Zdjęcie na niedzielę - 5 stycznia 2025

Nowy rok zaczynam zdjęciem latarni, którza rzadko się w ogóle na Latarnicy pojawia, bowiem nie jest popularnym ibiektem zdjęć i dojśćie do niej jest utrudnione. Więc albo bardzo dobry obiektyw, albo znajomości. Kiedyś można było pod samą latarnię dojechać autobusem z Gdańska centrum, a dziś stoi na terenie portowym za zamkniętym szlabanem.

Niechaj rok 2025 otwiera najsza najmłodsza i najbardziej nowoczesna latarnia w Porcie Północnym.

Fot. Baza Oznakowania Nawigacyjnego / grudzień 2024


I za momencik Nowy Rok

Mimo, że Sylwester przypada jutro chcialam pozostać przy harmonogramie wrzucania wpisów w poniedziałki, środy i piątki więc dziś, na dobę przed godziną zero, żegnam się z Wami i Starym Rokiem. NIe będę ukrywać, że w moim przypadku to wielka ulga i z radością odnotowuję to rozstanie. To nie był lekki rok. Więćej wspomnę pewnie w wpisie urodzinowym. Tak, czy inaczej bez żalu - niechaj odchodzi 2024 i przechodzi już do historii.

Sobie samej gratuluję, że wytrwałam i dałam Wam 12 miesiecy regularnych wpisów na różne tematy - z dominującym oczywiście motywem latarni krajowych i światowych. A Wam drodzy Czytelnicy dziękuję za obecność. Widzę to po statystykach. Jest was naprawdę sporo. To najleopsza nagroda dla mnie, że nie piszę dla siebie tylko.

Wszystkiego dobrego na Nowy 2025 Rok! Niechaj przebije pod każdym względem 2024!

Fot. freepik.com

Fot. główna wpisu pixabay.com


Zdjęcie na niedzielę - 22 grudnia 2024

Za dwa dni Wigilia, nie do uwierzenia kiedy ten czas minął.  W tym roku listopad i grudzień przeleciał dla mnie jak jakiś ekspres widmo, potargał moje życie, moje zdrowie, wymęczył... fizycznie i psychicznie. Każdy wysiłek był prywatnym zdobywaniem Everestu. Wspinałam się bo tak trzeba, zaciskająć zęby...

W ten grudniowy cza Jedną z nich było Darłówko. Mam z nim i dobre i bardzo złe wspomnienia. Darłówko w ostatnie lata bardzo się zmieniło. Może dobrze, że potraktowałam je jako niemal nowe nieznane miejsce.

Poniżej letnia odsłona latarni w Darłówku. Jak byłam w jej wnętrzu niestety widać od samego wejścia, że obiekt nie jest  w najlpeszym stanie.

Fot. Latarnica /lipiec 2023


Latarniane unikaty [7]

Dziś mam dla wielu miłośników latarni prawdziwy UNIKAT, takie rzadkie ujęćie niemal się nie trafia i nigdy nie miałam pojęcia o tym, że istnieje a jednak... Na facebookowym forum o historii Choczewa i okolic wstawiono fotografię  opisaną jako 1904 rok (niestety nie udzielono mi odpowiedzi skąd ona pochodzi) z okresu początków budowy latarni morskiej STILO. Ledwo można rozpoznać charakterystyczne cechy tej wieży. Oto ten kadr:

Rownież na facebookowej stronie - tym razem na profilu p. Szymona Redlina (kiedyś sołtys Jastrzębiej Góry a dziś radny sejmiku województwa pomorskiego) znalazłam stare unikalne zdjęcia z okolic Lisiego Jaru obejmujące "autostradę ku słońcu" oraz w tle latarnie Rozewie I i Rozewie II z lat przedwojennych. Autostrada wiodąca z Wladysławowa ku Karwi ma już gotowe plany na wykonanie nowej nawierzchni (służy nam i liczy już 94 lata) i najwyższty czas na jej odnowienie. Tu również nie podano źródła zdjęć.

Na koniec przedwojenna  kartka pcztowa z latarnią w Ustce - piękne i jakże wyraźne ujęćie. Fot. aukcyjna


Praga [4] - metro i miasto by night

Tak jak pisałam w 3 pierwszych odcinkach o moim jesiennym pobycie w Pradze, bedę od czasu do czasu podrzucać tutaj kolejne wpisy o tym co zachwyciło mnie w tym mieście. Nie  poznałam je na tyle by poprawnie operować nazewnictwem dzielnic, miejsc, zabytków, ale wiem co mi się podobało, co zachwycało oczy. Dziś krótki wpis o "kolorowym" metrze i troche ujęć nocnych z tego miasta.

Praga stała się dla mnie (poza Warszawą) pierwszym europejskim miastem, w którym miałam okazję podróżować metrem. Zachwycił mnie ten kolorowy wystrój stacji - z jednej strony prosty, powtarzalny a jednak mający przez zmianę barw swój urok. Fantastycznie skraca się czas pokonywania sporych odległosci dzięki podróżowaniu metrem i trochę przerażała mnie głębokość położenia posczególnych stacji pod ziemią. Wyobraźnia oraz wrodzona klaustrofobia działały...

W każdym miejscu, które się odwiedza warto je zobaczyć i w świetle dnia i po zmroku. Czy to miejscowości nadmorskie, górskie czy duże metropolie. Nie odpuściłam sobie również popatrzenia na Pragę po zapadnięciu zmroku.

Fot. Latarnica / Praga wrzesień 2024


Zdjęcie na niedzielę - 15 grudnia 2024

Dzisiejszej niedzieli, w połowie ostatniego miesiąca w roku wrócimy na chwilę do końcówki listopada, bowiem wtedy powstała ta fotografia. W listopadzie zima zaatakowała wybrzeże i sypnęła również bielą na Rozewiu. Poniżej oczywiście latarnia Rozewie II. Zdjęcie wykonała mieszkanka Helu. Więcej jej pięknych kadrów możecie oglądać na fotograficznym profilu na facebooku:

https://www.facebook.com/KatarzynaStempniak.Fotografia

Fot. Katarzyna Stempniak / 25 listopada 2024


Latarnica poleca [61]

Czy lubicie powracać do ulubionych bohaterów książkowych? Czy macie tak jak ja, że bardzo przyzwyczajacie się do świata książki, w której aktualnie przebywacie i żal wam jest pod koniec czytania rozstania i z tymi miejscami i postaciami? Mnie zazwyczaj dopada taki smutek, gdy docieram do finałów historii książkowych. Czasami wręcz zwalniam z tempem czytania, by jeszcze trochę nacieszyć się tym wykreowanym przez pisarza światem.

Wombat Maksymilian jest takim bohaterem, do którego można na szczęście powrócić jak do dobrego kumpla i przeżyć z nim nowe przygody. 12 listopada miała miejsce premiera - obok misji na dachu świata - kolejnych  przygód Wombata Maksymiliana - tym razem w Chinach. Nikomu nie trzeba dziś mówić jaką potęgą gospodarczą jest w obecnych czasach to państwo i jak wiele wokół nas i w naszych domach produktów wyprodukowanych właśnie w tym ogromnym i bardzo gęsto zaludnionym kraju. Byłoby dziwne, gdyby Wombat Maksymilian przemierzając Bhutan czy Nepal nie trafił do tej azjatyckiej krainy, której zawdzięczamy mnóstwo wciąż używanych wynalazków nawet sprzed tysięcy lat.

Maksiu jest wciąż w niekończącej się podróży i przeżywa nadal swą wielką przygodę. Nie po drodze mu powrócić do rodzimej Australii i martwiącej się tam o niego rodziny. Czasami dopada go myśl o powrocie, ale kiedy kończy się jedna misja, zaraz zaczyna kolejna. Musi stale iść przed siebie, choć sam najchętniej to by przed sobą kopał tunele, bo przecież to wombatom wychodzi najlepiej. A jemu na pewno, skoro przekopał się z rodzinnych stron aż na inny kontynent.

Dla przypomnienia wombaty to małe, okrągłe włochate stworzenia z rodziny torbaczy. Lubią zajadać korzonki i roślinki czyli to klasyczni wegetarianie. Ich ojczyzną jest kontynent australijski. W trzecim tomie przygód tego słodkiego zwierzaka (a każdy nadaje się do czytania jako samodzielna niezależna powieść podróżnicza) przemierzamy z Maksymilianem kraj zwany Chinami. Nasz bohater jak zwykle nie potrafi rozpoznać, gdzie tym razem rzucił go los, ale znajduje na swojej drodze miejscowego przewodnika. Tym razem takim nieocenionym pomocnikiem i przyjacielem zostaje szczurek o imieniu He. Maksymilian w życiu nie przypuszcza, że w Państwie Środka przyjdzie mu znienacka spotkać się ze swoją rodziną, choć będą to raczej same kłopoty, z których trzeba będzie jakoś po wombaciemu z honorem wybrnąć.

W „Wombacie Maksymilianie i rodzinie w tarapatach” mamy okazję poznać bliżej postać jego starszego brata Klopsa. Dlaczego futrzak nosi takie imię dowiecie się również z tej historii. Autor Marcin Kozioł użył w tej opowieści takiego zabiegu, że Klopsik szukający Maksymiliana w różnych krajach ma osobno poświęcone mu rozdziały, których jest narratorem i które są czytelnie wyróżnione w książce. Póki się oboje nie spotkają oko w oko samotnie przemierzają nieznane sobie kraje. A wszystko przez tęskniącą za bratem ich młodziutką siostrę Malinkę. To ona wywołała lawinę niefortunnych zdarzeń, bowiem przy pierwszym wyrwaniu się Maksia w świat wskoczyła za nim w jego wykopany wombaci tunel i… no właśnie. Wpadła w prawdziwe tarapaty! Mamy więc nie tylko powieść podróżniczą, ale wręcz konkretne wątki gangstersko-kryminalne. 

Jeśli „Rodzina w tarapatach” będzie waszym pierwszym spotkaniem z tymi bohaterami to możecie się zastanawiać co znaczą te wombacie łapki z tajnym szyfrem. Od razu rozwieję wasze wątpliwości. Książki o Wombacie Maksymilianie to coś więcej niż zadrukowane strony. A zadrukowane są pięknie, bo chińską przygodę wzbogacają BARDZO liczne i PRZEPIĘKNE fotografie wykonane przez Autora, które pokazują nam wszystkie opisywane miejsce. A odwiedzimy tutaj m.in. Wielki Chiński Mur, Pekin, Szanghaj, Hongkong i Makao. Poznacie też co to uliczki hutongu. Tym „czymś więcej” wombaciego cyklu jest jego multimedialność. Drogi Czytelniku - bądź koniecznie uzbrojony w dostęp do internetu. Tajne kody z łapek przenieś w stosowne deszyfrujące okienko na stronie WombatMaksymilian.pl a odkryją się przed tobą dodatkowe multimedia: zdjęcia, mapy, filmy. Ja np. z wielką ciekawością sprawdziłam jak brzmi tradycyjny chiński instrument oraz jakie wrażenie robi koncert na największe bębny z Wieży Bębna. Coś niesamowitego! 

Poza fotografiami wydawnictwo zdobią prześliczne ilustracje pana Mariusza Andryszczyka. To dzięki niemu wombaty są jak żywe i nie mogę oczu nasycić tymi słodkimi krągłymi kształtami. O realizm i dbałość faktograficzną powieści zadbała pani Elvira Eevr Djaltchinova-Malets, historyk sztuki i antropolog kulturowa. W chińskiej przygodzie Maksia dużo dowiemy się o kulturze, religii, i tradycji Chin. Sami zobaczycie, że wombaty odwiedzą te najważniejsze i słynne miejsca. Natrafią nawet podczas spaceru na pomnik samego Bruce’a Lee.

Jak zawsze mamy tu super nakreślone postacie. Sympatyczny szczurek He jest bardzo pomocny w zrozumieniu kraju, w którym żyje, choć najbardziej zna go od strony kanałów i śmietnisk restauracji. A skoro Autor wyjawi wam dlaczego Klops został Klopsem to poznacie również historię imienia Malinki. No i pojawi się również znany z nepalskiej przygody Pan Dudek!

Podobnie jak w pozostałych książkach cyklu od strony naukowej Maksymiliana wspomaga jego Tata Wombat (chodząca encyklopedia) oraz podróżniczka Zuza - przyjaciółka i sprawczyni tego, że namówiła naszego bohatera na publikację swoich przygód. Wiedza dopełniająca to z czym spotyka się bohater jest odpowiednio wyróżniona na kartach książki. W chińskiej przygodzie Czytelnicy zetkną się również ze sztuką kaligrafii, Zakazanym Miastem, terakotową armią, siecią podziemnych kanałów, starymi chińskimi grami, a znajomość jednej sprawi, że Maksiu… Nie, jednak wam nic więcej nie zdradzę. Przeczytajcie sami.

Na koniec pytanie, ale odpowiedzcie sobie szczerze. Lubicie czytać? Ja nie wyobrażam sobie dnia bez chwili na książkę, ale nie każdy to lubi i nie każdy dysponuje wolnym czasem. Ale lubicie przygodę, podróże i fajne historie? To  możecie odetchnąć. Nic straconego! Przygody Wombata Maksymiliana są dostępne również w formie dźwiękowej. W Legimi znajdziecie audiobooki czytane przez aktora Krzysztofa Plewako-Szczerbińskiego. 

Jeśli jeszcze ma ktoś wątpliwość czy warto udać się do dalekich krajów z Masymilianem, to dodam że książki otrzymały prestiżowe nagrody. Mają na swoim koncie:

Nagrodę Magellana:

Nagroda główna dla najlepszego przewodnika dla dzieci ogłoszona przez „Magazyn Literacki Książki”, „Kontynenty” i „Podróże”

Nagrodę Komitetu Ochrony Praw Dziecka.

Nagroda główna w XXI konkursie „Świat przyjazny dziecku” dla książki „Wombat Maksymilian i Królestwo Grzmiącego Smoka”

Wydawca podaje, że historie o Maksymilianie najbardziej trafią do czytelnika w wieku 7-12 lat. Ale przyznam się , że mnie bardzo wciągnęły te opowieści. Zatem to lektura dla każdego. I jest to fantastyczny środek by zainteresować dzieciaki światem i odmiennymi kulturami. Ale i dla młodszych czytelników Wydawnictwo Bumcykcyk ma coś w tym temacie. Dla dzieci w wielu 4-8 lat ukazały się już dwa tomy z nowej serii o Malince Wombat. Więc i młodsze i starsze znajdą coś dla siebie. Aby zobaczyć pełną ofertę zajrzyjcie koniecznie na bumcykcyk.com. I jestem przekonana że bez względu na to, od której przygody zapoznacie się z tym bohaterem, na jednej książce się nie skończy. 

Reasumując: LATARNICA poleca!

Podstawowe dane książki

Tytuł: „Wombat Maksymilian i rodzina w tarapatach

Autor: Marcin Kozioł

Ilustracje: Mariusz Andryszczyk

Zdjęcia: Marcin Kozioł

Wydawca: Wydawnictwo Bumcykcyk

Wydanie II: 2024

Objętość: 208 stron

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Format: 166 x 220 mm

Poniżej front  i tył okładki

Poniżej wybrane rozkładówki książki

Poniżej sesja 3 tomu serii z kotką Myszką i jej chinńska przygoda

Dla przypomnienia dodam, że przygody Wombata Makrymialiana to cykl 3 książek (na chwilę obecną) i można je kupować i czytać w dowolnej kolejności.

 


Zdjęcie na niedzielę -8 grudnia 2024

Dziś fotografia wykonana po zapadnieciu zmierzchu przy latarni morskiej w Niechorzu. Dokładnie wykonana była 21 listopada br. w dzień, w którym sypnęło bielą na naszym wybrzeżu.

fot. strona latarni w Niechorzu na facebooku


Wakacje 2022 [5]

W drugim odcinku cyklu z wakacji z 2022 roku pokazłam trochę detali z portu Kuźnicy. Pozostańmy dziś również przy fotografach skupiających się na detalach i wąskich kadrach. Ale pochopdzą one i z portu i dalszych uliczek.  Choć w Kuźnicy pojęcie "daleko" nie istnieje. Tam wszystko jest blisko i bardzo to lubię. Uliczkami Kuźnicy zamę się również w osobnym wpisie wspomnieniowym z tego lata.

Fot. Latarnica / czerwiec 2022 


Port w Jastarni po zmroku

Dziś zdjęćia z Jastarni na Półwyspie Helskim ale nie latarniane, możemy zobaczyć na nich za to latarenki portowe (światło czerwone i zielone), które sama kiedyś po zmroku fotografowałam.

Port w Jastarni to bardzo urokliwe miejsce. Wczesnym rankiem panuje w nim ogromny spokój. Wieczorami poza sezonem pustki to pewniak, ale latem do nocy spaceruje tam tłum ludzi. Dzisiejsza galeria pochodzi z pewnego listopadowego wieczoru, ale zupełnie na tą porę roku nie wygląda.

Fot. Lidia Czuper / listopad 2024


Wakacje 2022 [4]

Dziś kontunuję przegląd zdjęć z miasta Hel rozpoczęty w odcinku 3 z 2022 roku. Cały dzień utrzymywala się pochmurna pogoda więc fotografie są niestety takie szare i z niezbyt dobrym światłem. Ale cóż. Na wakacjach nie wybiera się (zwłaszcza nad polskim morzemm) pogody.

Fot. Latarnica / czerwiec 2022


Latarnica poleca [60]

Czy macie wokół siebie młodych odkrywców i podróżników? A może ty sam - dorosły już Czytelniku - czujesz się wciąż po trochu dzieckiem i potrafisz zachwycać się światem właśnie na ten otwarty, bez uprzedzeń i niczym niezmącony dziecięcy sposób?

12 listopada miała miejsce premiera nowych wydań przygód Wombata Maksymiliana w Nepalu i w Chinach. Nie słyszeliście dotąd o nim? Nie wiecie czym, a raczej kim są wombaty? Trzeba to szybko nadrobić. Wystarczy, że spojrzymy na okładkę i już widać czym charakteryzuje się to włochate stworzenie. Bywa kojarzone z dużymi chomikami, bobrami, borsukami, świnkami morskimi, ale tak naprawdę najbliżej mu do misiów koala (które oczywiście misiami nie są) za to i jedne i drugie należą do rodziny torbaczy i zamieszkują odległy kontynent australijski. Wombaty lubią kopać długie tunele i ta cecha może im czasami przysporzyć całkiem nieplanowanych  zdarzeń. Tak było w przypadku Maksymiliana, który kopał i kopał a to sprawiło, (bardzo to upraszczając) że dziś mówimy już o nim jako o podróżniku a nie zasiedziałym przedstawicielu gatunku na swoim kontynencie.

Wszystko co dotąd przeżył z dala od rodzinnego domu zanotował na kartach 3 niezwykłych książek, które możecie czytać w dowolnej kolejności. Dziś chciałabym się skupić na jego nepalskiej przygodzie. A raczej tajnej misji, bo został wysłany do tego kraju prosto przez mnichów z Bhutanu, którzy podali mu tajemniczą kopertę z treścią pisaną w bardzo, bardzo dziwnym języku. Bynajmniej nie ludzkim. Choć Maksymilian akurat nie zrozumiałby ani ludzkiego ani każdego innego. No poza językiem wombacim oczywiście.

Dla nas Europejczyków Nepal to bardzo egzotyczne miejsce. Dla przybysza z Australii również się takim wydaje. Maksymilian dostaje się do Nepalu na pokładzie bhutańskich (smoczych) linii lotniczych, ale dalej będzie już musiał radzić sobie sam, a przy tym kontynuować ważną misję. 

Pewnie najdzie kogoś myśl: ale jak tu czytać o tak nieznanym kraju - wyobraźni nam nie starczy aby to wszystko objąć! Mam w tej kwestii bardzo dobrą wiadomość. Przygody Maksymiliana to coś więcej niż książka o przygodach w dalekich krajach. Ma dwa niezaprzeczalne dodatkowe atuty:

1/ wydawnictwo wzbogacają BARDZO liczne i przepiękne fotografie Autora, które pokażą nam wszystkie opisywane miejsce. Więc jeśli o czymś czytamy to zaraz też widzimy te egzotyczne pejzaże, budowle czy przedstawicieli miejscowej fauny i flory, nie zabraknie też portretów ludzi dorosłych i tych jeszcze całkiem małych

2/ Uwaga! Czytając Wombata Maksymiliana bądź wyposażony w dostęp do internetu! Te książki zawierają tajne kody! Jeśli traficie podczas lektury na wombacie łapkę z szeregiem cyfr czy liter to nie ma co zwlekać. Trzeba wejść na stronę www.wombatmaksymilian.pl i rozszyfrować kod - dzięki czemu otrzymujemy dostęp do dodatkowych materiałów multimedialnych - można odnaleźć się w terenie na mapie , można przejrzeć pokonaną trasę, obejrzeć film albo np rozejrzeć się w danym miejscu. Jak? Pod kodami ukryte są fotografie do obejrzenia w 360 stopniach (pełna panorama!) zatem możemy się nieźle zakręcić na miejscu!

Nie będę ukrywać. Sama miałam podczas tej deszyfryzacji sporo uciechy i przyjemności oglądania nieznanych miejsc. OK, wspomniałam o zdjęciach i nowoczesnym aspekcie lektury multimedialnej ale nie mogłabym - sama jako plastyk z wykształcenia i pracująca cale życie w branży projektowo-graficznej - pominąć cudownych ilustracji pana Mariusza Andryszczyka. To dzięki jego kresce Maksymilian ożywa w tej książce i wszędzie go pełno. Jest taką futrzastą kulką - uroczą, czasami nie za bardzo zgrabną, ze słabszą kondycją ale takie są wombaty - słodkie zwierzaki!

Nie chcę tutaj nic zdradzać z samej intrygi i przebiegu tajnej misji, (tajne to tajne cicho sza!), ale uwierzcie, jest to wszystko podane w taki sposób, że tylko napięcie narasta i bardzo chce się poznać na czym ta misja polega i jak się dla bohaterów skończy. Tak, mamy tu obok Maksymiliana świetne postacie państwa Dudków (ptaki dudki), gadatliwą kozę długouchą, która chciałaby wybrać się do Włoch czy Hiszpanii, lecz każda wyprawa i przygoda bardzo ją kusi, ale nade wszystko intryguje postać bossa miejskiej dżungli, który okazuje się kluczow postacią do powodzenia misji zleconej wombatowi przez mnichów z Bhutanu.

Poza intrygą godną ludzkiego agenta 007 akcja rozgrywa się w konkretnych miejscach Nepalu. I to takich z tych ważnych dla kraju, kultury, religii, tradycji… Kibicując Maksymilianowi na jego niełatwej drodze w nowym kraju mamy okazję poznać ten region właśnie od strony historycznej i kulturowej. Ogromne zasługi ma tu pani Elvira Eevr Djaltchinova-Malets, historyk sztuki i antropolog kulturowa - która w przypadku tej serii czuwa nad merytoryczną redakcją. Możemy więc też przyswoić dodatkową wiedzę przy okazji towarzyszenia wombatowi w misji ratunkowej w Dudkostanie - jak o swoim kraju mawia para dość narcystycznych ptaków. Pamiętajmy że Nepal to cudowne widoki, to kraj różnorodny będący nazywanym dachem świata i mający na swoim terytorium znane ośmiotysięczniki - wyzwanie alpinistów z całego świata.

Tą wiedzę uzupełniają Czytelnikowi dwaj narratorzy, którzy nie podróżują z Maksymilianem, ale wiedzą co się z nim dzieje i na szybko dopowiadają mu wszystko co niezbędne o miejscach, które na swoich krótkich łapkach przemierza.

Pierwszy to Tata Wombat. Nie rusza się z rodzimej Australii za to ma wręcz encyklopedyczną wiedzę. Drugi to spisująca opowieści Maksia podróżniczka Zuza. To ona namówiła naszego bohatera na publikację swoich przygód i ona dopowiada tam, gdzie tata wombata nie podołał. A wszystkie to dodatkowe ciekawostki są jasno i czytelnie wyróżnione graficznie w książce. Nie można się pogubić!

Powiem szczerze, że spędziłam wyjątkowe trzy listopadowe wieczory całkowicie przenosząc do Nepalu. Trzeciego wieczoru wiedziałam, że bez względu na czas i godzinę muszę poznać zakończenie i dowiedzieć się jak przebiegła tajna misja. Jestem przekonana, że każdy Czytelnik nie będzie potrafił odmówić sobie szybkiego dotarcia do wielkiego finału tej historii. A przecież na jej końcu tak naprawdę zaczyna się już kolejna wyprawa. I Maksymilian nie ma czasu na odpoczynek, bo musi udać się do następnego kraju. Ale o tym opowiem osobno i przy następnej okazji.

Jest jeszcze jeden istotny atut w kontekście serii książek o Wombacie Maksymilianie. Chodzi o osobę Autora. W przypadku książek, których akcja rozgrywa się w konkretnych krajach ma znaczenie fakt czy osoba pisząca widziała te miejsca na własne oczy czy opisy powstają na podstawie wyłącznie przeprowadzonych badań i dostępnych gdzieś tekstów pisanych oraz fotografii. W tych książkach czuje się, że to o czym pisze Marcin Kozioł  jest osobistym doświadczeniem i spostrzeżenia z tym związane wypływają na bazie własnych doświadczeń. Co więcej wręcz czuć, że Autor te kraje „skosztował” to znaczy zna ich smaki, zapachy, aurę, ludzi, sytuacje, zwyczaje itp. To dodaje opowieściom autentyczności i tak bardzo obrazowo przemawia. No, a fotografie są trafione w punkt, jakby robione czasami pod konkretną scenę. Wielkie gratulacje za wybór zdjęć! Czuć profesjonalistę, wytrawnego podróżnika (z aparatem odwiedził ponad 60 krajów) i te lata współpracy z National Geographic Polska.

Na koniec ważna informacja dla tych, którzy nie mają dużo czasu na czytanie. Nic straconego! Przygody Wombata Maksymiliana można wysłuchać w formie dźwiękowej. W Legimi dostępne są audiobooki czytane przez aktora Krzysztofa Plewako-Szczerbińskiego. Więc Maksymilian może trafić do waszego domu w postaci niedrukowanej, a tak samo intensywnie pozwoli przeżywać swoje przygody. I to całą rodziną jednocześnie zasłuchaną.

Jeśli jesteście zainteresowani pełną ofertą wydawnictwa (a zapewniam, że jest w czym wybierać) zajrzyjcie na ich stronę internetową: bumcykcyk.com Traficie tam m.in. na lektury dla młodszych odbiorców przygód Maksymiliana, których bohaterką jest Malinka Wombat. - młodsza siostra Maksia. Te krótkie, pięknie ilustrowane historie uciszą z pewnością małych miłośników zwierząt.

Reasumując: LATARNICA poleca!

Podstawowe dane książki

Tytuł: „Wombat Maksymilian i misja na dachu świata”

Autor: Marcin Kozioł

Ilustracje: Mariusz Andryszczyk

Fotografie: Marcin Kozioł

Wydawca: Wydawnictwo Bumcykcyk

Objętość: 288 strony

Oprawa: miękkna ze skrzydełkami

Format: 166 x 220 mm

Poniżej  front i tył okładki:

Poniżej okładka i miejsce akcji tomu 2 przygód Womabta Maksymiliana: NEPAL

Poniżej wybrane rozkładówki z przepięknymi fotografiami Autora i ilustracjami Mariusza Andryszczyka:

Poniżej kotka Mysza i jej chwile z Maksymilianem:

Przygody Wombata Maksymiliana to przeuroczy cykl książek podróżniczych. W tej chwili można już cieszyć oczy serią 3 tytułów. A chciałoby się tylko więcej i więcej!

Recenzja powstała dzięki współpracy barterowej z Wydawnictwem Bumcykcyk.

Autor Wombata Maksymialiana przekazał również 2 egzemlarze na świąteczną licytację na rzecz kotów z poznańskiego schroniska. Książki można licytować i jednocześnie wspomóc koty do dnia 3 grudnia na profilu Myszy na faceboku (fb.com/MYSZA.Errorka)


Zdjęcie na niedzielę 24 listopada 2024

W październiku i listopadzie bardzo dużo zdjęć naszych latarni pokazywałam w odsłonie jesiennej. Dziś do kolekcji latarnia z Sopotu (tak, wiem, nie każdy nazywa to światło latarnią, ale niech tak zostanie). Na kadrze poniżej piękne jesienne barwy drzew i sama wieża która jest świeżo po remomncie i prezentuje się jako zabytek wyśmienicie. W końcu jej początki to początki uzdrowiska Sopot i budowa zakładu leczniczego, bo wnętrze wieży ze światlem skrywa tak naprawdę szyb kominowy.

Fot. Kasia Foigt - Fotografia Nadmorska / listopad 2024


Zdjęcie na niedzielę - 17 listopada 2024

Skoro mamy listopad czyli tłumacząc nazewniztwo miesiąca - czas kiedy opadły liście to dzisiejsze zdjęcie idealnie oddaje ten czas. Mamy tu w głównej roli liść, który już zfrunął na stałe z drzewa, ale i w tle piękną helską blizę.

Po lewej stronie widać zabytkowy domek latarników (obecnie kwatery dla turystów). Fotografia powstała niedawno, bo 2 listopada br.

Fot. Lidia Czuper / 2 listopada 2024


Listopadowy Hel [1]

Początek listopada przyniósł chłodne dni, ale były one przeplatane chwilą ze śłońcem a to dużo zmienia. Dzięki Lidii mogę zobaczyć jak wygląda latarnia w jesiennej otulinie i jak było 2 listoapa br w Helu. Mnie się najbardziej podoba ta pustka i spokój. Można robić na spokojnie zdjęcia, w kadry których nie wchodzi nikt przypadkowy.

Poniżej listopadowo przy latarni...

Poniżej listopad w helskim porcie...

Fot. Lidia Czuper / 2 listopada 2024


Latarnica poleca [59]

Czy można przeżyć magię świąt Bożego Narodzenia już w pierwszej połowie listopada? Ale tak z całą mocą: ze wzruszeniem, ciepłymi wspomnieniami, zapachami sprzed lat, twarzami bliskich, którzy już odeszli, rodzinnymi historiami o ciężkich i lepszych czasach? Odpowiedź jest krótka: Można! Bo sama tego doświadczyłam. I zupełnie nie spodziewałam się, że święta wkroczą do mojego domu i życia w tym roku tak szybko. A wszystko za sprawą przesyłki, która trafiła do moich rąk 9 listopada. 

W niepozornej kopercie od warszawskiego Wydawnictwa BIS, tuż przed oficjalną premierą, która miała miejsce 12 listopada, przybyła książka Emilii Kiereś „Cacko” zapowiadająca lekturę w klimacie świąt, które nadchodzą coraz większymi krokami. A pogoda za oknem jeszcze temu przytakuje podsyłając coraz chłodniejsze podmuchy wiatru i temperatury opadające słupkiem rtęci coraz bliżej ku zeru. Zatem jesień weszła w fazę przygotowywania się do zimy. A skoro zima to coraz bliżej ten wyjątkowy czas w roku…

Jeszcze tego samego wieczoru usiadłam w ulubionym do lektur fotelu (najlepszy zakup mojego życia!) z kocem na kolanach, na który natychmiast wskoczył kot i uruchomił głośne mruczenie, a ja popijając herbatę z malinami, plastrem pomarańczy i miodem otworzyłam okładkę „Cacka” i… odleciałam w inny świat.

Fakt, Wydawca poinformował mnie, że szykuje wzruszającą i piękną opowieść o świętach z moim rodzinnym miastem Poznań w tle, ale nie takiej dawki emocji i nagle odkopanych własnych wspomnień sprzed dekad się spodziewałam. Nie będę udawać że jest inaczej - dotychczas nie miałam sposobności skosztowania prozy Emili Kieraś, choć nazwisko nie jest mi obce, bo od lat na liście książek do kupienia czeka jej „Lapis”. Myślę, że teraz szybko to nadrobię. Bo jak wiadomo apetyt wzrasta w miarę jedzenia.

Nie jest mi łatwo zebrać w słowa ten cały wszechświat myśli i emocji jakie obudziła lektura „Cacka”. Na pewno nie przypuszczałam, że ta lektura będzie swoistą podróżą w przeszłość i odnajdywaniem we własnym życiu wielu odpowiedników doznań i sytuacji bohaterów tej zimowej opowieści. Jakby nagle ktoś odkrył zakurzony karton ze wspomnieniami i otworzył mi go pod samym nosem. Przez dwa wieczory (bo tyle zajęła mi lektura i z premedytacją podzieliłam ją sobie na weekend) nie było mnie w moim pokoju. Nie było mnie też w roku 2024. Ale na pewno nadal byłam w Poznaniu, ale jakże innym, jakże przechodzącym przemiany, ulegającym powiewowi historii i tego co przyniosły dziesięciolecia od początku XX wieku.

Bo „Cacko” to nie tylko opowieść bożonarodzeniowa, ale to kawał historii naszego kraju, choć w tym przypadku sprowadzony do miasta Poznań, w którym dzieje się akcja. A akcja obejmuje ponad 100 lat - zaczynając się w roku 1911,  a kończąc w 2014 - kiedy to miasto i nasz kraj przeszły tak wiele zmian. A wszystko zamknięte w ramy historii jednej rodziny państwa Jacynów, których poznajemy w chwili rozpoczęcia swojego poznańskiego życia, bowiem podejmują się przeprowadzki do dużego miasta z pobliskiej Wrześni. A ta ogromna zmiana ma miejsce właśnie w Boże Narodzenie. Kiedy mały Ambroży wysiada z mamą na stacji kolejowej Poznań jest wtedy miastem Posen. A ich sąsiadami na Łazarzu zostaną niemieckie rodziny. 

Dalsze losy bohaterów i następnych pokoleń Jacynów poznamy w kluczowych momentach historycznych i podczas świąt Bożego Narodzenia spędzanych w jakże innych okolicznościach, a czasami i innych miejscach. Emilia Kiereś zaprowadzi nas także do Poznania w roku 1918, kiedy to miasto szykuje się na przybycie kompozytora Ignacego Paderewskiego. Później przeskoczymy do 1944 i czasu II wojny światowej kiedy to bohaterowie przebywają w rodzinnym majątku Nadorzyce. Dalej prosto z tragicznych doświadczeń wojennych przenosimy się na ulicę Zieloną w Poznaniu, gdzie święta 1981 roku naznaczone są ogłoszeniem stanu wojennego. By prawie, że zakończyć tą wędrówkę w roku 2014 - w zupełnie już innym Poznaniu i zupełnie innej Polsce w mieszkaniu przy placu Cyryla Ratajskiego. Napisałam „prawie”, bo epilog tej książki zamknie krąg zdarzań ponownie w roku 1911, by wyjaśnić nam co tak naprawdę wtedy się wydarzyło i jak ponad stuletnia bombka choinkowa z sklepiku niemieckiego handlarza Hansa Neumanna (wciąż obecna w rodzinie i zawieszana raz w roku na świątecznym drzewku) trafiła w ręce taty Ambrożego i stała jego głównym prezentem dla syna podczas ich pierwszych świąt w Poznaniu. 

Myślę, że nie przypadkowo powieść bożonarodzeniowa „Cacko” jest taką historią pętlą. Bo jakże inaczej miałaby przebiegać historia tej rodziny jeśli nie po trajektorii kuli - skoro wspólnym elementem każdego Bożego Narodzenia, które poznajemy jest właśnie tytułowe cacko - przepiękna i delikatna szklana bombka odbijająca w sobie wszystkie przeszłe wigilie tej rodziny i zebrane wtedy przy wigilijnym stole osoby. 

Cacko państwa Jacynów było tym wyjątkowym przedmiotem przechowywanym i wędrującym wraz z rodziną nawet gdy nadeszły najcięższe czasy. Od razu zaczęłam się zastanawiać czy i w mojej rodzinie mamy taki przedmiot. Stare bombki z okresu dzieciństwa , jeszcze zachowane po dziadkach nie przetrwały. Ale jest taki porcelanowy aniołek, który od dziesięcioleci trafia na czubek choinki. Jego obecność przypomina nam o osobach, których już z nami nie ma, skłania ku wspomnieniom i opowieściom o dawnych świętowaniu. Sama pamiętam - jako osoba z rocznika 1973 - trudność zdobywania produktów żywnościowych w latach 70-tych  i 80-tych XX wieku, pamiętam stan wojenny, niepewność, strach, potwornie mroźne i śnieżne zimy, szarość ulic i pustki w sklepach. Ale tamte święta mimo trudnych czasów w naszym kraju wspominam też najcieplej - bo gromadziliśmy się całą kilkupokoleniową rodziną  i było naprawdę wyjątkowo. I w moim odczuciu bogato. Nigdy już takie wigilie później w latach 90-tych nie wróciły. A zapach pomarańczy do dziś kojarzy mi się wyłącznie z tymi trudno zdobytymi przez mamę, ale zawsze obecnymi te kilka dni w roku.

Podczas lektury zastanawiałam się dla kogo właściwie jest ta opowieść. To, że wyjątkowo poruszy osoby urodzone w latach 70-tych i 80-tych XX wieku to pewne. Bo mocno dotyka tego co sami przeżyli i jeszcze na świeżo pamiętają wojenne opowieści dziadków z okupowanego Poznania.  I w zasadzie chciałam początkowo napisać, że nie wiem czy to dobra historia dla dzieci… Ale jednak się teraz z tego wycofuję. „Cacko” Emilii Kiereś to najlepszy możliwy sposób by przybliżyć młodym pokoleniom historię, ale w tak niezwyklej otoczce jaką jest magia świąt, na którą dzieci tak czekają. Daje to szansę pokazania, że nie zawsze Boże Narodzenie było takie jak jest teraz i trzeba o tym pamiętać i dbać by nie wróciły czasy biedy, głodu, wojny i niedostatku. Książka przepięknie też zachęca do pielęgnowania własnych rytuałów świątecznych i znalezienia sobie - może nawet dopiero dziś - swojego rodzinnego cacka - czegoś co przetrwa dla następnych pokoleń. Bo warto pielęgnować tradycję i wartości rodzinne i o tym też jest ta książka. O relacjach które są i przetrwają ponad wszystkimi kłodami jakie rzuci nam los pod nogi.

Na koniec muszę jeszcze dodać, że mnie kilka razy dopadło zeszklenie się oka i raz popłynęły nawet łzy ogromnego wzruszenia podczas czytania, bo jednak mocno odnajdywałam się w losach tej rodziny i pobudzały one głęboko pochowane wspomnienia. Ale doświadczałam też uśmiechu pod nosem, kiedy moglam sobie w duchu powiedzieć - „Rety u nas też tak było na święta!”, „My również mieliśmy takie bombki” , „My też chętnie graliśmy w grę planszową zwaną Grzybobranie”!. Cóż to były za czasy!

„Cacko” Emilii Kiereś to cudowna powieść o rodzinie, w której możemy się przeglądać i dostrzegać własne korzenie i losy naszych przodków. To jak oglądanie starego albumu zdjęć - zakurzonego, pełnego wygasłych twarzy ludzi, bez których nie byłoby dziś nas. Do tego w tle mamy pięknie podaną historię Poznania (w końcu Autorka mieszka właśnie w tym mieście i zna je najlepiej) co może też zaciekawić czytelników z innych regionów Polski. Dodatkowym atutem tej publikacji są cudowne i idealnie oddające treść ilustracje pani Edyty Danieluk.

Nie spodziewałam się tak emocjonalnej, ciepłej i doskonale napisanej powieści, która zadowoli starszych i młodszych. Z przyjemnością będą ją polecać na prezent bożonarodzeniowy, bo dzięki jej wielopokoleniowemu czytaniu nasze święta w roku 2024 mogą się tylko wzbogacić duchowo i pobudzić do wielu dobrych działań.

Reasumując: Latarnica poleca!

PS. Dziękuję Wydawnictwu BIS za przysłanie egzemplarza recenzenckiego, który odmienił we mnie końcówkę tego roku i wniósł szybciej niż zwykle nastrój i magię świąt.

Podstawowe dane książki

Tytuł: "Cacko - opowieść bożonarodzeniowa"

Autor: Emilia Kiereś

Ilustracje: Edyta Danieluk

Wydawca: Wydawnictwo BIS

Objętość: 168 stron

Oprawa: twarda

Format: 170 x 240 mm

Poniżej  front i tył okładki:

Poniżej sesja inspirowana lekturą z własnym bożonarodzeniowym cackiem

Poniżej wybrane rozkładówki z przepięknymi ilustracjami Edyty Danieluk

Książka posiada też piękną klimatyczną wyklejkę w bożonarodzeniowym klimacie - obcowanie z takim pięknym wydawnictwem jest czystą przyjemnością

Egzemplarz "Cacka" przyjechał do nas w zimną, ponurą listopadową sobotę. Ale swoim przybyciem odmienił ten dzień, a nawet cały weekend. Nagle spłynęła na nas magia świąt i nawet kotka Mysza bardzo się zainteresowała tym co kryje się za tą kuszącą okładką


Widoki z podróży [137] - Islandia I

Dziś w ramach systematycznie powracającego cyklu zdjęć od Was (Widoki z podroży)  pojawi się taki wieloodcinkowy podcykl ukazujący kilka latarni z islandii. Nie mogę odmowić sobie przyjemnosci publikacji tych przepięknych zdjęć. Fotogafie wykonala Marzena Józefczyk z Pstrykowiska, której zdjęcia z latarniami z całego świata nie raz już tutaj publikowałam.

W 1 odcinku przedstawię wam nadesłane zdjęcia latarni z południa islandii - Dyrholaey oraz jej niezwykłe otoczenie.

Fot. Marzena Józefczyk / Pstrykowisko

Poniżej najważniejsze informacje o tym obiekcie:

– zbudowana w 1927 roku
– obiekt aktywny
– wysokość światla 118 m n.p.m.
– wieża jest murowana na bazie kwadratu, przylega do domu latarnika
– wysokość wieży 13 m
– latarnia malowana na biało z czerwoną laterną
– to najbardziej znana latarnia morska południowej Islandii
– w 2016 r. odnowiono budynek, aby przekształcić go w luksusowe zakwaterowanie hotelowe, obecnie jednak nie występuje na liście hoteli
– znajduje się na obszarze będącym rezerwatem przyrody
– do latarni można się dostać drogą dostępną z autostrady nadmorskiej
– obiekt otwarty

Poniżej fotografia z wikipedia.org

Poniżej dwa dzienne ujęćia z listsoflights.com oraz leuchtturm-welt.net

Poniżej Street View i widok satelitarny z Google Maps:

Fot. główna wpisu - zdjęcie satelitarne zrobione w ramach Programu Copernicus z wikipedia.org


Zdjęcie na niedziele - 10 listopada 2024

W dzisiejeszym fotograficznym odcinku zamykającym tydzień fantastyczne porównanie zdjęć tego samego miejsca - konkretnie przylądka Rozewie z dwoma latarniami: widok archiwalny z 1910 roku oraz współczesny.

Fot. zdjęcie archiwalne z 1910 roku / Baza Oznakowania Nawigacyjnego - 2024


11-ta świąteczna zbiórka dla schroniska

Jak co roku  - tak i w obecnym - 11 listopada, kiedy niemal wszyscy mamy wolne i świętujemy - startuję z powtarsalną od 11 lat akcją. Rok temu obchodziłam okrągłą 10 rocznicę pomagania. Przez 6 lat odbywała się pod patronatem mojego pierwszego kociego adopciaka z poznańskiego schroniska Errora, a w tym roku mam już 5-tą zbiórkę z kotką Myszą (ównież była podopieczna tego samego schroniska).

Głównym medium akcji jest fan page Myszy na facebooku. Adres strony: www.fb.com/MYSZA.Errorka

Kochani Przyjaciele zwierząt i Czytelnicy Latarnicy. Nadchodzą nasze 5-te święta z Myszą! Ze względu na mój niezmienny stan zdrowia (poważne schorzenie kręgosłupa) jestem zmuszona utrzymać zasady zbiórki pomijające wysyłkę czy przywożene darów na mój adres (odpada podnoszenie paczek, przestawianie, sortowanie, które kiedyś było normą). Ale przecież tak naprawdę nNIE TO stanowi trzon akcji pomocy. Celem jest, żeby koty w poznańskim schronisku miały dobre jedzonko, zabawki, preparaty dla zdrowia, legowiska, kocyki. W tym roku podobnie jak w 2023 sytaucja jest naprawdę trudna i są ogomne braki. Do tego w schronisku przebywa ogromna ilość zwierząt (ok. 400 kotów). Kiedy adoptowałam Errora było ich kilkanaście. I tyle samo na szpitaliku. Więc czasy się totalnie zmieniły. Potrzeba więc na teraz w zasadzie wszystkiego.
Zatem zasady są niezmienne:
1/ punktem zbiórki nie jest nasze mieszkanie
2/ Mysza nie sprawdza zawartości każdej paczki przez co nie powstaje na facebooku klasyczna galeria darów razem z Myszą, możemy pokazywać faktury, zamówienia itp.aby wszystkie podarunki były jawne
Tak wiem, to był bardzo przyjemny zwyczaj te wspólne fotki – także dla nas – ale wiązał się z ogromnym wysiłkiem fizycznym. Waga darów od Was często wynosiła kilkanaście, a bywało i nawet kilkadziesiąt kilogramów.
Ale to nadal nasza - tym razem PIĄTA i JEDENASTA zbiórka - jako kontynuacja wcześniejszych„obłędnych” zbiórek Errorkowatych. Tradycja musi mieć ciągłość.
Istnieje kilka sposobów wsparcia kotów z naszego schroniska:
1/ zakup podarunków w jednym ze sklepów internetowych i podanie adresu do wysyłki – nowej siedziby schroniska. Podamy ją na priv jak zgłosicie że szykujecie pakę.
2/ zakup podarunków i zapakowanie ich i wysłanie na nowy adres schroniska – podamy ją na priv jak zgłosicie że szykujecie pakę.
3/ przelanie datku na zakup produktów a my sami zajmiemy się ich wybraniem i zakupem, zbieramy kilka wpłat razem aby złapać promocje i rabaty oraz darmową wysyłkę kurierską – adresem dostawy będzie nowa siedziba schroniska
4/ robicie w domu przegląd starych ręczników, poszewek pościeli, kocyków i kocy i przesyłacie lub zawozicie (to dotyczy Poznaniaków) na adres nowej siedziby schroniska.
Dane do przelewu podajemy w wiadomości prywatnej więc prosimy odzywać się wyłącznie na myszowatym profilu na priv. (fb.com/MYSZA.Errorka)
Dary pokazujemy na naszym profilu w specjalnej galerii – w postaci faktur lub zdjęć faktur lub wrzucanie plików zdjęciowych od was. KONIECZNIE nas informujcie (na priv Myszy), że coś pofrunie do schroniska (poróbcie zdjęcia), abyśmy odznaczyli was jako uczestników zbiórki!
NIE ULEGA ZMIANIE:
Każdy Darczyńca (ludzki czy zwierzęcy – to wy nam podajecie jaki) zostaje umieszczony w specjalnej galerii Darczyńców w pamiątkowej grafice zbiórkowej przygotowywanej indywidualnie co roku. Dziś ją zdradzamy poniżej. Tylko koniecznie musicie nam dać znać, że daliście kotom wsparcie – jeśli paczka do schroniska pójdzie bezpośrednio od was.
Czas trwania akcji: 11 listopada – 31 grudnia 2024. Ostatnie dary mogą trafić do schroniska już w Nowym Roku.
Zatem: 3… 2… 1… START! Bo dobrze jest pomagać!
PS. jeśli wchodzicie na facebooka proszę o udostępnianie tej zbiórki! Kotki ze schroniska czekają na smaczne i wesołe święta!  Zachęcam!
Poniżej motyw tegorocznej zbiórki - kartka oraz podziękowania które dostanie elektronicznie każdy Darczyńca z wklejoną swoją fotogrfaią lub swoich zwierzaków (do wyboru)
Kolaż fotogrfaaiczny: Latarnica / depositphotos.com
Fot. główna wpisu - generator AI / freepik.com

Wakacje 2022 [3]

20 czerwca 2022 byliśmy w Helu. Niestety pogoda tego dnia nie dopisała stąd kadry są takie szare i dość ciemne, bo nie było ani trochę słońca. Ale sprzyjało to spokojnemu spacerownaiu po porcie i głównym deptaku czyli ulicy Wiejskiej. Nie omieszkaliśmy również odwiedzić ulubioiny pub "Captain Morgan" (fotografie 1-4) z wystrojem ktory robi wrażenie na każdym gościu tego miesteczka na krańcu cypla.

Poniżej pierwsza fotorelacja z Helu sprzed dwóch lat.

Fot. Latarnica / czerwiec 2022 - Hel