Kolejowe lato 2022 [2]
Kontynuuję wakacyjne kadry z pociągami i infrastrukturą kolejową z lata 2022 na Półwyspie Helskim.
Dziś w galerii:
fot. 1-2 widok z okna kwatery na pociągi - przejście na plażę nr 33 w Kuźnicy
fot. 3-4 pociąg na hel na stacji Kuźnica-Hel
fot. 5-6 tory w lasach przed stacją Hel
fot. 7-10 czeski skład widziany w Kuźnicy
Fot. Latarnica/czerwiec 2022
Latarnica poleca [67]
Po rocznej przerwie od premiery „Mony Mysi”, która poprowadziła młodych Czytelników przez historię sztuki, cudowna mysia bohaterka powraca w wielkim stylu. Tym razem jako przewodniczką po X Muzie. Bowiem jej postać ściśle związana jest ze sztuką i ta sztuka mniej lub bardziej świadomie wkrada się w jej codzienne życie. Mona Mysia ma farta do wielkich dzieł. Potrafi wręcz się z nimi identyfikować i scalić. Wraz z premierą w maju tego roku zaczynamy nową przygodę w chwili kiedy Mona ma konkretne plany na najbliższy wieczór.
Wieczory można spędzać przeróżnie, ale każdy to wie, że jednym z lepszych rozwiązań jest udanie się na seans filmowy do kina. Kino to coś więcej niż budynek, w którym można obejrzeć film. To MAGIA, na którą składa się sam charakter wnętrz, rozmiar ekranu, zapachy i system nagłośnienia - przez co bodźce dźwiękowe zupełnie inaczej do nas docierają. To wszystko sprawia, że kto raz skosztował kontaktu z filmem w postaci kinowej wie, że nie zastąpi tego żaden seans domowy, nawet gdyby kupić najlepszy sprzęt i wydzielić w domu osobny pokój do oglądania.
Może dlatego - że niezwykłość odbioru obrazu i dźwięku z ekranu jest tak wyjątkowa - film i kino jako dziedziny sztuki przetrwały i z lepszym lub gorszym skutkiem wciąż nam towarzyszą. A wraz z nimi cała otoczka w postaci festiwali filmowych z prestiżowymi nagrodami czy tzw. kino niszowe, autorskie, a jednak mające swoje stałe grono odbiorców.
Mona Mysia postanowiła więc po raz kolejny skosztować filmowej przygody. Wiemy z treści, że w kinie bywa bo zna np. sekretne tajne wejście do środka. Ale żeby oddać się w całości temu przeżyciu trzeba jakoś do kina dotrzeć. I w tej chwili zaczyna się jej niezwykłą podróż - bowiem po Monę zjawia się jako środek transportu długowłosy jamnik i zamiast pędzić przez zatłoczone ulice rozpędza się by niczym samolot wznieść się w górę. I już frunie, a jego piękna sierść powiewa na wietrze, a Mona Mysia uczepiona jego karku zmierza na seans filmowy. Czy ta scenka coś wam nie mówi? Czy lot na grzbiecie ogromnego uśmiechniętego psa nie budzi skojarzeń? Czy starszym odbiorcom nie zabije szybciej serce na wspomnienia sprzed lat i tamte emocje???
To zaledwie początek, bo takich szarpnięć emocjami i odnośników do wspomnień i obejrzanych już filmów będzie bardzo bardzo dużo. Taka jest też koncepcja tej opowieści. Wieczorna wyprawa do kina stanie się furtką do osobistego przejścia przez jego historię. Tą od samego początku, gdy bracia Lumiere zarejestrowali po raz pierwszy ruchomy obraz. Czy wszyscy pamiętamy co to było? Jeśli nie to już na wstępnych stronach ta scena ożyje na naszych oczach, a Mona Mysia również zobaczy ją na dużym ekranie.
Na razie wszystko wydaje się naturalne (no może poza psem jako środkiem transportu), bo myszka z bardzo wiekowym przyjacielem żółwiem oglądają kolejne filmy, które chronologicznie pokazują rozwój filmu. Mamy więc kino nieme, czarno-biały obraz, muzykę graną na żywo w kinowej sali. Nawet dziś organizuje się czasami takie pokazy, aby oddać charakter i nastrój początków X Muzy.
Bohaterka świetnie się bawi i miło spędza czas. Tak bardzo wciąga ją to co się dzieje, że podejmuje taniec ze stonogą na wrotkach przez co ina sali interweniować musi nawet miejscowy kot Tosia - strażnik porządku w kinie. A jak wiadomo myszka nie za bardzo będzie chciała mieć bliski kontakt z ogromnym kotem więc postanowi szybko uciec. A gdzie? Błyskawicznie dostrzega takie jedyne miejsce - najlepszą drogę ewakuacji…
I wtedy zaczyna się dla niej prawdziwa magia kina i wielka przygoda. Podobnie jak w pierwszym tomie o obrazach znanych mistrzów Mona wpada w konkretnie filmowe historie, by stać się przez chwilę ich bohaterką i poczuć to co spotkało słynne filmowe postacie na ekranie. A czegóż my tu nie mamy jako czytelnik wraz z małą myszką!
Łza się w oku kręci od wspomnień i emocji. Przejdziemy płynnie przez bardzo znane historie filmowe - wiele z nich to przecież to co nas poruszało najpierw w dzieciństwie, potem już jako dorosłych ludzi chodzących do kina i wciąż czujących tą ogromną ekscytację przy odbiorze filmów na gigantycznych dziś ekranach.
Dla mnie większość wspomnianych dzieł filmowych to taka filmowa jazda obowiązkowa. Polecałabym w ciemno je każdemu. Nie wiem jak można by funkcjonować we współczesnym świecie, nie rozpoznając tych charakterystycznych postaci czy scen filmowych. Nie będę odbierała przyjemności rozpoznawania konkretnych filmów Czytelnikom - myśle, że zwłaszcza tym starszym czy czytającym tą książkę młodszemu pokoleniu. Ale traficie na to wszystko co przez lata was kształtowało jako widza. Niech pierwsze podpowiedzi znajdą się już na poniższych zdjęciach prezentujących wybrane ilustracje. Tam już wszystko stanie się klarowniejsze.
Skoro jako Czytelnik dorosły miałam tak dużo przyjemności z rozpoznawania filmów, w których nasza bohaterka osobiście się znajdzie, zaczęłam się zastanawiać dla kogo tak naprawdę jest ta książka. Bo choć docelowa grupa określana jest na wiek 5-9 lat, to oczywiście tylko sugestia. Prezentowane filmy nie odgadnie kilkulatek, bo ich nie zna. No może jeden, dwa skojarzy. Ale rodzic rozpozna już na pewno większość. Mamy więc doskonały punkt startowy, aby połączyć przyjemne z pożytecznym.
Z jednej strony książka jest historią kina podaną w fantastyczny wizualnie i pod względem treści sposób. Edukacyjnie dziecko dowie się jakie było kino kiedyś, jak wyglądały początki, można poopowiadać o różnicach czasów dawnych i współczesnych. Jest to też baza startowa czy też podpowiedź do wspólnych rodzinnych seansów. Mamy więc od razu zachętę do planowania wielopokoleniowego oglądania i dobierania odpowiedniego repertuaru.
Z drugiej strony „Mona Mysia w kinie” to wykwintny deser filmowy. Autor Marcin Kozioł wyselekcjonował różne tytuły z konkretnych epok rozwoju kina i współczesnych gatunków filmowych i może się to przyczynić do dalszego drążenia tematu już indywidualnie. Przy okazji czytania tej książeczki dorosły Czytelnik może przypomnieć sobie filmy, które go kiedyś zafascynowały, a może i czasami zmieniły całe życie. I warto pójść tym tropem i zrobić sobie taki powrót do przeszłości i przeżyć to wszystko na nowo, zobaczyć co się zestarzało, a co wciąż powoduje szybsze bicie serca.
Sztuka filmowa jest jedną z tych najpopularniejszych, na co dzień mamy z nią najczęstszy kontakt. Dzieciaki uwielbiają kreskówki, dłuższe filmy animowane, ekranizacje ich ulubionych książek. Warto pielęgnować i podsycać w nich ten ogień uwielbienia dla kina, bo przecież staje się ono dla nas tak często odskocznią od codzienności. Wierzę, że ta książka, będzie takim ciepłym azylem dla młodych Czytelników i pobudzi do wielu dyskusji i zachęci do oglądania i wyszukania kolejnych tytułów filmowych.
Marcin Kozioł jak zwykle daje nam kawał dobrze skrojonej historii i wiem, że to będzie dla czytających wspólnie fajnie spędzony czas. Walory edukacyjne są tak przemycone, że w ogóle się o tym nie myśli, a my całkowicie wchodzimy w przygody Mony Mysi na planach kolejnych filmów. Na koniec jak zwykle wielkie gratulacje dla ilustratorki. Oj miała pani Monika Urbaniak wyzwanie zawodowe! Ale efekt końcowy wyszedł znakomicie. Gratuluję obu twórcom i nie będę ukrywać - po cichu liczę na tom 3 przygód myszki. Ciekawe tylko co ją spotka i która ze sztuk tym razem wciągnie ją w swe bogate światy.
Reasumując: Latarnica poleca!
Podstawowe dane książki
Tytuł: „Mona Mysia w kinie” (2 tom serii o myszce
Autor: Marcin Kozioł
Ilustracje: Monika Urbaniak
Wydawca: Bumcykcyk
Objętość: 48 stron
Oprawa: twarda
Format: 220 x 265 mm
Grupa docelowa: dla dzieci 5-9 lat
Poniżej okładka – front i tył
Poniżej oscarowa wyklejka oraz strona tytułowa
Poniżej okładka oraz wybrane rozkładówki książki
Poniżej fotosesja z moją kocią modelką Myszą, z którą wspólnie przeczytałyśmy tą książkę w piątkowy wieczór. Na ilustracji nr 1 poznajcie Tosię - kocicę pilnującą starego kina
Fot. Latarnica/ czerwiec 2025
Wpis powstał dzięki współpracy barterowej z Wydawnictwem Bumcykcyk.
Tą oraz poprzednią książkę o myszce możecie nabyć (również w opcji z autografem Autora) na stronie wydawnictwa:
Zdjęcie na niedzielę - 1 czerwca 2025
W pierwszą niedzielę nowego miesiąca jedno z moich ulubionych ujęć wakacyjnych z 2022 roku - wydmy i drzewa iglaste na półwyspie helskim, a w centrum kadru górna partia wieży obserwacyjnej na wysokości ruin latarni w Borze.
Fot. Tomasz Lerczak / czerwiec 2022
Wakacje 2022 [9]
Swoją wedrówkę helską plażą w 8 odcinku relacji wakacyjnych z 2022 roku zakończyłam na spacerze od ruin latarni w Borze do wieży obserwacyjnej na wysokiej wydmie. Od wieży można już tylko zejść na przepiękną szeroką plażą i iść nią w kierunku nieczynnej latarni na Górze Szwedów. Po drodze liczne atrakcje. Nigdy nie wiadomo co odsłonią helskie piaski i morze.
Dziś takie wlaśnie fotografie.
Fot. Latarnica / Hel czerwiec 2022
Zdjęcie na niedzielę - 4 maja 2025
W pierwszą niedzielę maja kwietniowa migawka z zachodem słońca w Lubiatowie. Już od wiosny na wybrzeżu widoki prawie letnie i każdy kolejny dzień przybliża nas do najpięknijeszych ciepłych miesięcy.
Fot. Kasia Foigt - Fotogrfaia Nadmorska / kwiecień 2025
Ciekawe mapy z berlińskiej biblioteki
W miejskiej bibliotece w Berlinie są zdygitalizowane mapy Pomorza i Prus wschodnich zawierajace ciekawe fragmenty naszego wybrzeża. XVIII i XIX wieku. Najciekaszą zostawię na koniec a poniżej przegląd znancyh nam miejscowości letniskowych i odcinku nadbałtyckiego wybrzeża.
General Karte vom Herzogthum Pommern nach der aus 35 Special Blätter bestehenden grossen Karte reduciert / 1786-1792/ Staatsbibliothek Berlin
Poniżej Gdańsk (Danzig) z zaznaczonym ujściem Wisły (Wechsel Münde)
XXIX, Vergrößerte Sectiones der General-Carte von dem Königreich Preussen / 1786-1792/ Staatsbibliothek Berlin
Poniżej Władysławowo (Wielka Wieś - Grossendorf), Jastarnia (Heisternest), Kuźnica (Kusffeld), Chałupy (Ceynowo)

Poniżej najciekawsza mapka dotycząca Helu (niem. Hela z zaznaczeniem starej blizy na cyplu - Bliese oder Seeleuchte - najstarszej latarni morskiej)
1796-1802 / Staatsbibliothek Berlin
Powiększenie fragmentu z blizą:
Wakacje 2022 [8]
Ponieważ w ostatnim odcinku kręciłam się wokół "ruin" latarni w Borze to dziś przesuniemy się z tej lesistej wydmy w kierunku plaży nad Dużym Morzem. Zostawiając za plecami miejsce, gdzie stała do lat 30-tych XX wieku ta piękna latarnia idąc w kierunku morza bardzo szybko zgubimy też teren leśny, który zastąpią cudowne polske złote wydmy. A zza wydm wyłoni się dawna wieża obserwacyjna o konstrukcji ażurowej. To charakterystyczny punkt w tej części wybrzeża. Tego dnia pogoda była super. Kolor wody i nieba bez jakiegokolwiek retuszu.
Poniżej mapka z Google Maps z lokalizacją wieży.
Fot. Latarnica / czerwiec 2022
Latarnica poleca [63]
Ze zbiorami opowiadań mam problem. Od zawsze. Choć bardzo je lubię (a nie każdy miłośnik książek lubi sięgać po tą formę) zazwyczaj ostatecznie sprawiały mi zawód. Dlaczego? Statystycznie rzecz ujmując najczęściej zawierały kilka świetnych tekstów, parę średnich no i kilka takich, które całkowicie zabijały ich ostateczną ocenę. Po każdej takiej lekturze byłam zła na te słabiutkie historie, które zapadały w pamięć najdobitniej i tak naprawdę nigdy nie powinny się znaleźć w druku. Nie wiem czy w przypadku zbioru jednego autora - pisarze czasami na siłę dopisują kilka opowiadań na zlecenie wydawcy by objętość gotowej książki była obszerniejsza bądź spełniała wymogi jakiejś serii - tak czy inaczej podchodzę do takich wydawnictw naprawdę ostrożnie.
Kiedy zobaczyłam w sieci zapowiedź antologii opowiadań polskich autorów o kotach w głowie miałam tylko jedno! „Tak! Tak” Wspaniale. To kiedy premiera?” Ale za chwilę przyszło otrzeźwienie czytelnicze. Rety! Temat, który kocham i wielbię w literaturze, a który zapewne paru zaproszonych pisarzy totalnie położy i nie wyczuje klimatu. Czy wszyscy zebrani to kociarze? Czy mają pojęcie o tych zwierzakach? Dzielą z nimi pisarską codzienność? A jeśli nie, co z tego wyniknie dla książki o idei samej z siebie bardzo słusznej i pożądanej na rynku wydawniczym. Nie miałam okazji dotrzeć na specjalne spotkanie poświęcone temu wydawnictwu na Poznańskich Targach Książki w marcu tego roku. Z jednej strony żałuję, z drugiej i tak byłabym dopiero przed lekturą i niewiele wiedziała o tym co zawiera.
Od razu się przyznam. Przelatując szybko wzrokiem po nazwiskach autorów zaprezentowanych na okładce znałam i kojarzyłam tylko jedno - Katarzyny Bereniki Miszczuk. A jak wyszło po przeczytaniu notki o tej pisarce - kojarzyłam osobę, która jest współzałożycielką Wydawnictwa Mięta - dzięki któremu trzymam teraz ten koci zbiór w rękach.
Kiedy rozpakowałam paczkę od Wydawcy lekko się przeraziłam objętością książki. Prawie 400 stron - kiedy ja to przeczytam? Nie wspominając czasie potrzebnym do ułożeniu sobie w głowie opinii, a potem przelaniu wszystkiego na słowa. A jednak 11 opowiadań i 396 stron zabrało mi z życia tylko 3 świetnie spożytkowane kwietniowe wieczory. Wędrowałam od jednej historii do drugiej i jakoś tak trudno było się powstrzymać i odłożyć książkę na półkę. Może też dlatego, że zebrani pisarze są reprezentantami przeróżnych gatunków literackich, mają odmienne doświadczenia zawodowe, inne ścieżki życiowe co ostatecznie zaowocowało totalnie nieporównywalnymi do siebie opowieściami o naszych kociskach. Poczytamy typową obyczajówkę, romans, fantasy, kryminał czy horror. A w każdej odsłonie mamy inne oblicze kota i inne role jakie mogę pełnić w życiu człowieka.
Wiadomo, że przy tego typu wydawnictwach nie ma co mówić - nawet ogólnikowo - o treści, bo zdradzi się zbyt wiele. Ale nie będę spoilerować jeśli napiszę, że oto mamy na rodzimym rynku bardzo udaną antologię tematyczną, której głównym motywem są koty. Brzmi cudownie dla kociarzy? I tak naprawdę jest!
Wychodząc z założenia, że kilka story będzie słabszych robiłam sobie krótkie notatki o każdym opowiadaniu i nadawałam mu już po przeczytaniu ocenę. Jakie było moje zdziwienie - gdy już po dotarciu do końca ostatniego 11-tego opowiadania spojrzałam na moje oceny (w skali od 1-5 gdzie 5 to najwyższa nota) i nie znalazłam ani jednego poniżej solidnej noty 4+. [!] Ewenement? Na to wygląda i wyjątek od reguły! Już nie mogę narzekać na zbiory opowiadań i wrzucać je do jednego worka.
Bardzo podoba mi się, że zawarte w „Kiciusiach, kotach, sierściuchach” teksty są tak różne, a ich motyw główny - czyli KOT - potraktowany na różnych poziomach gatunkowych. Poznawałam te historie mierząc się z silnymi emocjami. Bo wywołują one cały ich wachlarz. Był strach, rozpacz, zdenerwowanie, smutek i przyjemne ciepło rozlewające się po duszy. Nawet broniłam i łezkę przejmując się losem dwóch bohaterów. Bo koty dają nam tak wiele dobrego, a my ludzie bywamy potworami i często obchodzimy się z nimi paskudnie. Nie we wszystkich opowiadaniach koty są traktowane dobrze i godnie. Ale każda historia wciąga od pierwszej stron.
Oczywiście mam swoich faworytów. To te przy których zapisałam bez wahania notę 5. I na 11 tekstów dostało ją 7 kocich opowieści. Zaproszeni pisarze wspaniale wywiązali się z tego trudnego tematycznie zadania. Bo koty to cały złożony wszechświat i zwierzęta wciąż nie do końca oswojone i zależne od ludzi. Można by o nich tomiska pisać i nigdy do końca nie odkryć wszystkich kart. Ale to zwierzaki doskonałe, piękne same z siebie, a kiedy już nam zaufają powinniśmy czuć się najbardziej docenionymi i wyróżnionymi istotami na ziemi.
Futrzani bohaterowie antologii „Kiciusie, koty...” to zwierzęta dzielące z nami mieszkania i domy, ale też dzikie istoty z tajemniczych światów. Jedni je kochają, a drudzy nienawidzą czy zupełnie nie rozumieją ten kotomannii jaka opanowała współczesny świat i internet. Ale nie oszukujmy się, to one rządzą mediami społecznościowymi, to ich historie często wyciskają łzy i pozwalają w dobroczynnych zbiórkach osiągnąć ogromne sumy na ich ratowanie, ale to również i one traktują nas jak osobistą służbę i nie mają z tym żadnego problemu.
Koty opanowały współczesny świat. Potrafią sprzedać niemal wszystko, zachwycają swym majestatem i tajemniczością. Nie mają wypisanych uczuć na pyszczkach. Wiem coś o tym, bo sama dzielę życie z kotką adoptowaną ze schroniska i to ona towarzyszyła mi całej lekturze „Kiciusiów, kotów, sierściuchów’. To mój drugi kot. Poprzedni również był adopciakiem po przejściach. I nadal czuję ze wiele mam jeszcze do odkrycia o tym gatunku.
Czy zachęcałabym do przeczytania tego zbioru Wydawnictwa Mięta? Kociarzy namawiać nie trzeba, równie mocno jak koty większość z nich kocha książki, więc ten tytuł jest obowiązkowym w ich biblioteczkach. A każdy inny Czytelnik i miłośnik książek? Według mnie te teksty się obronią i spodobają, bo to kawał dobrego pisarstwa. Jeśli ktoś lubi opowiadania powinien sięgnąć i po nie, a może odkryje nawet w nich dla siebie koty, które nie wzbudzały dotąd żadnych emocji.
Na koniec muszę dorzucić jeszcze mój zachwyt warstwą edytorską. Tom jest przepięknie wydany - sztywna oprawa, tłoczenia, przepiękna okładka ze świetnie uchwyconymi mruczkami robi swoje! Aż chce się przesuwać po papierze dłońmi. Do tego każde opowiadanie zaczyna się indywidualną ilustracją z kotem. Sama przyjemność oglądania i brawa dla ilustratorki. Wydawca do tego zachwytu dorzucił jeszcze niespodziankę w przesyłce egzemplarza recenzenckiego, bowiem w książce znalazłam zakładkę i naklejkę, a sam tom był opasany sznurkiem z słodką zawieszką z kotem. Bardzo mnie to szarpnęło za serducho jako kociarę.
Reasumując LATARNICA poleca!
Podstawowe dane książki
Tytuł: „Kiciusie, koty, sierściuchy” - antologia
Autor: różni autorzy: Tomasz Betcher, Karolina Głogowska, Magdalena Kruszewska, S.J. Lorenc, Ewa Małecki, Katarzyna Berenika Miszczuk, Joan Neumann, Aga Sana, Wojciech Wojnicz, Marek Zychla, Izabela Żukowska
Ilustracje: Marta Róża Żak
Wydawca: Wydawnictwo Mięta
Wydanie I: Warszawa 2025
Objętość: 396 stron
Oprawa: twarda, szyta, z tłoczonymi napisami
Poniżej front i tył okładki, wyklejka z kocimi łapkami oraz spis treści
Poniżej wybrane strony książki i przepiękne ilustracje otwierające kolejne opowiadania
Poniżej moja ulubiona modelka i towarzyszka wszystkich lektur – kotka Mysza i jej chwile z "Kiciusmiami, kotami, sierściuchami”
Recenzja powstała dzięki współpracy barterowej z Wydawnictwem Mięta
Tak wspaniale wyglądała przesyłka z antologią, która do mnie dotarła i zaskoczyla miłymi kocimi dodatkami
Latarnica poleca [62]
Dla kociarzy była to zapewne najbardziej oczekiwana premiera wiosny tego roku. Odkąd w mediach społecznościowych na kilka tygodni wcześniej zaczęły pokazywać się reklamy z przyciągającym uwagi zdjęciem czarno-białego kotka na uroczym i stonowanym miętowe tle z dopiskiem Zaleca się kota nikt z miłośników tych zwierząt nie przeszedł wobec tej informacji obojętnie. Ja od razu zapisałam sobie w kalendarzu datę premiery i dosłownie odliczałam dni. Niestety czasami bywa tak, że jak na coś bardzo czekamy i z góry zakładamy, że będzie to produkt najwyższej klasy może przyjść wielkie rozczarowanie. Z ogromnymi obawami sięgnęłam po książkę z piękną okładką, z której patrzyły na mnie dwa urocze kocie pyszczki. Nie chciałam rozczarowania, chciałam idealnej lektury dla miłośnika kotów, takiej która niesie ciepło, nadzieję i jest po prostu fantastyczną i wciągającą historią.
Co dostałam w zamian?
Wydawca absolutnie miał rację wrzucając na rodzimy rynek tą książkę. Będąc już bestsellerem w Japonii, gdzie jak wiadomo koty darzy się szczególnym uczuciem i czułością, w Polsce również musiała się sprawdzić i trafić prosto w serce każdego kto dzieli swoje życie prywatne czy zawodowe z tymi niezwykłymi zwierzętami.
Jak z każdą nową książką, pierwsze kilkanaście czy kilkadziesiąt stron to czas poznawania się, wyczucia stylu, klimatu, rozpoznania terenu, po którym będziemy się z bohaterami poruszać czy gatunku literackiego. Mnie to rozglądanie się po nieznanej okolicy zajęło zapewne ponad 20 stron pierwszego rozdziału, ale potem już poczułam o co w tym chodzi i w jakie zakamarki ludzkiego i kociego życia chce nas poprowadzić autorka. No i wpadłam po uszy w jej opowieść!
„Zaleca się kota” tworzy 5 różnych (choć nie tak do końca) historii. Akcja rozgrywa się w Kioto i kluczowym jej elementem jest niepozorny budynek w ciemnym zaułku, gdzie na piętrze trafia się prosto pod drzwi pewnej klinki, o której przekazują sobie informacje ludzie tzw marketingiem szeptanym. Czasami przypomina to zabawę w głuchy telefon, informacje są ciut modyfikowane i zmieniane, ale kto chce i naprawdę tego potrzebuje trafi pod te właściwe drzwi, a one się dla niego otworzą.
Czym jest klinika Kokoro? To takie jakby połączenie gabinetu psychologiczno-psychiatrycznego. Ale jeśli ktoś myśli, że polega to na wielokrotnym powracaniu pacjentów i długich rozmowach czy sesjach z lekarzem to bardzo się myli. Wizyty tam są bardzo krótkie i odbywają się niemal w pośpiechu. Trafiają do niej ludzie z problemami, tacy którzy już wcześniej przeszli przez wiele innych terapii i całą gamę leków zaleconych przez lekarzy psychiatrów. Jednak nadal borykali się z codziennością i nie radzili problemami w życiu. Toteż są bardzo zaskoczeni, gdy zostają postawieni przed aktem jedynej słusznej metody stosowanej w Kokoro. Na wszystkie bolączki tego świata wypisuje się tam receptę na kota. Koty dobierane są pod pacjenta i jego bolączki i w zależności od sytuacji wydawane są na czas określony od kilku do kilkunastu dni. "Klient" wychodzi z budynku z transporterkiem z kotem i dużą papierową torbą z tzw. zestawem startowym (kuweta, żwirek, miseczki, karma).
Aż sama poczułam zaskoczenie, gdy pierwszy pacjent dostał kota w celach terapeutycznych. Zastanowiłam się jak ja sama bym się czuła nie mając dotąd zwierzaka, nie znając kotów, a tu nagle takie zalecenie z góry od lekarza. Uwierzcie, prawie wszyscy bohaterowie 5 uroczych historii są totalnie zszokowani takim obrotem sprawy. A mamy tu naprawdę różne postacie z różnych środowisk i zupełnie inne życiowe perypetie.
W „Zaleca się kota” Sho Ishida przedstawia nam młodego pracownika ogromnego biura maklerskiego, w którego w pracy stosuje się mobbing, mamy też kierownika call-center, który nie radzi sobie z nową podesłaną i narzuconą odgórnie przełożoną; w trzeciej historii bohaterką jest córka, która jako nieletnia trafia do Kokoro wraz z matką, bowiem w jej szkole utworzyły się dwie frakcje w klasie i trzeba przynależeć do jednej z nich, co budzi w niej rozterki, bo nie identyfikuje się z żadną grupą. Czwarta opowieść pokazuje nam życie ambitnej pani projektant, która tworzy ekskluzywną galanterię - głównie torebki - by po jej historii przejść do ostatniej bohaterki - tradycyjnej japońskiej gejszy, która nie ma własnego dom, ale pracuje i żyje w tzw. domu gejsz kształcącym przyszłe adeptki tego zawodu.
Jak widać zupełnie inne środowiska, inne problemy, inne oczekiwania życiowe. Ale wszystkich połączy fakt, że w ich życie wkroczą koty. Koty jako lek na wszystko, koty jako stabilizator emocji, terapeuci, wywoływacze uśmiechu i panaceum na bezsenne noce i niechęć zmierzenia się z każdym kolejnym dniem.
Jestem ogromnie zaskoczona uniwersalnością tej powieści i jej ciepłem. Jest w tej książce tyle dobrych emocji pojawiających się w życiu bohaterów od chwili, gdy wracają z transporterkim z kotem do swoich domów. Oczywiście to wszystko nie działa tak prosto jak pstryknięcie włącznika światła, ale jednak obecność stworzenia tak cudownego jak kot sprawia, że zaczynają zupełnie inaczej patrzeć na rzeczywistość i odradzają się w nich dawno zapomniane uczucia i emocje. Bywa, że po długich miesiącach po raz pierwszy zaczynają się uśmiechać, odczuwać nad czymś zachwyt i mają poczucie odpowiedzialności za drugą, słabszą istotę. Koty leczą nie tylko tych ludzi, ale uzdrawiają atmosferę w ich rodzinach, miejscach pracy - w zasadzie tak jak ja to na co dzień obserwuję wśród znajomych. Jakże to często obecność czworonożnego przyjaciela zmienia na lepsze wszystko.
Autorka (rocznik 1975) jest zdecydowanie miłośniczką tych zwierząt i doskonałą ich obserwatorką. Ogromnie mnie rozczulały te strony, na których były opisywane pierwsze wspólne chwile kotów z ludźmi, których miały leczyć. Jakże wiele tam trafnych obserwacji, najdrobniejszych gestów, mowy kociego ciała. Jak się to czyta czuje się miękkie futro pod dłonią, słychać delikatne mruczenie, bije w nas ciepło ich ciała, oczami wyobraźni zachwycamy się doskonałością proporcji budowy, jego zwinnością, cichym stąpaniem po naszej codzienności na cudownych słodkich kocich łapkach (tak bardzo, że będą zawodową inspiracją pani projektant z 4 rozdziału). Takie drobne spostrzeżenia i oczywistości cieszyły moje czytelnicze oczy jak nigdy:
[...] "Z jednej strony przyciąga uwagę, z drugiej jest cichutka... Takie chyba właśnie są koty" - pomyślał Shuta. (rozdz. 1, str 23)
[...] - To właśnie działanie kotów. To uczucie, że nie chce się wypuszczać z rąk ich ciepła, zostaje w sercu na zawsze. (rozdz. 4, str 212)
Mam wrażenie, że „Zaleca się kota” może u Czytelników na całym świecie spełnić dwojakie zadanie (a nie przesadzam, bo prawa do publikacji sprzedano do 30 krajów!). Z jednej strony po książkę sięgnie każdy kociarz, bo on już wie, że wobec zła tego świata najlepiej maszerować ramę w ramię z kotem, że jego obecność czyni naprawdę cuda. Z drugiej strony ja kupowałabym tą książkę jeszcze „niezakoconym” osobom, a borykającym się z różnymi bolączkami ducha czy ciała wierząc, że może odkryją w swoim sercu te magiczne drzwi i dopuszczą do siebie myśl, po prostu zaryzykować i adoptować kota.
Ogromnym atutem jest też pozytywne przedstawienie zawodu weterynarza (ważnym elementem tej historii jest klinika dla zwierząt starszego już pana o ogromnym doświadczeniu) oraz informacje o prokocich organizacjach i schroniskach, gdzie można znaleźć przyjaciela na całe życie. Sho Ishida zastosowała również w swojej powieści zabieg, który bardzo lubię w książkach - mianowicie, że w niepołączonych pozornie ze sobą historiach bohaterowie się gdzieś ze sobą na dalszym planie spotykają, mijają, wchodzą w większe i mniejsze interakcje. Mała podpowiedź, zwróćcie uwagę na imiona bohaterów i kotów, pod koniec książki wszystko zacznie się wam pięknie jak w prawie gotowych puzzlach układać w jeden klarowny obraz. Naprawdę finał zrobił na mnie wrażenie, a poza tym dwa wieczory spędzone z tą książką uważam za jedne z najlepszych od tygodni.
„Zaleca się kota” otoczyło mnie jak mięciutki koc i i rozgrzało jak gorąca herbata, a na dodatek ja już miałam podczas całej tej lektury moją własną kocią terapeutkę na kolanach. W ogóle nie mam wątpliwości, że tak po prostu, po ludzku jednym z najważniejszych zaleceń życia jest to proste stwierdzenie: ZALECA SIĘ KOTA.
Na koniec optymistyczna wiadomość dla tych, którzy są już po lekturze i wciąż pozostają z błogim uśmiechem na twarzy. Jest już kontynuacja tej powieści, a na polski rynku wyda ją to samo wydawnictwo Marginesy. Już nie mogę się doczekać.
Reasumując: LATARNICA poleca!
Podstawowe dane książki
Tytuł: „Zaleca się kota”
Autor: Sho Ishida
Ilustracje: Arisa Shimoda
Wydawca: Wydawnictwo Marginesy
Wydanie I: Warszawa 2025
Objętość: 260 stron
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Poniżej front i tył okładki
Poniżej wybrane strony książki
Poniżej moja ulubiona terapeutka i lek na wszytsko - kotka Mysza i jej chwile z "Zaleca się kota"
Recenzja powstała dzięki współpracy barterowej z Wydawnictwem Marginesy
Tak wyglądała tajemnicza przesyłka, która do mnie dotarła a w niej cudowny zestaw recenzencki
Zdjęcie na niedzielę - 6 kwietnia 2025
Kiedy myślę o helskiej plaży to zawsze mam przed oczami widok tego odcinka wybrzeża nad wielkim morzem od Góry Szwedów aż po lokalizację "riun" latarni Hel Bór. To taka część plaży, do której już się trzeba natrudzić, aby dojść ale... No właśnie, ma to swoje atuty. Tutaj plaża jest niemal nieskalana ludzką stopą, piasek jest bielutki, drobny, delikatny i tworzy wzór fal jakby był dnem morza. Gdzieniegdzie wyrastają z niego kępy traw wydmowych, czasami można trafić na duże kawałki drewna oszlifowane przez wodę - głaciutkie i przyjemnie pachnące w słoneczny upalny letni dzień.
Poniżej jeden z kadrów z helską dziką plażą.
Fot. Latarnica/czerwiec 2022
Flora Półwyspu Helskiego - wakacje 2022 [3]
Ależ przez ostatnie tygodnie wkręciłam się w te roślinne fotografie z wakacj sprzed 3 lat. Przeglądająć wykonane wtedy zdjęcia naprawdę wpadają mi w oko modelki w postaci kwiatów, krzewów, traw... W końcu to pejzaże nadmorskie i nadzatokowe mimo, że w bardziej w formie makro zbliżeń.
Dziś kolejna odsłona flory wakacyjnej - i tym razem wszystkie fotografie zostały wykonane w Kuźnicy.
Fot. Latarnica / czerwiec 2022
Domowe kocie życie - I kwartał 2025
Tak sobie pomyślałam, że fajnie by było raz na kwartał wrzucić wpis z migawkami zdjęć ukazująych kocie domowe życie. Oczywiśćie w tym przypadku to jak spędza czas w domu mój kot, ale wy z pewnością mając kota dostrzeżecie różne analogie. Bo kot to przecież głównie sen i wypoczynek, jedzenie, zabawa i zostaje to co jest indywidualne dla kazdego egzemplarza. Tu możecie sobie sami dopowiedzieć. Ja dzielę życie z 10-letnią kotką Myszą. Znam tylko połowę jej życia. Tą drugą, bo od 5 lat jest z nami. Przedtem była kotką uliczną i przez rok podopieczną schroniska. Jakie były jej pierwsze lata życia to wielka zagadka. Ale z pewnością nie łatwie bo wciąż borykamy się z problemami natury psychicznej (dziwne zachowania na tle nerwowym, silny stres i lęki w niektórych sytuacjach) i chorobami wynokającymi ze złego odżywiania a może i okresów głodu.
Jak każdy kociarz jestem tak zauroczona pięknem kota, że robię jej kilkaset zdjęć co miesiąc. Wybranie kilku to prawdziwa sztuka i ogromny trud. Ale udało się.
Poniżej przegląd zdjęć z 3 pierwszych miesięcy tego roku. Oto panna Mysza zwana też Myszką, Myszunią, Michaszką, Michaliną, Piratką, Głodomorem i Kozą.
Styczeń 2025 zima
Jeszcze długie ciemne dni, każde pojawienie się słońca jest mile widziane przez zwierzaki.
Luty 2025 zima
Ciut dłuższe dni, wciąż preferujemy kocyk i wspólne czytanie...
Marzec 2025 zima/wiosna
Zdecydowanie dłuższe dni, większa aktywność kota, więcej słońca, więcej odczuwalnego ciepła, coraz częściej okna otwarte i ten wszechobecny śpiew ptaków.
Fot. Latarnica / styczeń-marzec 2025
Flora Półwyspu Helskiego - wakacje 2022 [2]
Dziś kontynuacja wpisu sprzed tygodnia o roślinności (tej naturalnej i celowo zasiewanej) na Półwyspie Helskim.
Wszystkie zdjęcia z dzisiejszego odcinka powstały w Kuźnicy przy porcie i wzdłuż ścieżki nad otwartym morzem.
Fot. Latarnica / czerwiec 2022
Widoki z podróży [142]
Przyczynkiem do dzisiejszego wpisu są zdjęcia podesłane przez Szymona z marcowej podroży do hiszpańskiej Malagi.
Poniżej dwa dalekie ujęcia z Zamku Alcazaba, który należy do zespołu fortyfikacji pałacowych oraz bliższe kadry.
Fot. Szymon Kościelniak / Malaga marzec 2025
Poniżej kilka faktów na temat tej niedużej latarni:
– zbudowana w 1817 roku
– obiekt aktywny nawigacyjnie
– wysokość wieży 37 m
– wysokość światła 38 m n.p.m.
– budulec wieży cegła, latarnia wyrasta z 2-piętrowego domu latarnika
– w laternie soczewka Fresnela z 1922 roku
– cała latarnia malowana na kolor biały
– jest jedną z najstarszych i najbardziej historycznych latarni morskich w Hiszpanii
– została uszkodzona przez trzęsienie ziemi w 1898 roku i nie została całkowicie naprawiona aż do 1913 roku
– gruntowny remont przeszła po 1939 roku
– niedawno dodano instalacje GPS i radarowe
– znajduje się po wschodniej stronie portu w Maladze
– są plany przekształcenia obiektu w muzeum
– pięknie oświetlona w nocy, jest znanym symbolem nabrzeża miasta
Poniżej stara kartka pocztowa, fot. leuchtturm-welt.net
Poniżej street view i widok satelitarny z Google Maps
Poniżej dwa dzienne i dwa nocne ujęcia latarni z wikipedia.org
Kolejne marzenie spełnione...
Fot. Latarnica / 8-9 marca 2025
Fot. moja z pisarzem - pani z Domu Wydawniczego REBIS - dziękuję!
Fot. główna wpisu - strona facebookowa Poznańskich Targów Książek
Flora Półwyspu Helskiego - wakacje 2022 [1]
To co zostaje po każdych wakacjach poza wspomnienami w głowie i kadrami zatrzymanymi na zdjęciach to oczywiście najlepszy wehikuł czasu ever czyli ZAPACHY. A zapachy wakacyjne często związane są z występującą w danym miejscu florą. Cały Półwysep Helski pachnie dla mnie krzewami dzikich róż, które ciągną się wzdłuż brzegów Zatoki Puckiej, w samej Kuźnicy coraz więcej latem lawendy i malw, poza tym mnóstwo roślin i kwiatów, które nie potrafię nazwać, ale spotykam je głównie właśne TAM.
W poprzednich latach robiłam podobne wpisy powakacyjne prezentujące bogaty i barwny świat nadmorskich roślin. Nacieszmy oczy tymi uchwyconymi w czerwcu 2022 roku.
Fot. Latarnica/ czerwiec 2022
Praga [7] - Złota Uliczka cz. II
Szybciutko po prezentacji pierwszych zdjęć z praskiej Złotej Uliczki wstawiam część drugą. Na fotografiach wszysto to co wpadło mi w oko i albo zachwyciło, albo zaciekawiło.
Niewielkie domki zawierają wiele interesujących detali, a wystawy okienne (głównie z rękodziełem) przyciągają wzrok. Są tam urocze sklepiki. Zakupiłam w nich ślicznego drewnanego ptaszka wycinanego w ażurowe wzory - wykorzystuję jako ozdobę na choinkę oraz drewnianą podkładkę pod kubki z kotami ułożonymi w symbol jin i jang, kupiłm również ołówki z kotami, kilka kartek pocztowych i zakładkę do książek.
Fot. Latarnica / Praga - wrześień 2024
Wakacje 2022 [6]
Szósty odcinek wspomnień z wakacji na Półwyspie Helskim w 2022 roku poświęcę - jednamu z moich ulubionych miejsc - plaży nad otwartym morzem przezd Jastarnią, na której są bunkry oraz terenowi campingu nad Zatoką PUcką - na terenie którego również znajduje się jeden malowniczo położony schron.
Poniżej plan usytuowania schronów - ze strony naszbaltyk.pl
Te fotografowane przeze mnie to schron "Sęp" (plaża nad Dużym Morzem) oraz schron "Sokół" (teren campingu).
Stali Czytelnicy bloga zapewnie kiedyś zauważyli jak cenię te miejsca, bowiem plaża ze schronem "Sęp" znalazła się w 2 odcinku bardzo osobistego cyklu "Moje magiczne miejsca - subiektywnie"
Zachęcam zajrzeć do archiwalnego wpisu:
https://latarnica.pl/2022/08/22/moje-magiczne-miejsca-subiektywnie-2/
Fot. Latarnica / czerwiec 2022
Praga [5] - Złota Uliczka cz. I
Jednym z pierwszych skojarzeń dla wielu osób pytanych o Pragę jest Złota Uliczka. Nie każdy już wie jak ona wygląda, ma raczej swoje wyobrażenia o tym miejscu, ale łączy ją z tym miastem niemal automatycznie. Nie miałam własnej wizji tej atrakcji Pragi. Idąc do niej wiedziałam, że na pewno będzie to miejsce fotogeniczne z ciekawymi detalami i widoczną długą historią. Znajduje się na terenie Zamku Praskiego w dzielnicy Hradczany.
Wikipedia tak podaje jej dzieje w skrócie:
Złota Uliczka - cz. Zlatá ulička. Dawniej nazywała się ulicą Złotniczą (Zlatnická), gdyż była prawdopodobnie siedzibą miejscowych złotników – pracujących dla skarbu, znajdujących w ten sposób schronienie za murami zamku. Powstała między romańskim i późnogotyckim obwarowaniem północnej części zamku. Do zamkowych łuków muru obronnego, wzniesionego ok. 1500 r. przez Benedykta Rejta, dobudowano małe domki. Poddasza domków tworzą chodnik obronny. W XVI w. znajdowały się tu mieszkania zastępcze, za czasów cesarza Rudolfa II zajmowali je członkowie straży zamkowej. Później na Złotej Uliczce mieszkała praska biedota. W XX w.uliczka zmieniła charakter. W domku nr 22 w 1917 r. pisał swoje dzieła Franz Kafka. [...] Po drugiej wojnie światowej domki przestały służyć jako miejsce zamieszkania – w latach 50. XX w. wysiedlono ostatnich mieszkańców. Obecnie znajdują się w nich oryginalne sklepiki, galerie i wystawy, przyciągające uwagę licznych turystów.
Poniżej pierwsze co zobaczyłam po minięciu płatnych bramek - urocza kawiarneka. Jednka klientów zero. Zapewne ceny specjalne i nie warto przepłacać, ale samo miejsce mnie zauroczyło i ta pustka przy stolikach dla zdjęcia tylko na plus.
Poniżej pierwsza galeria moich zdjęć uliczki (ech, mogłabym tam zapstrykać się na śmierć!). Jedyny minus, że od kilku lat wejście jest biletowane, płatne (wcale niemało) i nie ma osobnego biletu tylko do tego miejsce ale tzw. pakiet kilku atrakcji turystycznych. Chcesz czy nie kupujesz. Bo jednak bycie w Pradze i nie zobaczenie Złotej Uliczki to byłoby ogromne niedopatrzenie. Minus? Dzikie tłumy i brak spokoju przy robieniu zdjęć, trudno łapać kadry bez ludzi, trudno nie być popychanym, poganianym... Cóż taki urok popularnych miejsc.
Fot. Latarnica / wrześień 2024
Zimowa Krynica Morska
Dziś niejako kontynuacja poniedziałkowego wpisu ze zdjęciami latarni morskiej z Krynicy Morskiej w zimowym pejzażu.
Poniżej port w Krynicy Morskiej od strony zalewu - światła portowe na falochronach, figura latarni w mieście oraz model latarni w skali na tle oryginalnej latarni. Na końcu dwie migawki z plaży nad otwartym morzem.
Fot. Lidia Czuper / 16 luty 2025 (poza zdjęciem z modelem latarni - Marcin Szebera)