Zdjęcie na niedzielę - 19 stycznia 2025

Dziś wreszcie dotarła do mnie pierwsza fotografia kołobrzeskiej latarni po zakończeniu gruntownego remontu, który czasowo przedłużył się o kilka miesięcy. Zdjęcie aktualne, bo ze stycznia br.

Fot. Małgorzata Ślatała / styczeń 2025


Latarnie morskie w poezji [5]

Dziś w cyklu poetyckim krótki 6-ciowiersz Maryli Wolskiej. Został on opublikowany w "Gryfie" w 1909 roku, a jednocześnie wykorzystał go Franciszek Fenikowski jako motto jednego rozdziału "Zakochanych w Rozewiu".

Znaszli tę ziemię, słowiański synu,

wyhaftowaną złotem bursztynu,

gdzie morska fala przez tysiące lat,

pieści piaskowe ławy drzemiące!

Gdzie nad brzegami zdradliwą nocą

wśród fal latarnie morskie migocą!

Maryla Wolska

Poetka urodziła się we Lwowie w 1873 roku, a zmarła w tym samym mieście w roku 1930.

Na stronie wolnelektury.pl tak w skrócie opisano jej biografie:

Poetka młodopolska; pseud. Zawrat, D-mol, Iwo Płomieńczyk, Tomasz Raróg; pierwotnie nazywała się Maria Młodnicka, znana pod nazwiskiem męża, inżyniera-wynalazcy. Jej matka, Wanda z d. Monné była narzeczoną Artura Grottgera, a po jego śmierci wyszła za mąż za jego przyjaciela, malarza Karola Młodnickiego; w domu Młodnickich panował kult Grottgera, w przypadku Maryli zaowocowało to przygotowaniem bogato ilustrowanego wydania pamiętników i listów matki oraz jej narzeczonego, tworzących ,,dzieje miłości", jak głosi podtytuł Arthura i Wandy (1928).
Lwowski dom Maryli i Wacława Wolskich, zwany Zaświecie, był miejscem spotkań artystów, m.in. literatów z grupy ,,Płanetników", do której należał Oskar Ortwin oraz Leopold Staff, którego debiutowi poetyckiemu patronowała; u Wolskich bywał także Ignacy Paderewski, platoniczna miłość pani domu.
Wolska prowadziła obszerną korespondencję, dotąd w dużej części nieopublikowaną; oprócz wierszy, pisała artykuły publicystyczne, biografie, prowadziła pamiętnik, zatytułowany Quodlibet (wyd. 1974). Styl jej poezji ewoluował od pozytywistycznego, spod znaku Konopnickiej, przez młodopolski pesymizm, po bliską duchowi dwudziestolecia prostotę, które doszła do głosu w ostatnim tomie, zatytułowanym Dzbanek malin (Medyka 1929). W zbiorze tym krytyka doceniła szczególnie krótkie, aforystyczne utwory oraz cykl wspomnieniowych wierszy O dawnym Lwowie.

Poniżej zdjęcie poetki z wikipedia.org


Zdjęcie na niedzielę - 12 stycznia 2025

Skoro mamy zimę i sypnęło w kraju na biało to dziś aktualny widok z Ustki.

Fot. ze strony facebookowej latarni morskiej Ustka/ Piotr Michała


Ze starej prasy [102]

432 numer "Robotnika" będącego organem PPS-u w listopadzie 1934 roku donosił na stronie 4 o nowej radiolatarni na naszym wybrzeżu.

Poniżej latarnie morskie, o których wspomina notka prasowa - kartki pocztowe z lat 30-tych XX wieku


Zdjęcie na niedzielę - 22 grudnia 2024

Za dwa dni Wigilia, nie do uwierzenia kiedy ten czas minął.  W tym roku listopad i grudzień przeleciał dla mnie jak jakiś ekspres widmo, potargał moje życie, moje zdrowie, wymęczył... fizycznie i psychicznie. Każdy wysiłek był prywatnym zdobywaniem Everestu. Wspinałam się bo tak trzeba, zaciskająć zęby...

W ten grudniowy cza Jedną z nich było Darłówko. Mam z nim i dobre i bardzo złe wspomnienia. Darłówko w ostatnie lata bardzo się zmieniło. Może dobrze, że potraktowałam je jako niemal nowe nieznane miejsce.

Poniżej letnia odsłona latarni w Darłówku. Jak byłam w jej wnętrzu niestety widać od samego wejścia, że obiekt nie jest  w najlpeszym stanie.

Fot. Latarnica /lipiec 2023


Latarniane unikaty [7]

Dziś mam dla wielu miłośników latarni prawdziwy UNIKAT, takie rzadkie ujęćie niemal się nie trafia i nigdy nie miałam pojęcia o tym, że istnieje a jednak... Na facebookowym forum o historii Choczewa i okolic wstawiono fotografię  opisaną jako 1904 rok (niestety nie udzielono mi odpowiedzi skąd ona pochodzi) z okresu początków budowy latarni morskiej STILO. Ledwo można rozpoznać charakterystyczne cechy tej wieży. Oto ten kadr:

Rownież na facebookowej stronie - tym razem na profilu p. Szymona Redlina (kiedyś sołtys Jastrzębiej Góry a dziś radny sejmiku województwa pomorskiego) znalazłam stare unikalne zdjęcia z okolic Lisiego Jaru obejmujące "autostradę ku słońcu" oraz w tle latarnie Rozewie I i Rozewie II z lat przedwojennych. Autostrada wiodąca z Wladysławowa ku Karwi ma już gotowe plany na wykonanie nowej nawierzchni (służy nam i liczy już 94 lata) i najwyższty czas na jej odnowienie. Tu również nie podano źródła zdjęć.

Na koniec przedwojenna  kartka pcztowa z latarnią w Ustce - piękne i jakże wyraźne ujęćie. Fot. aukcyjna


Zdjęcie na niedzielę - 15 grudnia 2024

Dzisiejszej niedzieli, w połowie ostatniego miesiąca w roku wrócimy na chwilę do końcówki listopada, bowiem wtedy powstała ta fotografia. W listopadzie zima zaatakowała wybrzeże i sypnęła również bielą na Rozewiu. Poniżej oczywiście latarnia Rozewie II. Zdjęcie wykonała mieszkanka Helu. Więcej jej pięknych kadrów możecie oglądać na fotograficznym profilu na facebooku:

https://www.facebook.com/KatarzynaStempniak.Fotografia

Fot. Katarzyna Stempniak / 25 listopada 2024


Zdjęcie na niedzielę -8 grudnia 2024

Dziś fotografia wykonana po zapadnieciu zmierzchu przy latarni morskiej w Niechorzu. Dokładnie wykonana była 21 listopada br. w dzień, w którym sypnęło bielą na naszym wybrzeżu.

fot. strona latarni w Niechorzu na facebooku


Wakacje 2022 [5]

W drugim odcinku cyklu z wakacji z 2022 roku pokazłam trochę detali z portu Kuźnicy. Pozostańmy dziś również przy fotografach skupiających się na detalach i wąskich kadrach. Ale pochopdzą one i z portu i dalszych uliczek.  Choć w Kuźnicy pojęcie "daleko" nie istnieje. Tam wszystko jest blisko i bardzo to lubię. Uliczkami Kuźnicy zamę się również w osobnym wpisie wspomnieniowym z tego lata.

Fot. Latarnica / czerwiec 2022 


Zdjęcie na niedzielę - 1 grudnia 2024

Nowy ostatni miesiąc roku zaczynam w klimacie zimowym, bo grudzień jednak wielu z nas kojarzy się ze śniegiem i zimowym białym pejzażem. Wprawdzie fotografia została wykonana w listopadzie br., ale jest tak urocza, że musi otwierać ten miesiąc.

Fot. Damian Łozicki - latarnik ze Stilo / listopad 2024


Nowy eksponat w Muzeum Helu

W sierpniu br Muzeum Helu i sala ekspozycyjna poświęcona okolicznym latarniom morskim wzbogaciła się o nowy piękny eksponat.

Tak o historii nowego obiektu na wystawę napisano na stronie facebookowej:

Jest tak, że ludzie podobnych zainteresowań przyciągają się wzajemnie. My na pewno mamy szczęście do ludzi wielkich pasji i wielkiego serca. Jakiś czas temu z Muzeum Helu skontaktował się pan Hubert Jakubowski z Poznania, chcąc podarować w poczet naszych eksponatów, wykonany przez siebie model tzw. Helskiej Blizy. Model, który przedstawia pierwszą samodzielną helską latarnię pan Hubert wykonał sam na podstawie zdjęć i dostępnych opisów. Latarnia przez niego wykonana odtworzona jest niezwykle wiernie, z wyraźnie przedstawionym kamiennym nasypem, na którym była ona usytuowana. Warto zaznaczyć, że wszystkie elementy, które posłużyły do jej wykonania, drewno, patyki, kamienie, piasek odtwarzający wydmę, pochodzą z Helu, autor zadbał więc o każdy szczegół. W zeszły piątek Pan Hubert wraz z kolegą przywiózł model do nas, był też czas zwiedzić Muzeum oraz porozmawiać o helskiej historii, bowiem pan Hubert mimo iż mieszka tak daleko, jest wielkim entuzjastą Helu i wszystkiego, co z nim związane. Jeszcze raz serdecznie dziękujemy za taki cenny dar dla naszego Muzeum, gratulujemy pięknej pasji i umiejętności oraz życzymy sobie więcej takich ludzi, którzy tym co robią chcą dzielić się z innymi.
W naszym Muzeum posiadamy już rekonstrukcję Helskiej Blizy w skali 1:1, która wznosi się ponad murami Muzeum Helu, wykonany przez pana Huberta model, zasili zaś naszą wystawę stałą dotyczącą latarni morskich polskiego wybrzeża. Lepszego prezentu na wczorajszy Międzynarodowy Dzień Latarni Morskich chyba nie mogliśmy sobie wymarzyć.

Tym większa moja radość, że eksponat przyjechał z mojego rodzinnego Poznania. Pasjonatów latarni w moim mieście nie brakuje. Poniżej fotografie rekonstrukcji blizy w wykonaniu pana Huberta.

Jeśli chcecie trochę szerzej spojrzeć na temat tego obiektu zapraszam do archiwalnego wpisu:

https://latarnica.pl/2019/03/15/najstarsza-helska-bliza/

Fot. główna wpisu  oraz moment przyjazdu i przekazania repliki - Muzeum Helu / facebook


Dobroczynny ból mięśni

Nie ma to jak wyrzucenie wraz z litrami potu wszystkich napięć i stresów całego kończącego się tygodnia. O dobroczynnym działaniu aktywnego trybu życia wiadomo nie od dziś. Ja przekonałam się o tym całkiem niedawno. I pewnie długo bym jeszcze trawła w błogiej nieświadomości, gdyby nie poważna decyzja, że jedynie porządne zmęczenie się fizyczne w fitness klubie pomoże mi okiełznać napięcia nagromadzone po każdym zakończonym dniu pracy. Dla niektórych osób pewnie jeszcze lepsze od ćwiczeń byłyby zajęcia ze sztuk walki, w których mogliby atakować przypięte na przeciwniku podobizny swoich ulubionych kontahentów i klientów firmy, czy choćby ich logo zawieszone np. na worku bokserkim. Mnie wystarcza godzina intensywnego stepu, po której pojawia się miła amnezja wypędzająca ze świadomości każdy najdrobniejszy problem, a w jej miejsce wchodzi dobroczynny ból różnych partii mięśni i ogólne samopoczucie fizycznego zmęczenia - tak miłe i odstresowujące.

Terapia ruchem jest niezastąpiona przy każdego rodzaju problemach związanych z nerwówką dnia codziennego. Choć kiedyś nienawidziłam zajęć z wf-u i najchętniej wagarowałabym na każdej takiej lekcji, to obecnie czekam z wytęsknieniem na piątkowy wieczór. Przy głośnej muzyce, której rytm z każdą minutą ćwiczeń wzrasta , pod nieustępliwym okiem trenerki Izy, wszyscy wypruwamy sobie żyły.... ale po godzinie takiej orki oczyszczenie psychiczne jest cudowne. To tak jakby zrobić restart swego mózgu. Wszystkie śmieci zakłócające system znikają - a maszyneria zaczyna działać jakby dopiero została powołana do życia.

Wreszcie zaczyna się tak wyczekiwany weekend! Zatem pora iść przygotować sobie grzańca galicyjskiego z pomarańczą... i nadrobić trochę czytanie. Niech żyje świadomość, że jutro nie trzeba się zerwać - jeszcze o zmroku - do pracy! To naprawdę wspaniałe! Budzikom śmierć!

 

Fot. głowna wpisu pixabay.com


Młodość jak poranek

Cytat z powieści Johna O'Farrella "To jest twoje wspaniałe życie", którą obecnie czytam:

[...] Młodość jest jak poranek:  jeśli dobrze nie zastartujesz przed lunchem, grozi ci, że zmarnujesz cały dzień. Cóż, ja okres między dwudziestką i tydziestką najwyraźniej spędziłem na myciu naczyń po śniadaniu, czytaniu gazety i wypijaniu drugiej herbaty, a potem nagle przyszła w moim życiu pora lunchu, ja zaś wciąż jeszcze byłem  wszystkim daleko w lesie.

Zadanie na jutro:  dobrze wystartować w nowy dzień!

Fot. główna wpisu pixabay.com


Kroniki portowe

Jest taka doskonała powieść Annie E. Proulx Kroniki Portowe i jej równie udana ekranizacja w reżyserii Lasse Hällstroma (twórcy "Czekolady", \Wbrew regułom" czy "Co gryzie Gilberta Grape'a"). To ten rodzaj literatury i obrazu filmowego, który bardzo do mnie przemawia. Nie dominuje w nich akcja, lecz głęboka analiza postaci, które doświadczają przeobrażenia swoich życiowych postaw pod wpływem zdarzeń zupełnie od nich niezależnych. To bardziej powieść biograficzna, skupiona na postaci Quoyla - życiowego nieudacznika - poszukującego swojgo stabilnego miejsca w brutalnym  świecie chaosu i wyścigu szczurów, do którego zupełnie nie pasuje. Kolejne decyzje,  które podejmuje po nieudanym i tragicznym związku z Petal - kobietą skupioną wyłącznie na sobie samej - prowadzą go wraz z córeczką na Nową Funlandię, która jest krainą jego przodków. Im dłużej tam przebywa zaczyna odkrywać nieznane fakty z życia członków swojej rodziny i zdarzenia, których tam doświadczyli. Pomału wsiąka w lokalną społeczność i podejmuje pracę w miejscowej gazecie obejmując rubrykę Kronik portowych. W niepewnym mężczyźnie budzi się do życia prawdziwy Quoyle. Duchy przeszłości niespodziewanie odżywają, a głosy minionych epok zaczynają do niego przemawiać przez dawny opuszczony dom, który na nowo zasiedlił - dom przymocowany do skalistego wybrzeża stalowymi linami, chroniącymi go przez odleceniem pod wpływem silnych sztormowych wiatrów. Choć Quoyle ma lęk przed pływaniem i nieznaną wodą odkryje, że pochodzi z rodziny, która ma morze we krwi i nie może uciec swemu przeznaczeniu. Ono go prędzej czy później i tak dopadnie.\r\n\r\nMnie szczególnie urzekła cudowna historyczna scena z przeszłości rodziny bohatera (udana literacko i bezspornie rewelacyjnie pokazana w filmie), kiedy cały rodzinny klan Quoyle\'ów przeciąga po lodzie swój dom idąc zamarzniętym morzem w śnieżycy. Niezapomniany kadr!

Fot. główna wpisu pixabay.com


Zamarznięta zatoka

Nie wątp w błękit nieba, gdy nad twoim dachem stoją ciemne chmury - mówi indyjskie przysłowie.

Trudno optymistycznie patrzeć w jutrzejszy dzień skoro mróz trzyma, a zaspy wokół nas rosną w zastraszającym tempie. Zamarzła już nawet Zatoka Pucka, Zalew Szczeciński i Wiślany. Rybacy podobnie jak kierowcy muszą odkopywać i odladzać swoje kutry. Niestety mają jedną dodatkową trudność. Trasa, po której chcieliby ruszyć na połów jest w przeciwieństwie do dróg  bardziej niedostępna. Gdyż zmieniła swoją postać z cieczy na ciało stałe. Pamiętam taki styczeń sprzed kilku lat na Półwyspie Helskim. Zatoka wyglądała jak wielkie  boisko futbolowe z białą nawierzchnią. Można było po niej spokojnie spacerować i spotykaliśmy na tym niecodziennym szlaku wielu spacerowiczów, a nawet i łyżwiarzy. To był piękny zimowy poranek. Mróz szczypał w twarz, a śnieg pod stopami skrzypiał i skrzył się tysiącem odblasków pod wpływem ostrego słońca. Zima poza dużymi aglomeracjami ma swoje uroki. Nad morzem bywa kapryśna, nieprzewidywalna, ale te puste miasteczka i kurorty mają wtedy zupełnie inny charakter. Wreszcie widać je w całej krasie. Niepoprzysłaniane kiczowatymi budkami i straganikami domy tworzą niemal senną atmosferę, ale jak się dobrze wpatrzymy wszęzie toczy się normalne życie, choć trochę wolniej i inaczej.  Dla wielu mieszkańców to wciąż pogoda i natura dyktuje warunki i kształtuje przebieg dnia. Uwielbiam ten  pozasezonowy spokój nad Bałtykiem. Na pustej plaży można się poczuć jak ostatni człowiek na planecie Ziemia. To dziwne i  refleksyjne ale jednocześnie bardzo przyjemnie doświadczenie.

Fot. główna wpisu pixabay.com


Zadanie na dziś

Po śnieżnych przeżyciach dzisiejszego  poranka, po którym wciąż czuję ogromny ból ramion od włożonego wysiłku w odlodzenie auta, postanawiam do jutra rana opracować skuteczną metodę na szybkie i efektowne odśnieżanie samochodu... Póki co mam jedynie pustkę w głowie, a na swoim koncie złamaną kolejną skrobaczkę do szyb. To już druga w przeciągu kilku dni. Jak tak dalej pójdzie wykupię zimowy abonament na niezbędny kierowcom zimowy sprzęt. Oby po przebudzeniu nie czekała mnie niespodzianka zmuszająca zaspany umysł do zabawy intelektualnej w stylu: Zgadnij które z aut jest twoje?

Bo po obfitych opadach białego puchu zawsze można omyłkowo odkopać samochód sąsiada i niebywale go tym uszcześliwić. Ale czy on w ramach rewanżu odkopie i nasz?  Dobrego sąsiada poznasz po czynach jego!  Zatem życzę wszystkim zmotoryzowanym powodzenia o poranku! Być może spotkamy się pod blokiem uzbrojeni w sprzęt odkopująco-odmrażająco-skrobiący. Jakby nie było aura sprzyja porannym rozmowom o pogodzie jak nigdy wcześniej tej zimy. Kto zna jakieś skuteczne zaklęcia odmrażające proszony jest o stawienie około 7 rano na parkingu.

Fot. główna wpisu pixabay.com


Ta najważniejsza lektura

Jeszcze na dobre  nie oswoiłam się ze zmianą daty  (ciekawe ile jeszcze razy odbierając przesyłkę na poczcie wpiszę rok 2009), a pomału zapełnia się już lista tegorocznych książek. Startuje zazwyczaj bardzo dobrze. Jakoś styczeń sprzyja czytaniu, bo i cała zima jest taka kocykowa, fotelikowa i czytelnicza. Ale potem bywa już coraz gorzej i coraz mniej książek udaje się w jednym miesiącu przeczytać. Bo nie uznaję odkładania lektury bez dotarcia do jej ostatniej strony, nawet gdyby była najgorszym gniotem. Wiem, że to strata czasu. Jonathan Carroll mawiał na spotkaniach z czytelnikami, że jeśli książka nam nie odpowiada po paru stronach należy ją po prostu wyrzucić przez okno. Ja tego nie potrafię. Za bardzo szanuję słowo drukowane. Nawet jeśli mnie nie do końca satysfakcjonuje.

Wpisując listę lektur 2009 roku zastanawiałam się, która zasługuje na tytuł NAJ, choć maksymalną notę otrzymało sporo. Nie potrafię wybrać tej jednej, ale w pierwszej trójce zdecydowanie znalazłyby się:

Pierwsza miłość Francine Prose (recenzję mojego autorstwa tej książki można przeczytać na:

http://www.pinezka.pl/recenzje/3588-wyboista-droga-w-trudny-czas,  Do nowego anioła Arno Bohlmeijer  i Moje drugie ja Salley Vickers.

Dopiero teraz dostrzegam, że wszystkie te powieści łączy jeden wątek: śmierci kogoś bliskiego. Zarówno Prose jak i Vickers to jedne z moich ulubionych współczesnych pisarek. W zasadzie sięgam po ich kolejne książki w ciemno, wiedząc że jako czytelnik nie będę zawiedziona, a lektura skłoni do wielu refleksji. Arno Bohlmeijer był autorem mi nieznanym Do nowego anioła otrzymałam w prezencie), ale głęboko poruszył opowiedzianą historią walki o życie  swoje i swojej rodziny. To w zasadzie statyczna, bardzo spokojna i rzeczowa (chwilami wręcz naturalistyczna) relacja z okropnego wypadku samochodowego i jego skutków. Podejrzewam, że książka miała dla jej autora działanie terapeutyczne, ale dzięki swej szczerości, głębokiej życiowej prawdzie i świadomemu nie upiększaniu nawet najtrudniejszych chwil staje się taka również dla czytelnika. Może pocieszyć, wzruszyć, ukoić, podkreślić wartość więzi rodzinnych, miłości małżeńskiej, dać nadzieję i pozwolić godnie przejść przez najtrudniejszy okres tuż po starcie kogoś najbliższego.

Moje drugie ja o świetnie napisana opowieść o terapeucie i jego pacjentce, która trafia pod jego opiekę po nieudanej próbie samobójczej. Kolejne sesje terapeutyczne ujawniają coraz więcej szczegółów z życia bohaterki i rysują pejzaż niezwykłej miłości sprzed lat. Częste spotkania w gabinecie odkrywają coraz to nowe karty  i zbliżają obojga do siebie. Autorka doskonale przedstawiła budzącą się bliskość i to jakie wywołuje ona skutki w życiu bohaterów.

Wszystkie trzy książki idealnie czyta się w mroźne zimowe wieczory przy kubku aromatycznej, korzennej herbaty, ze śniegiem zacinającym za oknem. To lektury, o których długo się pamięta i mogą sprowokować do ciekawych dyskusji, o ile zdecydujecie się je przeczytać z kimś ukochanym. A zapewniam, że warto.

Fot. główna wpisu pixabay.com


Muzyka na przysypany śniegiem dzień

Ten utwór dopada mnie  z całą mocą raz na jakiś czas. Nie wiem co takiego ma w sobie, że lubi wygodnie rozgościć się w podświadomości i chodzić za mną przez cały dzień. Dziś również był taki poranek. Spojrzałam za okno, w przysypany świeżym białym puchem zimowy pejzaż, wiatr zacinał i tworzył małe trąby powietrzne uderzające w spieszących i przygarbionych przechodniów, a w mojej głowie zabrzmiały pierwsze nuty tej piosenki... Muzyka Brainstrom ma w sobie zimny wiatr północy, szum morza, skrzypienie śniegu... Idealna na taką porę jak ta.

http://www.youtube.com/watch?v=_04n7LQ52Hk&translated=1\">Brainstorm, French Cartoon

 

Fot. główna wpisu pixabay.com


Kolor nadziei

Nadzieja zawiera w sobie światło mocniejsze od ciemności, jakie panują w naszych sercach.

Jan Paweł II

Marzenie o czymś nieprawdopodobnym ma swoją nazwę. Nazywamy je nadzieją.

Jostein Gaarder, Dziewczyna z pomarańczami

Wśród morza ewentualności: tego, co potrzebne, mniej potrzebne i zbyteczne, tego, co przyjemne, a pożyteczne, tego, co szkodliwe, bardziej szkodliwe, a smakowite, tego, co opłacalne, bardziej opłacalne, a krzywdzące drugiego człowieka, tego, co prawdziwe, mniej prawdziwe, kłamliwe, ale dające korzyści. Nie zgubić się w tym gąszczu ani nie rozstrzygać fałszywie. Nie zgubić się ani na chwilę, ani na miesiąc, ani na całe życie. Umieć wrócić, gdy się pobłądzi. Umieć odkryć błąd, przyznać się do tego, że się było nieuczciwym, brutalnym, egoistycznym, że się skrzywdziło drugiego człowieka. Potrzeba drugiego człowieka , który pomoże, ostrzeże, upomni w imię dobra, życzliwości. Potrzeba drugiego człowieka, który uratuje od rozpaczy. Potrzeba człowieka wiernego, który nie zdradzi nie odejdzie, nie opuści, nie zdarzy się czas próby, niepowodzeń, klęsk, katastrof życiowych, gdy wszyscy się odsuną, potępią, zapomną, który pocieszy, podeprze, poda rękę, pozwoli uwierzyć siebie, przyniesie nadzieję i radość.

ks. Mieczysław Maliński

Dziękuję losowi za wszystkich ludzi jakich mam wokół. Za to, że wiedzą nie tylko jakich używać słów, ale kiedy nimi obdarowywać. To wielka sztuka.

Fot. główna wpisu pixabay.com


Samotna jedna gwiazda

Z sms-a od przyjaciela:

Każda noc broczy gwiazdami by w końcu uciec przed światłem dnia.

Dziś doświadczyłam w szarym świetle zimowego dnia zarówno ciemności nocy, jak i blasku nadziei. Póki ona istnieje nic nie umiera... Wczoraj Kościół obchodził święto Trzech Króli. Jakie dziś - po ponad 2 tysiącach lat - płynie z tego wydarzenia przesłanie dla współczesnego człowieka? Najważniejszym jest jedna prosta prawda: żeby dostrzegać i iść za znakami, które objawiają się nam  na ścieżce życia. Nie ważne czym one są. Czy lekturą, która zawoła z bibliotecznej półki w określonym, idealnym czasie. Czy numerem telefonu, który nagle przebije się na plan pierwszy z odmętów pamieci i odbędziemy tą jedną ważną rozmowę. Czy tylko pośpieszną myślą przelatującą przez świadomość jak kometa, ale mogącą zmienić całą przyszłość czy relacje z kimś bliskim. Wsłuchujmy się w dźwięki ciszy, bo one też są muzyką. Wytężmy wzrok, bo wokół są osoby oczekujące tego zainteresowania. Rozważmy senny motyw, który jako podszept losu, przynosi czasami najlepsze i najprostsze rozwiązania... Odpowiedź leży czasami tak blisko. Nie warto lekceważyć znaków - choćby miały postać samotnej gwiazdy na pustce nocnego nieba.

Fot. główna wpisu pixabay.com