Wakacje 2018 [13] - nie ma wakacji bez Szwedzkiej Górki vol. 1

W cyklu blogowym relacji z wakacji 2018 powielam tytuł stworzony we wpisach powakacyjnych z 2017 roku. Niechaj już zostanie taka mała tradycja. Bo cała prawda tkwi w tym krótkim stwierdzeniu - "nie ma wakacji bez Szwedzkiej Górki!".

Choćby nie wiem jaka była pogoda w trakcie tych 2 tygodni na Półwyspie Helskim jeden - ewentualnie dwa dni - muszę poświęcić na pobyt na tej wysokiej wydmie pod Helem.

Do Latarni wiodą co najmniej trzy drogi - alby wyruszy się od MOW i uda w las w kierunku morza, albo z centrum Helu czy spod latarni wzdłuż wybrzeża przez las, albo przez kładki cypla i dalej plażą w kierunku Juraty.

Rok temu po raz kolejny spacer miał miejsce przez ścieżkę idącą początkowo koło płotu terenu MOW. A potem idzie się już oznakowań szlaku. Bo trasa na Górę Szwedów ma swój szlak. A na prawie ostatnim odcinku trafia się jeszcze przy drodze na tablicę z opisem obiektu i mapką.

Poniżej kilkanaście fotografii z tej miłej sercu wycieczki na historyczną wydmę. Nie każdy bowiem kojarzy, że tam w XVII wieku miała miejsce morska potyczka ze Szwedami - wszystko poszło o galeon "Christine" który wszedł na mieliznę pod Helem.

Poniżej fotorelacja z czerwcowego spaceru na Górę Szwedów.

Fot. Latarnica / czerwiec 2018


Kocia strona wakacji 2018 [9]

I choć w kolejce czekają na swoją prezentację koty z tegorocznego pobytu nad morzem wciąż ma do pokazania mruczących przyjaciół z 2018 roku.

Dziś również pozostajemy w Kuźnicy. Chciałabym Wam pokazać dwa kocury. Jednego z nich ponownie spotkałam w tym roku. Drugiego niestety nie. Jeden bytował na stacji PKP Kuźnica, drugi pomieszkuje prawie po sąsiedzku w stosunku do naszej kwatery.

Kotem peronowym był Jajcarz. Imię dostał nie od swego charakteru i żartowania ale faktu, że był kotem niekastrowanym i hojnie obdarzonym przez naturę.

Jajcarz to taki kocur, który podobnie jak kiedyś peronowy Zdenek, wiele już przeżył i niejedną ostrą walkę stoczył. Wszystko to odbija się na jgo marnej posturze i wyglądzie - ma liczne rany i zadrapania i jest mocno szczupły.

Kocur nie był ufny, ale głód robił swoje. Zazwyczaj odczekał aż się oddalę i szybko wcinał co tylko dostał. Ale po którymś juz spotkaniu pozwalał mi dość blisko podejść. Obecność innych kotów go nie zniechęcała. Raczej je przeganiał lub odsuwał się w cień.

Jego rewirem zdecydowanie była stacja i najbliższa okolica torów. Tam go zastawałam i tam się odnajdywał. Oto Jajcarz.

Kocim sąsiadem, mieszkającym po stronie zatoki, jest natomiast Arnold (vel Terminator). Imię otrzymał po kocie z poznańskiego schroniska, który go bardzo przypominał. Kocur może odstraszać wyglądem, ale nic bardziej mylnego. To nie jest typ zabijaki i agresora do ludzi.

Jak widać po fotografiach nie jest w najlepszej kondycji zdrowotnej. Podejrzewam też, że wiekowo jest całkiem kocim seniorem, ale może ten wygląd tak myli. Doskonale radzi sobie żyjąc w kocim stadzie (na tej samej posesji mamy też Rudzika, Gapcia czy Sąsiadkę).

Arnolda bardzo lubię. Początkowo jest nieufny, ale potem całkiem odważnie podchodzi do człowieka. jedzonko chętnie wcina i lubi delikatne drapanie po głowie. Pięknie wtedy pomrukuje.

Fot. Latarnica / czerwiec 2018


Wakacje 2018 [12] - port wojenny

Rok temu podczas letniego urlopu po raz pierwszy odwiedziłam dawny port wojskowy i dotarłam to miejsca spoczynku słynnych, często fotografowanych, helskich wraków.

W tym roku nie powtarzałam tej wycieczki. Może za rok sprawdzę czy coś się zmieniło. Trochę było za gorąco na tą trasę choć  nie powstrzymało mnie to przed szaleństwem corocznego dotarcia do Góry Szwedów. W tym przypadku pogoda nie ma znaczenia. Muszę tam być i tyle.

Spacer rozpoczęłam od sfotografowania tak charakterystycznego betonowego pirsu w porcie (falochron wschodni prostopadły do lądu) ,na końcu którego znajduje się znany ze zdjęć z internetu kot - grafitti z dopiskiem "Hej przyjacielu co robisz na Helu?"

Fot. Latarnica / czerwiec 2018


Zdjęcie na niedzielę - 21 lipca 2019

Dziś przenosimy się na nasze wybrzeże zachodnie. Tuż przy granicy leży popularne miasto kuracyjne i turystyczne - Świnoujście.

Świnoujśćie słynie z bardzo wysokiej latarni morskiej. Ale jednym z najbardziej znanych obiektów jest charakterystyczny biały "wiatrak". To stawa nawigacyjna usytuowana na głowicy falochronu zachodniego. Jej nazwa to Stawa Młyny.

Na fotografii poniżej prom Unity Line w kanale portowym - już po minięciu wiatraka.

Fot. Artur Żyto / czerwiec 2019


Widoki z podróży [30]- Szwecja

Dziś dla odmiany przeskakujemy w tym cyklu na północ. Ostatnio byliśmy oglądać latarnie na Korfu, a teraz Szwecja. Fotografię ze swojej wyprawy podesłał do mnie Czytelnik latarnianego fan page'u z facebooka. Odwiedził jeszcze kilka innych (Szwecja i Niemcy) i pojawią się one również tutaj. Na początek ciekawa konstrukcja latarni Sandhammaren.

Fot. Łukasz Łapanowski / 2019

Poniżej kilka faktów nt tego obiektu:
– zbudowana 1862 (projektował ją znany budowniczy Gustav von Heidenstam)
– obiekt aktywny
– wysokość światła 31 m n.p.m.
– wysokość wieży 29,5 m
– żeliwna wieża o konstrukcji szkieletowej
– w użyciu oryginalna soczewka Fresnela
– wieża pomalowana na czerwono
– niedaleko dostępny jest parking przydrożny
– wieża zamknięta dla turystów
– położona jest na rozległym obszarze wydm i lasów morskich

Poniżej plan tej latarni (fot. z strony latarnie.com.pl) oraz sylwetka budowniczego latarń Gustava von Heidenstam, fot. wikipedia.org

Poniżej archiwalne fotografie z 1891 roku, fot. wikipedia.org

Poniżej fotografia współczesna latarni i jej optyka, fot. archiwalna (1891 rok) i współczesna, fot. wikipedia.org [4x]


Ocalić od zapomnienia

Dziś drodzy Czytelnicy mojego bloga mam dla Was rarytas. Tekst będzie dłuższy niż zwykle, ale jest artykułem, który swego czasu wpłynął od Autorki do "Helskiej Blizy".

Tekst jest o latarnikach z Helu a nawet konkretnym jednym zdarzeniu z odległej przeszłości. Zapraszam do poczytania (zachowałam oryginalną pisownię artykułu - w postaci w jakiej dostałam).

tekst: Anna Staniszewska - malarka

OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA

Artykulik ten oparłam na mało stosunków znanych, a fascynujących pamiętnikach Wacława Leszczyńskiego „Ludzie naszego Wybrzeża” wydanych w Kanadzie, w Toronto, w roku 1966. Drugie wydanie ukazało się również w Toronto w r. 1981. O ile mi wiadomo, w Polsce pamiętniki te nie zostały nigdy opublikowane, natomiast ich fotokopia znajduje się w miejscowej bibliotece publicznej w Helu.

Wacław Leszczyński pierwszą wojnę światową spędził częściowo w Rosji. W latach 1927-1930 służył w polskiej Marynarce Wojennej, ukończył szkołę specjalistów morskich i zdobył specjalność radiotelegrafisty. W latach trzydziestych pływał w marynarce handlowej. W międzyczasie pracował na latarniach morskich. Przez pewien czas był nawet kierownikiem latarni Hel, przełożonym latarników Jana Myślisz i Konrada Budzisza. Po najeździe hitlerowskim w czasie próby odwiedzenia rodziny został aresztowany i wywieziony w głąb ZSRR, a po zawarciu układu Londyn-Moskwa  (1941 r.) zwolniony – odbył wędrówkę dookoła świata, zanim dotarł do Wielkiej Brytanii. Przeżył m.in. storpedowanie statku „Empress of Canada”. W roku 1943 pływał na „Burzy”. Po wojnie powrócił do Marynarki Handlowej.

Zasadniczą część swojego fascynującego opracowania Wacław Leszczyński poświęca służbie brzegowo-morskiej oraz dziejom polskiego latarnictwa. 

Jan Myślisz, urodzony w 1895 r., rodowity kaszub i rybak w 1920 r. (w czasie, gdy gen.Haller obejmował w posiadanie polski dostęp do morza) wstąpił do wojska polskiego i poszedł na front wschodni, gdzie za okazane męstwo otrzymał srebrny krzyż Virtuti Militari.

Po zwolnieniu z wojska w r. 1922 objął obowiązki bosmana portu w Pucku. W roku 1924 został przeniesiony na Hel na stanowisko latarnika i w krótkim czasie mianowany starszym latarnikiem. 

Najstarszy z obsługi helskiej Blizy – Konrad Budzisz – odczuwał współzawodnictwo i wyróżnienie Jana Myślisza jako swoja krzywdę i poniżenie.

Jan Myślisz był obdarzony potężnymi barami i dłońmi. W służbie w latarni w obcowaniu z ludźmi umiał sobie dawać radę i nigdy nie pozwalał sobie dmuchać w kaszę. 

Budzisz natomiast miał budowę szczuplejszą. Myślisz był czarniawy, a Budzisz uchodził za jasnego blondyna. Ale Konrad budzisz górował nad Janem Myśliszem w sprawach gospodarczych i wiedział jak wydać ciężko zapracowany grosz. Dla niego, poza pracą istniała głównie rodzina (żona oraz dzieci) i dom.

Dodam, że ród Budziszów jest do dziś liczny. W samej Kuźnicy znaczna część rybaków nosi to chlubne nazwisko. A jeden z dwóch obecnych latarników to też Budzisz (Konrad Budzisz był bratem jego dziadka).

Tak, krok po kroku zbliżyłam się do wydarzenia, które zamierzam opisać;

Tej nocy służbę na latarni miał Jan Myślisz. Wziąwszy przygotowane na noc jedzenie oraz pobrawszy po drodze z magazynu paliwo Jan Myślisz otworzył drzwi latarni i zaczął się wspinać na górę. W połowie drogi mimo wrodzonej krzepy musiał jak zwykle przystanąć na kilka minut, aby złapać oddech i otrzeć pot z czoła. 

Na szczycie latarni była oszklona kopuła, a w samym jej środku stałą aparatura optyczna. Latarnik naprzód nalewał nafty silnopłomiennej do zbiornika, potem pompował powietrze i w ten sposób wytwarzał ciśnienie gazu. Musiał uważać, aby środek płomienia palników był w centrum wypukłej soczewki „optyki” otaczającej dookoła płomień. Ażeby samo ognisko było więcej skupione zakładał na płomień specjalną AZBESTOWĄ KOSZULKĘ.

Promienie świetlne wychodzące z ogniska palnika pod ostrymi kątami przechodziły przez szkła optyczne i były kierowane systemem soczewek zaopatrzonych na końcach w pryzmaty. Promienie świetlne wychodzące z latarni biegły w przestrzeń jakby zwartą wiązką pod odpowiednim katem nachylenia. Do obracania zasłony „optyki” służył ciężar, który trzeba było podnieść do góry za pomocą korby, nastawić regulator i ciężar spadając powoli obracał tę zasłonę. (Później, w r. 1938 latarnię zelektryfikowano i obecnie obsługiwanie jej wymaga wchodzenia latarnika na górę tylko w przypadkach awarii.) 

Owego wieczoru Jan Myślisz zwolnił ciężar. Latarnia zaczęła wydawać błyski, rzucając snopem światło, które obracało się równocześnie.

W kopule wydzielały się spaliny, dlatego dyżurka latarnika znajdowała się o piętro niżej. Ukończywszy swą pracę Jan Myślisz zszedł do dyżurki, zjadł kolację i zmęczony rozłożył się na ławie. Około północy powinien dopompować gazu i ponownie nakręcić ciężar obrotowy. Niestety nie zrobił tego…

Ciężar obrotowy doszedł do dna latarni i zasłona „optyki” stanęła a płomień latarni wygasł. 

Po północy w mieszkaniu kapitana portu Hel rozdzwonił się telefon, 

- Tu kapitan portu w Gdyni. Dlaczego latarnia nie świeci? Statek włoski telegrafuje, że osiadł na mieliźnie.

No i nastąpiło piekło!!!

Statek włoski, choć szybko ściągnięty z mielizny, żądał odszkodowania.

Rano kapitan portu, zgodnie z przepisami postanowił, że za miesiąc odbędzie się rozprawa w Izbie Morskiej w Gdyni z udziałem wszystkich stron. A jako najkompetentniejszego rzeczoznawcę wyznaczył Konrada Budzisza.

Miesiąc upłynął i w Gdyni, w Izbie Morskiej rozpoczęła się rozprawa. 

Jan Myślisz zapytany co myśli o całej sprawie odpowiedział:

- podczas pracy odkręciła się śrubka od pompy sprężającej gaz i z tego powodu nie można było uzyskać ciśnienia, gdyż pompę należało naprawić.

Następnie sędzia zwracając się do rzeczoznawcy zapytał:

- panie Budzisz, co pan jako rzeczoznawca sądzi o zeznaniu Myślisz i czy w ogóle było to możliwe?

Odpowiedź Budzisza była krótka:

- nie.

- a jak to pan uzasadnia?

- musiał głośno chrapać, to nie słyszał jak stanęła obrotnica zasłony. To samo stało się  z płomieniem latarni. 

W wyroku Myślisz otrzymał surową naganę. Było to gorzkie upokorzenie dla Jana Myślisza, rodowitego Kaszuba, starszego latarnika, ławnika sądu miejskiego, prezesa związku rybaków, komendanta straży pożarnej, zastępcy wójta, a w dodatku kawalera orderu Virtuti Militari.

Cóż, w ciągu owych wszystkich trudnych lat, gdy latarnik ciężko pracował fizycznie, zdarzyło się to tylko raz. Koń ma cztery nogi, a też się potknie.

Dla mnie cała ta sprawa przydaje tylko temu pomnikowemu skądinąd człowiekowi naszego wybrzeża ludzkich wymiarów.

Podczas okupacji hitlerowskich zarówno Jan Myślisz jak i Konrad Budzisz byli długo pod naciskiem gestapo, które żądało, aby wpisali się na listę uprzywilejowanych. Obaj kategorycznie odmówili wszelkiej współpracy z okupantem. W wielkim nieszczęściu utraty niepodległości okazało się że jeden i drugi byli z najszlachetniejszego kruszcu.

Obaj czuli jednakowo:

 „Nie ma Kaszeb bez Polonii, a bez Kaszeb Polsczi”.

Konrad Budzisz długo chorował, wreszcie uległ częściowemu paraliżowi i zmarł.

Wielu przyjaciół i znajomych odprowadzało starego latarnika na cmentarz. Spoczął między rybakami i obrońcami Helu. Na świeżym grobie złożono bukiety i wieńce. Jeden z piękniejszych pochodził od Jana Myślisza. Czytałam, że gdy ludzie zaczęli się już rozchodzić, to właśnie on został najdłużej przy grobie starego przyjaciela z latarni.

Jan Myślisz zmarł w 1975 roku. Jest również pochowany na helskim cmentarzu.

p.s. Fotografię Jana Myślisza w mundurze latarnika użyczyła mi jego wnuczka

Poniżej legitymacja "Virtuti Militari" (rewers i awers)

Poniżej fotografia Jana Myślisza

Poniżej opis na rewersie fotografii Jana Myślisza, dopiski Jerzego Maliszewskiego

Materiały: (tekst i fotografie) z archiwum MOW w Helu.

Opisywane w artykule zdarzenia dotyczą przedwojennej latarni morskiej w Helu. Jej trzy fotografie poniżej.

Fot. z archiwum Muzeum Helu (również główna wpisu)


Wakacje 2018 [11] - będąc na przylądku

10 odcinek cyklu zakończyliśmy na pieszym spacerze z Władysławowa na Przylądek Rozewie. Ostatnie fotografie ukazywały oznakowanie tego miejsca na tzw opasce betonowej u stóp przylądka nad otwartym morzem.

Dziś jesteśmy kawałek wyżej. Wspięliśmy się niemal górską ścieżką pokonując zakręty i strome drewniane schody. A co czeka na strudzonego wędrowca na wysokim zadrzewionym klifie? Dwie rozewskie blizy! I cały atrakcyjny teren blizarium.

Poniżej sylwetki obu latarń (stan na czerwiec 2018) oraz ich najbliższe otoczenie. Skwerek przed latarnią Rozewie I jest popularnym miejscem turystycznym. Tam znajdują się też drogowskazy z odległościami w kilometrach do kilku innych naszych latarń.

Fot. Latarnica / czerwiec 2018


Zdjęcie na niedzielę - 14 lipca 2019

Dziś w cyklu niedzielnym pierwsze zdjęcie (poza projektem Kuźnica AD 2019) z tegorocznych wakacji na Półwyspie Helskim. Bohaterem portowej fotki jest kot Pomykacz z kuźnicznej mariny.

Za jakiś czas wrzucę jego więcej zdjęć, bo mimo swej płochliwości pozował jak urodzony model (za sowitą opłatą chrupek oczywiście i drobiowych przysmaków).

Takie połączenie tematu jak wody zatoki, nadmorskie kamienie częściowo pokryte roślinnością i kot wypatrujący ofiary (pewnie rybki) - to perfekcyjny kadr wakacyjny. Do tego pora wieczorna, pomału zachodzące słońce. Uwielbiam tą fotografię.

Fot. Latarnica / czerwiec 2019


Ze starej prasy [63]

W dzisiejszym odcinku cyklu dwa - niestety niedatowane, ani nie opisane tytułem prasy - wycinki nt syren mgielnych montowanych w Helu i pod Helem na latarni na Górze Szwedów.

Ponieważ oba teksty są bardzo ciekawe, to mimo braku dokładniejszego opisania decyduję się je opublikować, bo wnoszą ważne treści.

Wycinki prasowe - ze zbiorów Muzeum Helu.


Kocia strona wakacji 2018 [8]

Absolutnie nie mogę rozpocząć wrzucać tutaj wpisy z kociego lata AD 2019 skoro jeszcze trochę zostało do pokazania z ubiegłego roku. Mogę już teraz uprzedzić, że tegoroczny czerwiec naprawdę darzył mi kotami. To było pod tym względem hojne lato w Kuźnicy.

Ale na razie wracam wspomnieniami do czerwca 2018. To już ósmy odcinek tej serii, a nie pokazałam wam tak ważnych dla mnie kotowatych jak Szyszka czy Salomon. To nie byle jacy koci znajomi, bowiem spotkałam ich w 2018 roku po raz kolejny. Zatem popatrzcie na nich, bo pierwsze wzmianki opublikowałam o nich już w 2017 roku w podobnym powakacyjnym cyklu.

Szyszka - koteczka ze stacji PKP Kuźnica. Ma gdzieś w pobliżu swój domek (ja obstawiałam domki w stylu miejskich działek rekreacyjnych za torami po stronie otwartego morza), ale głowy nie dam, że tak jest. Lata wcześniej kręciła się po prostu bliżej budynku stacji i cały czas spędzała przy przejściu na perony i pobliskich krzewach. W 2018 roku kręciła się po dalszych peronach i znikała na działkach za torami.

Szyszunia jest przecudnej urody szylkretką o przewspaniałym ufnym charakterze. Barankuje, tryka i wywala brzusia na zawołanie. Do tego pomrukuje i depta w miejscu z podekscytowania, gdy dotyka ją ludzka dłoń.

Potrafiła mi towarzyszyć w oczekiwaniu na pociąg póki nie wjeżdżał na stację. Nigdy nie potrafiła się zdecydować czy chce akurat jeść czy skorzystać z obecności człowieka i miziania futra. Najczęściej kończyło się jednym i drugim z małymi przerwami.

Salomon mieszka od lat w domu przy wejściu nr 33 na kuźniczną plażę. Jest to tzw. wejście główne bowiem w sezonie na tym odcinku plaży jest ona strzeżona przez ratowników (ach te malownicze, jakże fotogeniczne niebieskie domki!).

Salomon to starszy już kot. Dystyngowany, powolny, nigdzie się nie spieszący. Ma najpiękniejsze kocie futro jakie widziałam. Chodzi mi nie o umaszczenie ale jego jakość. Takiego blasku i miękkości czerni jeszcze nie doświadczyłam gdzie indziej. Myślę, że to zasługa rybek, bowiem jego pan (słyszałam jak miejscowi mówią o nim Zbyszek) ma na plaży łódkę i łowi świeże rybki.

Na pewno Salomonowi się z tego powodu nieźle darzy. A to przekłada się na jakość futra. Kocur nie lubi się mocno oddalać od domu. Kręci się czasami w przejściu i przechodzi przez tory kolejowe siadając w wejściu na plażę czy na ścieżce wzdłuż wydm. Czasami siedzi na daszku przybudówki. Nie jest zbyt ufny. I dość trudno go dobrze sfotografować. Te zdjęcia poniżej to prawdziwy sukces.

Imię otrzymał od salomonowej mądrości. Jako kocur starszy powinien jej mieć już całkiem sporo. Przypomina mi również bohatera wspaniałej opowieści książkowej "Salomon. Kot, który leczył dusze" Sheili Jeffries.

Fot. Latarnica / 2018.


Zdjęcie na niedzielę - 7 lipca 2019

W pierwszą niedzielę lipca typowo letni obrazek. Na zdjęciu widzimy zachód słońca nad naszym pięknym Bałtykiem obserwowany z górnej galerii (tarasu) latarni morskiej Stilo. Fotografia powstała w sierpniu ubiegłego roku.

Autor zdjęcia jest adminem grupy facebookowej o nazwie "Bałtyk W Obiektywie". Serdecznie zapraszam miłośników tego akwenu do dołączenia i dzielenia się swoimi fotografiami znad morza. A grupę można znaleźć pod adresem: https://www.facebook.com/groups/817602101727643/

Fot. Michał Poniatowski / 2018.


Projekt Kuźnica 2019

Jak co roku w trakcie urlopu na Półwyspie Helskim planuję realizację cyklu fotograficznego tzw. Projektu Kuźnica.

Projekt Kuźnica 2019 zakładał fotografowanie codziennie o mniej więcej tej samej porze (w realu było to między godziną 7 a 9) fragmentu plaży w kierunku zachodnim. W kadrze znajdowało się zawsze morze i domek ratowników w Kuźnicy.

Zestawienie zdjęć z okresu 15-29 czerwca pozwala przyjrzeć się kształtowaniu pogody na przestrzeni 15 kolejnych dni. W tym roku nie mogę złego słowa powiedzieć o pogodzie. Przez cały pobyt było bardzo gorąco i słonecznie.

Krótki deszcz przejściowy dopadł mnie w dwa dni, ale po nim zaraz wyszło słońce. Padało też w dwie noce, ale o poranku nawet nie czuło się tego nocnego opadu.

Jednym słowem czerwiec na Półwyspie Helskim darzy letnią aurą i najkrótszymi nocami. A jak było każdego ranka? Sami popatrzcie. Fotografie są wstawione wg daty tj od 15 czerwca do 29 czerwca br.

Fot. Latarnica / Kuźnica, czerwiec 2019


Te trudne powroty...

12 miesięcy oczekiwania, robienia planów, marzenia... I nadchodzi ten moment wyjazdu. Wielkie nadzieje i wielkie emocje.

A potem po 15 dniach chwila powrotu. Jakże trudna, jak bolesna. Ale jestem. Wakacje letnie AD 2019 za mną. To już historia. Wszystko co ważne zostało na zdjęciach. Licznych jak zwykle zdjęciach.

Plany zrealizowane w 100%. W tym jeden bezsprzeczny sukces. Wreszcie dotarłam do ruin przedwojennej latarni Jastarnia Bór. Na sam koniec wakacji. Ale się udało, mimo trudności i błędnych danych powielanych w internecie. Ale o tym będzie szczegółowo w osobnym wpisie.

Póki co, jak zawsze coś nowego przywiozłam do domowej biblioteczki. I muszę się teraz ogarnąć, posegregować zdjęcia zebrać myśli. Nie jest łatwo. Ponownie muszę bazować przez 11,5 miesięcy na marzeniach i wspomnieniach.

Poniżej nowe nabytki z urlopu na Półwyspie Helskim: 3 książki i prasa: czerwcowe Wysokie Obcasy z artykułem "Latarniczki".


Przerwa urlopowa

I nadszedł ten dzień, nadszedł miesiąc czerwiec, który dla mnie jest czasem odpoczynku. Pojechałam na północ ładować baterie. Szukam ciszy, spokoju, zatrzymania.

Wrócę na blog w II połowie miesiąca, a póki co zachęcam do oglądania i czytania wpisów archiwalnych i śledzenia migawek nadmorskich na moim facebooku.

Będę pstrykać foty, co by starczyło na kolejny rok rozmów z Wami. Mam nadzieję, że wrócę z interesującymi historiami do opowiedzenia.


Zdjęcie na niedzielę - 16 czerwca 2019

To zdjęcie wykonałam w czerwcu 2018 roku podczas wieczornego spaceru po porcie w Kuźnicy. Nad niską zabudową dominuje znak nawigacyjny (trójkątny), a w tle mamy piękne niebo przy zachodzącym słońcu. Oby i w tym roku czerwiec obfitował w takie widoki.

Fot. Latarnica / czerwiec 2018.


Kocia strona wakacji 2018 [7]

Kolejne wakacje tuż tuż, a ja wciąż mam do pokazania koty spotkane na naszym wybrzeżu w roku 2018. Dziś kolejne wspaniałe egzemplarze kotowatych. Wszystkie z Kuźnicy (Hel). A o kim dziś ta opowieść? Poznajcie Mini, Chłopaki zza Winkla oraz Krawacika.

Mini

Z Minim to dziwna historia, bowiem pojawił się jeden jedyny raz w kuźnicznym porcie, przy ławeczkach, na których często siedzą miejscowi lub wczasowicze.

Nie wyglądał za dobrze, był malutki i byłam pewna, że zlokalizuję niedługo jego kocią mamę i rodzeństwo. Chciałam nawet kogoś z miejscowych o kotka wypytać, ale jak się pojawił i najadł tak zniknął i mimo mojego zachodzenia w to samo miejsce o różnych porach, nigdy już tam nie przyszedł. Nie widziałam go też w innych miejscach.

Chłopaki zza Winkla

Jedni z moich nowych ubiegłorocznych ulubieńców. Fantastyczny duet kocich przyjaciół. Od razu widać było ich więź i to, że lubią spędzać razem czas. Trzymali się blisko siebie, dzielili jedzonkiem, ocierali, szli w tym samym kierunku.

Chłopaki kręciły się w okolicy mariny w Kuźnicy i zaplecza tamtejszej restauracji. Lekko z dystansem do ludzi, ale jedzonko chętnie zjadali.

Krawacik

Krawacik to też kotek spotkany raz, a może dwa... Kręcił się bliżej portu i posesji mieszkalnych. Lubił sobie poleżeć, nie wybiegał na jedzenie. Raczej systematycznie dokarmiany łazęga.


Zdjęcie na niedzielę - 9 czerwca 2019

Dziś jakże uroczy kolorowy zawrót głowy. Góra partia wieży latarni morskiej Gąski to tylko dodatek do kolorowych malowniczych domków.

Pejzaż typowo wakacyjny, pełen miłych skojarzeń urlopowych.

Fot. Monika i Sławek Włodarczyk


Zdjęcie na niedzielę - 2 czerwca 2019

W pierwszą niedzielę czerwca majowe stokrotki z Helu. Kwiatki bardzo ładne, ale mnie zachwyca najbardziej drugi plan fotografii. W tle latarnia morska - Hel.

Fot. Ryszard Kretkiewicz / maj 2019


Wakacje 2018 [10] - idąc do Rozewia

Wracając we wpisach do urlopu z zeszłego roku nie sposób pominąć spacer plażą z Władysławowa do Rozewia. Niestety tego dnia pogoda nie dopisała.

Kawałek przed przylądkiem ostro zaczęło padać i potem deszcz był równomiernie siąpiącym nieprzyjemnym dodatkiem aż do powrotu (również pieszego) na stację PKP we Władysławowie.

Poniżej fotorelacja z odcinka plaża Władysławowo - opaska betonowa pod latarnią.

Fot. Latarnica / czerwiec 2018


Kocia strona wakacji 2018 [6]

W kolejnym odcinku prezentacji kotów spotkanych na wakacyjnym nadmorskim szlaku wciąż pozostajemy w zakoconej Kuźnicy.

Dziś chciałabym wam zaprezentować Paczacza, Parkingową oraz ekipę Porciaków. Były to koty spotykane kilkakrotnie podczas całego wakacyjnego pobytu nad morzem.

Paczacz upodobał sobie posesję ze wspaniałym białym domem od strony zatoki. Uwielbiam tą uliczkę i nieruchomość, na której posesji jest również fantastyczny domek na drzewie. Ten kocur (przyjęłam że to był ON) do południa lubił siedzieć na bruku podjazdu dla samochodów i tak sobie na siebie patrzyliśmy. Nie miał ochoty nigdy bliżej podejść. Ale swoim urokiem osobistym mnie nieustannie czarował. Przepiękny buras o charakterystycznym wyrazie pyszczka.

Parkingowa (tutaj płeć kota również założyłam czysto hipotetycznie) to fantastyczny okaz kotowatych. Całkiem dobrze odkarmiona, urocza lubiła siedzieć na parkingu przy jednej z posesji nad zatoką. Tylko tam ją spotykałam. Siadywała pośród aut i wlepiała swoje zielone spojrzenie we mnie, gdy pojawiałam się znienacka i próbowałam zrobić jej zdjęcia. Moje nieudolne próby podejścia i fotografowania wzbudzały w kotce nerwowość więc mimo kilku spotkań udało mi się tylko pstryknąć te trzy zdjęcia. Wolałam po prostu tam przechodzić i napawać wzrok pięknem kota parkingowego.

Porciaki to grupa kilku kotów (od 2 do 4: buras, czarny i dwa łaciate) lubiących posiedzieć i poleżeć przy wąskim przejściu z kontenerami na odpady prowadzącym do jednej posesji nad zatoką przy kuźnicznym porcie.

Tylko czarno-białe były niepłochliwe i udawało mi się podejść blisko, a czasami i dokarmić. Reszta zerkała na mnie z daleka i w razie czego czmychała przez płot na teren posesji.

Fot. Latarnica