmy w jednej drużynie.

Podtytuł tego tomu „Czyli dlaczego kociarze to najwięksi szczęściarze” tak czy inaczej znajduje uzasadnienie w życiu Beaty i Adriana. I zapewne w życiu wielu z nas. Przecież jakże często patrzymy na swojego kota (koty) z miłością i mówimy pod nosem – jakie to szczęście że go (ich) mamy. I to jest prawda. Mimo, że po drodze mamy tak bardzo pod górkę lub z górki na zderzenie czołowe jak opiekunowie Nierusza, Nieteraza i Eklunia – kota ze schroniska, który w ogłoszeniach umierał na samotnść w malutkiej klatce, a wpuszczony do domu okazał się diabłem wcielonym i zarządcą psa. Tak to już w życiu bywa. Nie pierwszy i nie ostatni raz.

Na koniec trochę o stronie wizualnej. Książka ma wygodny zbliżony do kwadratu format, jest świetnie opracowana graficznie i tekst czyta się wygodnie. Razem z poprzednimi dwoma tomami pięknie prezentuje się na półce jako trylogia i może być idealnym prezentem na nadchodzące święta. Nie zawiedzie opiekuna zwierząt, spędzi z nią wiele zabawnych chwil i z pewnoscią poleci innym znajomym w zakoconych domach oraz tych, w których pod jednym dachem żyją i psy i koty. Bo jak wiadomo pies z kotem nie zawsze oznacza kotostrofę czy katastrofę.

Reasumując: Latarnica poleca!

Poniżej okładka front i tył:

Podstawowe dane książki:

Tytuł: Kot na szczęście. Czyli dlaczego kociarze to najwięksi szczęściarze
Autor: Kot Nieteraz
Ilustracje: Maciej Zaręba
Wydawca: Flow Books / Wydawnictwo Znak
Objętość: 304
Oprawa: miękka
Format: 16×20 cm

Poniżej przykładowe rozkładówki z wnętrza książki:

Poniżej cały (dotychczas wydany) cykl Kota Nieteraz – „Typowy kot”, „Kot kontra pies” i „Kot na szczęście” (czekam na więcej!)

Poniżej tzw. backstage sesji czyli te chwile, gdy ustawiałam dobry kadr, a na plan wchodziła ONA – Mysza a ja krzyczałam: „NIE TERAAAAAAZ!”

Dziękuję Wydawnictwu Znak za egzemplarz recenzencki i możliwość szybkiego zapoznania się z tą książką tuż po premierze!

Fot. Latarnica / listopad 2023 (kocia modelka – Mysza Errorka)