Latarnica poleca [64]
[…] To Shinjuku, znikają tu i ludzie , i koty.
Długo zastanawiałam się od czego powinnam zacząć, aby w najprostszy, ale zarazem najszczerszy sposób przekazać wam, jakie emocje wzbudziła i jakie struny duszy poruszyła we mnie powieść Duriana Sukegawy „Koty z Shinjuku”. Może zacznę zupełnie nietypowo, ale ta książka, również nie jest czymś pisanym według określonego, znanego schematu i nie daje się łatwo zaszufladkować.
Aby wejść w klimat opowieści Sukegawy i się w niej wygodnie rozsiąść trzeba zrozumieć cztery pojęcia.
Po pierwsze Shinjuku. To jedna z dzielnic Tokio - stolicy Japonii. Czym się charakteryzuje? Popularnie, gdy o niej mówimy myślimy o dużej dzielnicy rozrywkowej, biznesowej i handlowej skupionej wokół stacji o tej samej nazwie. Jest to dzielnica kontrastów. Z jednej strony nowoczesne biurowce i centra handlowe, z drugiej skupisko starych domów, w których umieszczono gastronomię i sklepiki.
Po drugie izakaya. Tym określeniem można nazwać coś na kształt japońskiego pubu, gdzie serwuje się zarówno alkohole jak i dość proste dania, w tym także z grilla. Często poza stolikami mają one tzw. miejsca przy barze i są nieznacznych rozmiarów.
Po trzecie Koto-lotek. To już określenie powstałe na potrzeby tej konkretnej książki, ale istotne bo od tej nieoficjalnej gry popularnej wśród bywalców jednego z miejscowych pubów wszystko się zaczyna. Hazardowa zabawa polega na bstawianiu i wytypowaniu imienia kota, który jako pierwszy objawi się klientom siedzącym przy długim barze w małym okienku widocznym naprzeciwko nich.
I po czwarte mapa rodzinna kotów. To również pojęcie powstałe na potrzeby tej konkretnej historii. Jest to kartka papieru przywieszona do lodówki w pubie o nazwie „Karinka” w dzielnicy Shinjuku. Ukazuje i opisuje 17 kotów kręcących się wokół lokalu i pojawiających się na jego tyłach. Teren ten jest widoczny z baru przez małe okienko, a koty często zatrzymują się w nim i patrzą na pijących wewnątrz klientów. 17 kotów - 17 imion i charakterów spośród których można typować i obstawiać, by brać udział w Koto-lotku.
I te cztery słowa są niejako klamrą spinającą tą opowieść, która zaczyna się od przypadkowego przyjścia bohatera do jednej tokijskiej izakayi. Nie planował tam wejść, nie znał tego lokalu, ale znał inne analogiczne puby i często do nich zaglądał po pracy, aby odreagować stresy dnia codziennego. A rzeczywiście miał powody by szukać ukojenia, bowiem praca mocno dawała mu się we taki ze względu na osobę szefa i konkurencję oraz dociskanie wydajności i efektywności do maksimum.
W „Kotach z Shinjuku” śledzimy pewien etap zawodowy chłopaka, który marzył o pracy w mediach - radiu, czy też telewizji, chciał tworzyć i pisać dobre scenariusze. Nazywa się Yamazaki Seita choć bywalcy pubu „Karinka” będą się do niego zwracać skrótowo po prostu Yama. Jednak życie nie układa się mu według marzeń. Ma kiepskie dorywcze zajęcia by cokolwiek zarobić, wynajmuje nieciekawą klitkę u japońskiej rodziny, a procesy rekrutacyjne do prac, z którymi chciałby związać życie odrzucają go już na etapie składania papierów, bowiem Yama jest daltonistą, a firmy medialne zaznaczają, że osoby z tą wadą wzroku nie mają czego u nich szukać.
Tak się jednak składa, że na jego drodze pojawi się Kazuki Nagasawa znany twórca scenariuszy filmowych i radiowych mający swą własną agencję. Podczas rozmowy przy alkoholu w Karince czuje jakiś drzemiący potencjał i daje chłopakowi szanse zatrudniając go. Ma odtąd planować programy TV z wyprzedzeniam, robić dla nich tzw research i opracowywać bieżące informacje.
Można by powiedzieć, że dla Yamy to jak wygrana życiowa, ale w praktyce okazuje się, że jest wyrobnikiem pracującym ponad swoje siły 7 dni w tygodniu będąc do dyspozycji szefa 24 godziny na dobę. I zadania, które stara się dobrze realizować wcale mu nie wychodzą. A konkurencja w firmie jest ogromna i oczekiwania szefa jeszcze większe, bo liczy się tylko oglądalność i sukces.
Durian Sukegawa w przejmujący sposób ukazuje atmosferę pracy w dużej medialnej agencji w której trwa nie tylko wyścig szczurów, ale co najgorsze szef stosuje mobbing i ucieka się do przemocy wśród pracowników, nie rzadko używając agresji w postaci szturchania czy ich bicia.
Równowagą dla problemów w pracy i nieustannych porażek - bo jak wykrzyczał mu zwiedziony szef w twarz: z 50 napisanych pytań do popularnego teleturnieju wybrano tylko jedno a 49 odrzucono i wyrzucono do kosza - stało się spotkanie z Yumą - dziewczyną pracującą za barem w Karince jak i obsługującą grill i serwującą potrawy. To dzięki niej poznał bliżej sylwetki kotów z zaplecza lokalu i nawiązał znajomości z ekscentrycznymi stałymi bywalcami przyłączając się do zabawy w Koto-lotka. Dzięki stałym Klientom dowiedział się, że to Yume stworzyła i narysowała rodziną mapę kotów i dokarmia je regularnie.
Przypadkowe wejście do „Karinki” stało się z czasem stałym rytuałem i bohater odwiedzał ten pub kiedy tylko mógł. Yume odkryła przez nim nowy nieznany świat - świat bezdomnych kotów z Shinjuku, który dla niej był bardzo ważny, bo ceniła ich towarzystwo bardziej od ludzkiego. Jak sama się zwierzała:
[…] Miałam kilku kolegów, przed którymi mogłam się otworzyć, ale większości ludzi nie ufałam, dlatego nawet teraz nie potrafię rozmawiać i nie bardzo wiem, na czym polega „normalność”. Lepiej czuję się w towarzystwie kotów niż ludzi.
Oczywiście w całej tej historii z czasem więź między Yamazakim, a Yume znacznie się zacieśni. Doświadczą pięknych chwil i odkryję się dla siebie nawzajem obnażając swoją przeszłość, obawy, bolączki codzienności, traumy, ułomności ciała.
Powieść Sukegawy bardzo mnie zaskoczyła na poziomie głębokiego wejścia w analizy trudnych tematów - mniej popularnych w literaturze. Aby nie zdradzać treści powiem tylko, że na kartach powieści zmierzymy się z alkoholizmem, depresją, samobójstwem, próbą morderstwa, złym i ciężkim losem bezpańskich zwierząt, mobbingiem, byciem transwestytą w uporządkowanym świecie bankowości, przemocą, molestowaniem seksualnym, dojrzewaniem w sierocińcu… Dużo tego i naprawdę mocno daje to po psychice Czytelnika. Zdecydowanie spodziewałam się lżejszej lektury, a dostałam tzw. ciężki kaliber. Ale nie piszę tego w kontekście krytycznym. Tak jak dla chłopaka Yume pokazała mu nowy nieznany śwat, tak i mnie się oczy otworzyły na aktualne problemy życia we współczesnym Tokio. Oczywiście wiele z tych problemów jest ponad narodami i płciami. Wszyscy mniej lub bardziej się o nie ocieramy lub w nie wchodzimy.
I choć patrząc na te trudne doświadczenia bohaterów można by się bardzo zdołować Autor pilnuje by ostatecznie ponad całą tą historię na wierzchu zostało podstawowe przesłanie, które próbuje nam wpoić. Podporządkowane korporacyjne życie Yamy było pracą wykonywaną dla mas, anonimowego widza i statystyk oglądalności. Czyli tak naprawdę dla nikogo. Yume starała się obudzić w chłopaku to co zawsze w nim było czyli że pisząc choćby scenariusze ma się skupić na jednostce, Nigdy nie dogodzimy wszystkim… Porusza też w nim jego poetycką cząstkę duszy, którą dawno temu uśpił, przez co w powieści mamy możliwość przeczytania również kilka pięknych wierszy o kotach.
Historia kończy się kilkadziesiąt lat później kiedy to Yamazaki i Yume mają szansę ponownie się spotkać i spojrzeć na to co chcieli zrobić ze swoim życiem, a co ostatecznie zrobili. To przepiękny mądry finał, w którym kluczową rolę odegra ręcznie przepisywany tomik wierszy pt „Koty z Shinjuku”. Idealnie podsumowuje to kilkukrotnie powtarzane przez bohatera zdanie w ostatnim rozdziale, które specjalnie powraca, aby podkreślić wagę tego stwierdzenia:
„Czasami przyszłość umyka wszelkim wyobrażeniom”
Ostatnio dość intensywnie wkręciłam się w czytanie współczesnej prozy japońskiej i koreańskiej i jestem tymi światami zachwycona. Te książki są inne, od razu się czuje, że powstały w kulturach wschodnich. Do tego bardzo często istotą rolę odgrywają w nich koty, które dla ludzi wschodu są ważne i bardzo przez nich wielbione. To tylko każde mi dalej poszukiwać interesujących nowych tytułów i autorów z tego kręgu kulturowego.
A co do „Kotów z Shinjuku” to zdecydowanie: LATARNICA poleca!
Podstawowe dane książki
Tytuł: „Koty z Shinjuku"
Autor: Durian Sukegawa
Przekład: Małgorzata Samela
Ilustracja kotów: Anna Brzezina
Wydawca: Wydawnictwo Yumeka
Wydanie I: Katowice 2025
Objętość: 204 strony
Oprawa: miękka ze skrzydełkami, okładka z lakierem wybiórczym
Poniżej front i tył okładki
Poniżej wewnętrzna tylna okładka z mapę rodziny kotów oraz przykladowe rozkładówki
Poniżej sesja zdjęciowa z moją domową kocicą Myszką - wierną czytelniczką - bez niej nie czytałabym tyle ile czytam bo towarzystwo kota do dobrej książki to idealne dopełnienie
Recenzja powstała dzięki współpracy barterowej z Wydawnictwem Yumeka - serdecznie dziękuję za egzemplarz książki!
Latarnia z kalendarza - kwiecień 2025
W kwietniu na karcie kalendarza pojawiła się latarnia Hillsboro Inlet Lighthouse (Pompano Beach) z Florydy.
Poniżej aktualna karta:
Kilka najważniejszych faktów na termat tego obiektu:
– zbudowana w 1907 roku
– latarnia aktywna
– wysokość swiatla 41,5 m n.p.m.
– wysokość wieży 41 m
– ośmiokątna piramidalna szkieletowa wieża
– górna połowa wieży pomalowane na czarno, dolna połowa na biało
– w laternie soczewka Fresnela drugiego rzędu
– oryginalne budynki latarników przetrwały do dziś
– optyka przeszła renowację w 2000 roku
– gruntowny remont zrobiono w latach 2023-2024
– znajduje się na plaży, osłonięta falochronem po północnej stronie zatoki Hillsboro
– wieża zamknięta z wyjątkiem wycieczek z przewodnikiem
– muzeum jest otwarte od 11:00 do 15:00 od środy do niedzieli przez cały rok
– właścicielem obiektu jest U.S. Coast Guard
Poniżej aktialne zdjęcia latarni oraz optyka z lighthousefriends.com
Poniżej archiwalne zdjęcia latarni z lighthousefriends.com
Ponizej widok satelitarny i street view z Google Maps
Poniżej zdjęcie dzienne latarni z wikipedia.org
Wakacje 2022 [8]
Ponieważ w ostatnim odcinku kręciłam się wokół "ruin" latarni w Borze to dziś przesuniemy się z tej lesistej wydmy w kierunku plaży nad Dużym Morzem. Zostawiając za plecami miejsce, gdzie stała do lat 30-tych XX wieku ta piękna latarnia idąc w kierunku morza bardzo szybko zgubimy też teren leśny, który zastąpią cudowne polske złote wydmy. A zza wydm wyłoni się dawna wieża obserwacyjna o konstrukcji ażurowej. To charakterystyczny punkt w tej części wybrzeża. Tego dnia pogoda była super. Kolor wody i nieba bez jakiegokolwiek retuszu.
Poniżej mapka z Google Maps z lokalizacją wieży.
Fot. Latarnica / czerwiec 2022
Latarnie TPCMM-u ceny sezon letni 2025
Wielkimi krokami nadchodzi majówka, a wraz z nią ruszy sezon turystyczny 2025 na latarniach morskich polskiego wybrzeża. Towarzystwo Przyjaciół Narodowego Muzeum Morskiego, które opiekuję się latarniami wschodniego wybrzeża od Krynicy Morskiej po Stilo ogłosiło aktualne ceny biletów oraz godziny otwarcia swoich obiektów.
Fot. główna wpisu z facebooka TPNMM, tabela ze strony www TPNMM
Poniżej latarnie morskie pod opieką TPNMM, fot. Latarnica , Krynica Morska - fot. Lidia Czuper
Latarnica poleca [63]
Ze zbiorami opowiadań mam problem. Od zawsze. Choć bardzo je lubię (a nie każdy miłośnik książek lubi sięgać po tą formę) zazwyczaj ostatecznie sprawiały mi zawód. Dlaczego? Statystycznie rzecz ujmując najczęściej zawierały kilka świetnych tekstów, parę średnich no i kilka takich, które całkowicie zabijały ich ostateczną ocenę. Po każdej takiej lekturze byłam zła na te słabiutkie historie, które zapadały w pamięć najdobitniej i tak naprawdę nigdy nie powinny się znaleźć w druku. Nie wiem czy w przypadku zbioru jednego autora - pisarze czasami na siłę dopisują kilka opowiadań na zlecenie wydawcy by objętość gotowej książki była obszerniejsza bądź spełniała wymogi jakiejś serii - tak czy inaczej podchodzę do takich wydawnictw naprawdę ostrożnie.
Kiedy zobaczyłam w sieci zapowiedź antologii opowiadań polskich autorów o kotach w głowie miałam tylko jedno! „Tak! Tak” Wspaniale. To kiedy premiera?” Ale za chwilę przyszło otrzeźwienie czytelnicze. Rety! Temat, który kocham i wielbię w literaturze, a który zapewne paru zaproszonych pisarzy totalnie położy i nie wyczuje klimatu. Czy wszyscy zebrani to kociarze? Czy mają pojęcie o tych zwierzakach? Dzielą z nimi pisarską codzienność? A jeśli nie, co z tego wyniknie dla książki o idei samej z siebie bardzo słusznej i pożądanej na rynku wydawniczym. Nie miałam okazji dotrzeć na specjalne spotkanie poświęcone temu wydawnictwu na Poznańskich Targach Książki w marcu tego roku. Z jednej strony żałuję, z drugiej i tak byłabym dopiero przed lekturą i niewiele wiedziała o tym co zawiera.
Od razu się przyznam. Przelatując szybko wzrokiem po nazwiskach autorów zaprezentowanych na okładce znałam i kojarzyłam tylko jedno - Katarzyny Bereniki Miszczuk. A jak wyszło po przeczytaniu notki o tej pisarce - kojarzyłam osobę, która jest współzałożycielką Wydawnictwa Mięta - dzięki któremu trzymam teraz ten koci zbiór w rękach.
Kiedy rozpakowałam paczkę od Wydawcy lekko się przeraziłam objętością książki. Prawie 400 stron - kiedy ja to przeczytam? Nie wspominając czasie potrzebnym do ułożeniu sobie w głowie opinii, a potem przelaniu wszystkiego na słowa. A jednak 11 opowiadań i 396 stron zabrało mi z życia tylko 3 świetnie spożytkowane kwietniowe wieczory. Wędrowałam od jednej historii do drugiej i jakoś tak trudno było się powstrzymać i odłożyć książkę na półkę. Może też dlatego, że zebrani pisarze są reprezentantami przeróżnych gatunków literackich, mają odmienne doświadczenia zawodowe, inne ścieżki życiowe co ostatecznie zaowocowało totalnie nieporównywalnymi do siebie opowieściami o naszych kociskach. Poczytamy typową obyczajówkę, romans, fantasy, kryminał czy horror. A w każdej odsłonie mamy inne oblicze kota i inne role jakie mogę pełnić w życiu człowieka.
Wiadomo, że przy tego typu wydawnictwach nie ma co mówić - nawet ogólnikowo - o treści, bo zdradzi się zbyt wiele. Ale nie będę spoilerować jeśli napiszę, że oto mamy na rodzimym rynku bardzo udaną antologię tematyczną, której głównym motywem są koty. Brzmi cudownie dla kociarzy? I tak naprawdę jest!
Wychodząc z założenia, że kilka story będzie słabszych robiłam sobie krótkie notatki o każdym opowiadaniu i nadawałam mu już po przeczytaniu ocenę. Jakie było moje zdziwienie - gdy już po dotarciu do końca ostatniego 11-tego opowiadania spojrzałam na moje oceny (w skali od 1-5 gdzie 5 to najwyższa nota) i nie znalazłam ani jednego poniżej solidnej noty 4+. [!] Ewenement? Na to wygląda i wyjątek od reguły! Już nie mogę narzekać na zbiory opowiadań i wrzucać je do jednego worka.
Bardzo podoba mi się, że zawarte w „Kiciusiach, kotach, sierściuchach” teksty są tak różne, a ich motyw główny - czyli KOT - potraktowany na różnych poziomach gatunkowych. Poznawałam te historie mierząc się z silnymi emocjami. Bo wywołują one cały ich wachlarz. Był strach, rozpacz, zdenerwowanie, smutek i przyjemne ciepło rozlewające się po duszy. Nawet broniłam i łezkę przejmując się losem dwóch bohaterów. Bo koty dają nam tak wiele dobrego, a my ludzie bywamy potworami i często obchodzimy się z nimi paskudnie. Nie we wszystkich opowiadaniach koty są traktowane dobrze i godnie. Ale każda historia wciąga od pierwszej stron.
Oczywiście mam swoich faworytów. To te przy których zapisałam bez wahania notę 5. I na 11 tekstów dostało ją 7 kocich opowieści. Zaproszeni pisarze wspaniale wywiązali się z tego trudnego tematycznie zadania. Bo koty to cały złożony wszechświat i zwierzęta wciąż nie do końca oswojone i zależne od ludzi. Można by o nich tomiska pisać i nigdy do końca nie odkryć wszystkich kart. Ale to zwierzaki doskonałe, piękne same z siebie, a kiedy już nam zaufają powinniśmy czuć się najbardziej docenionymi i wyróżnionymi istotami na ziemi.
Futrzani bohaterowie antologii „Kiciusie, koty...” to zwierzęta dzielące z nami mieszkania i domy, ale też dzikie istoty z tajemniczych światów. Jedni je kochają, a drudzy nienawidzą czy zupełnie nie rozumieją ten kotomannii jaka opanowała współczesny świat i internet. Ale nie oszukujmy się, to one rządzą mediami społecznościowymi, to ich historie często wyciskają łzy i pozwalają w dobroczynnych zbiórkach osiągnąć ogromne sumy na ich ratowanie, ale to również i one traktują nas jak osobistą służbę i nie mają z tym żadnego problemu.
Koty opanowały współczesny świat. Potrafią sprzedać niemal wszystko, zachwycają swym majestatem i tajemniczością. Nie mają wypisanych uczuć na pyszczkach. Wiem coś o tym, bo sama dzielę życie z kotką adoptowaną ze schroniska i to ona towarzyszyła mi całej lekturze „Kiciusiów, kotów, sierściuchów’. To mój drugi kot. Poprzedni również był adopciakiem po przejściach. I nadal czuję ze wiele mam jeszcze do odkrycia o tym gatunku.
Czy zachęcałabym do przeczytania tego zbioru Wydawnictwa Mięta? Kociarzy namawiać nie trzeba, równie mocno jak koty większość z nich kocha książki, więc ten tytuł jest obowiązkowym w ich biblioteczkach. A każdy inny Czytelnik i miłośnik książek? Według mnie te teksty się obronią i spodobają, bo to kawał dobrego pisarstwa. Jeśli ktoś lubi opowiadania powinien sięgnąć i po nie, a może odkryje nawet w nich dla siebie koty, które nie wzbudzały dotąd żadnych emocji.
Na koniec muszę dorzucić jeszcze mój zachwyt warstwą edytorską. Tom jest przepięknie wydany - sztywna oprawa, tłoczenia, przepiękna okładka ze świetnie uchwyconymi mruczkami robi swoje! Aż chce się przesuwać po papierze dłońmi. Do tego każde opowiadanie zaczyna się indywidualną ilustracją z kotem. Sama przyjemność oglądania i brawa dla ilustratorki. Wydawca do tego zachwytu dorzucił jeszcze niespodziankę w przesyłce egzemplarza recenzenckiego, bowiem w książce znalazłam zakładkę i naklejkę, a sam tom był opasany sznurkiem z słodką zawieszką z kotem. Bardzo mnie to szarpnęło za serducho jako kociarę.
Reasumując LATARNICA poleca!
Podstawowe dane książki
Tytuł: „Kiciusie, koty, sierściuchy” - antologia
Autor: różni autorzy: Tomasz Betcher, Karolina Głogowska, Magdalena Kruszewska, S.J. Lorenc, Ewa Małecki, Katarzyna Berenika Miszczuk, Joan Neumann, Aga Sana, Wojciech Wojnicz, Marek Zychla, Izabela Żukowska
Ilustracje: Marta Róża Żak
Wydawca: Wydawnictwo Mięta
Wydanie I: Warszawa 2025
Objętość: 396 stron
Oprawa: twarda, szyta, z tłoczonymi napisami
Poniżej front i tył okładki, wyklejka z kocimi łapkami oraz spis treści
Poniżej wybrane strony książki i przepiękne ilustracje otwierające kolejne opowiadania
Poniżej moja ulubiona modelka i towarzyszka wszystkich lektur – kotka Mysza i jej chwile z "Kiciusmiami, kotami, sierściuchami”
Recenzja powstała dzięki współpracy barterowej z Wydawnictwem Mięta
Tak wspaniale wyglądała przesyłka z antologią, która do mnie dotarła i zaskoczyla miłymi kocimi dodatkami
Zdjęcie na niedzielę - 13 kwietnia 2025
Plusem wycieczek wiosennych i jesiennych do aszych latarni morskich jest fakt, że przyjeżdżamy tam poza sezonem przez co obiekty są często doskonale widoczne (to ważne dla fotografów) i nie ma tłumu ludzi. Minusem może być fakt, że większość wież poza latem będzie zamknięta. Ale widok latarni w wiosennym słońcu wiele nam wynagrodzi.
Pamiętam ten sam placyk przed latarnią z lipca 2023 - bo akurat wtedy byłam ostatni raz w Gąskach i szpilki nie szło wetknąć takie tłumy ludzi. Ciężko robiło się zdjęcia aby nie zdominowały kadry grupy letników.
Fot. Marcin Wawrzynkowski / 23 marca 2025
Kolejowe lato 2022 [1]
Każde wakacje nad morzem to też ogromna przyjemność z obserwacji nadmorskich kolei. Tak będzie i z relacjami z lata 2022 roku. Poniżej pierwszy odcinek.
Fot. Latarnica/ czerwiec 2022
Dla fanów kolei i półwyspu polecam nie za długi filmik na ten temat pt. "Topowa dycha":
https://youtu.be/XpI8wvFn4A8?si=gcmKpTxC73hyQEx8
Dawne Stilo - unikatowe ujęcia
Na początek wycinek z historii oznakownaia nawigacyjnego z okresu, gdy nie było jeszcze latarni Stilo. W tym miejscu, na wysokiej wydmie tzw Stilo-Bake.
Prezentowana poniżej fotografia pochodzi z 1898 roku i przedstawia umacnianie wydmy w rejonie znaku nawigacyjnego wrzosem i sosną. Obecne lasy wokół latarni w większości są dziełem człowieka. Zostały posadzone ludzką ręką pod koniec XIX i na początku XX wieku.
Zdjęcie zamieszczono w "Handbuch des Deutschen Dünebaues" wydanym w 1900 r. Latarnia Morska Stilo zbudowano później - bo prace trwały w latach 1904-1906.

Poniżej latarnia morska Stilo z nieistniejącym już masztem sygnalizacyjnym, pocz. XX wieku.
Poniżej pocztówka. z pocz. XX wieku, na lewej fotografii dwie postacie przed latarnią Stilo
Na koniec zupełnie nietypowe i rzadkie kadry, bo można je zobaczyć tylko przez kilka sekund. Pochodzą z niemieckiego dramatu "Der Schritt vom Wege" z 1939 roku w reżyserii Gustafa Grundgens'a. Latarnia pojawia się około 45 minuty. To pierwszy pełnometrażowy film fabularny, który kręcono w Łebie i na okolicznych odcinkach wybrzeża - jest to opowieść o młodziutkiej i bardzo ładnej Effi, która pod naciskiem własnej rodziny poślubia dużo starszego od siebie barona von Instetten.
Film trwa 99 minut i kto chce może w oryginale obejrzeć tutaj:
https://archive.org/details/1939DerSchrittVomWege24pGrundgens
POniżej stara kartka pocztowa - Sasino w roku 1929. Od lewej latarnia morska Stillo , pomnik wojenny oraz gospoda Gottschalk'a, fot. aukcyjna
Poniżej dwa archiwalne ujęćia, po lewej ze zbiorów Irene Elsner, po prawej ze strony reiseleiter-leba.eu
Poniżej budowa latarni (fotografia z facebooka z grupy Miłośnicy Historii Choczewa)
Poniżej stara kartka pocztowa ukazująca: gospodę-zajazd, właściciel Gerhard Freyer, budynki maszynowni przy latarni Stilo, latarnię STILO, szkoła, fot. aukcyjna
Fot. główna wpisu - Latarnica - czerwiec 2017
Latarnica poleca [62]
Dla kociarzy była to zapewne najbardziej oczekiwana premiera wiosny tego roku. Odkąd w mediach społecznościowych na kilka tygodni wcześniej zaczęły pokazywać się reklamy z przyciągającym uwagi zdjęciem czarno-białego kotka na uroczym i stonowanym miętowe tle z dopiskiem Zaleca się kota nikt z miłośników tych zwierząt nie przeszedł wobec tej informacji obojętnie. Ja od razu zapisałam sobie w kalendarzu datę premiery i dosłownie odliczałam dni. Niestety czasami bywa tak, że jak na coś bardzo czekamy i z góry zakładamy, że będzie to produkt najwyższej klasy może przyjść wielkie rozczarowanie. Z ogromnymi obawami sięgnęłam po książkę z piękną okładką, z której patrzyły na mnie dwa urocze kocie pyszczki. Nie chciałam rozczarowania, chciałam idealnej lektury dla miłośnika kotów, takiej która niesie ciepło, nadzieję i jest po prostu fantastyczną i wciągającą historią.
Co dostałam w zamian?
Wydawca absolutnie miał rację wrzucając na rodzimy rynek tą książkę. Będąc już bestsellerem w Japonii, gdzie jak wiadomo koty darzy się szczególnym uczuciem i czułością, w Polsce również musiała się sprawdzić i trafić prosto w serce każdego kto dzieli swoje życie prywatne czy zawodowe z tymi niezwykłymi zwierzętami.
Jak z każdą nową książką, pierwsze kilkanaście czy kilkadziesiąt stron to czas poznawania się, wyczucia stylu, klimatu, rozpoznania terenu, po którym będziemy się z bohaterami poruszać czy gatunku literackiego. Mnie to rozglądanie się po nieznanej okolicy zajęło zapewne ponad 20 stron pierwszego rozdziału, ale potem już poczułam o co w tym chodzi i w jakie zakamarki ludzkiego i kociego życia chce nas poprowadzić autorka. No i wpadłam po uszy w jej opowieść!
„Zaleca się kota” tworzy 5 różnych (choć nie tak do końca) historii. Akcja rozgrywa się w Kioto i kluczowym jej elementem jest niepozorny budynek w ciemnym zaułku, gdzie na piętrze trafia się prosto pod drzwi pewnej klinki, o której przekazują sobie informacje ludzie tzw marketingiem szeptanym. Czasami przypomina to zabawę w głuchy telefon, informacje są ciut modyfikowane i zmieniane, ale kto chce i naprawdę tego potrzebuje trafi pod te właściwe drzwi, a one się dla niego otworzą.
Czym jest klinika Kokoro? To takie jakby połączenie gabinetu psychologiczno-psychiatrycznego. Ale jeśli ktoś myśli, że polega to na wielokrotnym powracaniu pacjentów i długich rozmowach czy sesjach z lekarzem to bardzo się myli. Wizyty tam są bardzo krótkie i odbywają się niemal w pośpiechu. Trafiają do niej ludzie z problemami, tacy którzy już wcześniej przeszli przez wiele innych terapii i całą gamę leków zaleconych przez lekarzy psychiatrów. Jednak nadal borykali się z codziennością i nie radzili problemami w życiu. Toteż są bardzo zaskoczeni, gdy zostają postawieni przed aktem jedynej słusznej metody stosowanej w Kokoro. Na wszystkie bolączki tego świata wypisuje się tam receptę na kota. Koty dobierane są pod pacjenta i jego bolączki i w zależności od sytuacji wydawane są na czas określony od kilku do kilkunastu dni. "Klient" wychodzi z budynku z transporterkiem z kotem i dużą papierową torbą z tzw. zestawem startowym (kuweta, żwirek, miseczki, karma).
Aż sama poczułam zaskoczenie, gdy pierwszy pacjent dostał kota w celach terapeutycznych. Zastanowiłam się jak ja sama bym się czuła nie mając dotąd zwierzaka, nie znając kotów, a tu nagle takie zalecenie z góry od lekarza. Uwierzcie, prawie wszyscy bohaterowie 5 uroczych historii są totalnie zszokowani takim obrotem sprawy. A mamy tu naprawdę różne postacie z różnych środowisk i zupełnie inne życiowe perypetie.
W „Zaleca się kota” Sho Ishida przedstawia nam młodego pracownika ogromnego biura maklerskiego, w którego w pracy stosuje się mobbing, mamy też kierownika call-center, który nie radzi sobie z nową podesłaną i narzuconą odgórnie przełożoną; w trzeciej historii bohaterką jest córka, która jako nieletnia trafia do Kokoro wraz z matką, bowiem w jej szkole utworzyły się dwie frakcje w klasie i trzeba przynależeć do jednej z nich, co budzi w niej rozterki, bo nie identyfikuje się z żadną grupą. Czwarta opowieść pokazuje nam życie ambitnej pani projektant, która tworzy ekskluzywną galanterię - głównie torebki - by po jej historii przejść do ostatniej bohaterki - tradycyjnej japońskiej gejszy, która nie ma własnego dom, ale pracuje i żyje w tzw. domu gejsz kształcącym przyszłe adeptki tego zawodu.
Jak widać zupełnie inne środowiska, inne problemy, inne oczekiwania życiowe. Ale wszystkich połączy fakt, że w ich życie wkroczą koty. Koty jako lek na wszystko, koty jako stabilizator emocji, terapeuci, wywoływacze uśmiechu i panaceum na bezsenne noce i niechęć zmierzenia się z każdym kolejnym dniem.
Jestem ogromnie zaskoczona uniwersalnością tej powieści i jej ciepłem. Jest w tej książce tyle dobrych emocji pojawiających się w życiu bohaterów od chwili, gdy wracają z transporterkim z kotem do swoich domów. Oczywiście to wszystko nie działa tak prosto jak pstryknięcie włącznika światła, ale jednak obecność stworzenia tak cudownego jak kot sprawia, że zaczynają zupełnie inaczej patrzeć na rzeczywistość i odradzają się w nich dawno zapomniane uczucia i emocje. Bywa, że po długich miesiącach po raz pierwszy zaczynają się uśmiechać, odczuwać nad czymś zachwyt i mają poczucie odpowiedzialności za drugą, słabszą istotę. Koty leczą nie tylko tych ludzi, ale uzdrawiają atmosferę w ich rodzinach, miejscach pracy - w zasadzie tak jak ja to na co dzień obserwuję wśród znajomych. Jakże to często obecność czworonożnego przyjaciela zmienia na lepsze wszystko.
Autorka (rocznik 1975) jest zdecydowanie miłośniczką tych zwierząt i doskonałą ich obserwatorką. Ogromnie mnie rozczulały te strony, na których były opisywane pierwsze wspólne chwile kotów z ludźmi, których miały leczyć. Jakże wiele tam trafnych obserwacji, najdrobniejszych gestów, mowy kociego ciała. Jak się to czyta czuje się miękkie futro pod dłonią, słychać delikatne mruczenie, bije w nas ciepło ich ciała, oczami wyobraźni zachwycamy się doskonałością proporcji budowy, jego zwinnością, cichym stąpaniem po naszej codzienności na cudownych słodkich kocich łapkach (tak bardzo, że będą zawodową inspiracją pani projektant z 4 rozdziału). Takie drobne spostrzeżenia i oczywistości cieszyły moje czytelnicze oczy jak nigdy:
[...] "Z jednej strony przyciąga uwagę, z drugiej jest cichutka... Takie chyba właśnie są koty" - pomyślał Shuta. (rozdz. 1, str 23)
[...] - To właśnie działanie kotów. To uczucie, że nie chce się wypuszczać z rąk ich ciepła, zostaje w sercu na zawsze. (rozdz. 4, str 212)
Mam wrażenie, że „Zaleca się kota” może u Czytelników na całym świecie spełnić dwojakie zadanie (a nie przesadzam, bo prawa do publikacji sprzedano do 30 krajów!). Z jednej strony po książkę sięgnie każdy kociarz, bo on już wie, że wobec zła tego świata najlepiej maszerować ramę w ramię z kotem, że jego obecność czyni naprawdę cuda. Z drugiej strony ja kupowałabym tą książkę jeszcze „niezakoconym” osobom, a borykającym się z różnymi bolączkami ducha czy ciała wierząc, że może odkryją w swoim sercu te magiczne drzwi i dopuszczą do siebie myśl, po prostu zaryzykować i adoptować kota.
Ogromnym atutem jest też pozytywne przedstawienie zawodu weterynarza (ważnym elementem tej historii jest klinika dla zwierząt starszego już pana o ogromnym doświadczeniu) oraz informacje o prokocich organizacjach i schroniskach, gdzie można znaleźć przyjaciela na całe życie. Sho Ishida zastosowała również w swojej powieści zabieg, który bardzo lubię w książkach - mianowicie, że w niepołączonych pozornie ze sobą historiach bohaterowie się gdzieś ze sobą na dalszym planie spotykają, mijają, wchodzą w większe i mniejsze interakcje. Mała podpowiedź, zwróćcie uwagę na imiona bohaterów i kotów, pod koniec książki wszystko zacznie się wam pięknie jak w prawie gotowych puzzlach układać w jeden klarowny obraz. Naprawdę finał zrobił na mnie wrażenie, a poza tym dwa wieczory spędzone z tą książką uważam za jedne z najlepszych od tygodni.
„Zaleca się kota” otoczyło mnie jak mięciutki koc i i rozgrzało jak gorąca herbata, a na dodatek ja już miałam podczas całej tej lektury moją własną kocią terapeutkę na kolanach. W ogóle nie mam wątpliwości, że tak po prostu, po ludzku jednym z najważniejszych zaleceń życia jest to proste stwierdzenie: ZALECA SIĘ KOTA.
Na koniec optymistyczna wiadomość dla tych, którzy są już po lekturze i wciąż pozostają z błogim uśmiechem na twarzy. Jest już kontynuacja tej powieści, a na polski rynku wyda ją to samo wydawnictwo Marginesy. Już nie mogę się doczekać.
Reasumując: LATARNICA poleca!
Podstawowe dane książki
Tytuł: „Zaleca się kota”
Autor: Sho Ishida
Ilustracje: Arisa Shimoda
Wydawca: Wydawnictwo Marginesy
Wydanie I: Warszawa 2025
Objętość: 260 stron
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Poniżej front i tył okładki
Poniżej wybrane strony książki
Poniżej moja ulubiona terapeutka i lek na wszytsko - kotka Mysza i jej chwile z "Zaleca się kota"
Recenzja powstała dzięki współpracy barterowej z Wydawnictwem Marginesy
Tak wyglądała tajemnicza przesyłka, która do mnie dotarła a w niej cudowny zestaw recenzencki
Zdjęcie na niedzielę - 6 kwietnia 2025
Kiedy myślę o helskiej plaży to zawsze mam przed oczami widok tego odcinka wybrzeża nad wielkim morzem od Góry Szwedów aż po lokalizację "riun" latarni Hel Bór. To taka część plaży, do której już się trzeba natrudzić, aby dojść ale... No właśnie, ma to swoje atuty. Tutaj plaża jest niemal nieskalana ludzką stopą, piasek jest bielutki, drobny, delikatny i tworzy wzór fal jakby był dnem morza. Gdzieniegdzie wyrastają z niego kępy traw wydmowych, czasami można trafić na duże kawałki drewna oszlifowane przez wodę - głaciutkie i przyjemnie pachnące w słoneczny upalny letni dzień.
Poniżej jeden z kadrów z helską dziką plażą.
Fot. Latarnica/czerwiec 2022
Latarnie morskie USA - dawniej i dziś - Biloxi Point [10]
Dziś w cyklu prezentującym latarnie morskie USA obiekt zwany Biloxi Point z Mississipi. Poniżej dwie archiwalne fotografie.
Fot. archiwalne czarno-białe – ze źródeł: HAER (Historic American Engineering Record)
Kilka podstawowych faktów o tym obiekcie:
– latarnia zbudowana w 1848 roku
– obiekt aktywny utrzymywany przez maisto Biloxi
– wysokość wieży i światła 18,5 m n.p.m.
– w laternie soczwka Fresnela z 1926 roku
– wieża żeliwna pomalowana na biało
– domy latarnika zburzył huragan w 1969 roku
– druga najstarsza żeliwna latarnia morska w USA
– służy jako światło wiodące dla zachodniego podejścia do portu w Biloxi
– wnętrze wieży zostało odrestaurowane w 1990 roku
– wieża w kolejne lata przetrwała huragany ale konstrukcja była naruszona, gruntowne naprawy dokonanao w latach 2009-2010
– obiekt dla zwiedzających jest otwarty codziennie - wczesnym rankiem (9:00-9:30) przez cały rok, jeśli pozwala na to pogoda
Archiwalne fotografie oraz starą kartkę pocztową z tą latarnią można zobaczyć na stronie latarni biloxi.ms.us
Poniżej archiwalne ujęćia kartka pocztowa z wikipedia.org
Poniżej stara fotografia z 1973 roku (wikipedia.org) oraz stara kartka poczyowa (leuchtturm-welt.net)
Poniżej rysunek z sylwetką latarni (wikipedia.org - U.S. Coast Guard)
Poniżej Street view i widok satelitarny z Google Maps
Wakacje 2022 [7]
Przez ostatnie lata - w zasadzie podczas każdego pobytu na Półwyspie Helskim - staramy się odwiedzić miejsce lokalizacji wysadzonej podczas II wojny śwatowej latarni w Borze. Mając bazę wypadową w Kuźnicy taka wyprawa zaczyna się na stacji PKP skąd szybką jednostką docieramy w niecałe 30 minut do samego Helu. A tam prosto z peronu ruszamy zamiast do centrum w odwrotnym kierunku, by szybko dojść do Muzeum Obrony Wybrzeża (przechodząc po drodze obok kompleksu Muzeum Helu), minąć je i udać się lasem na drugą stronę torów kolejowych. Tam znamy już tą trasę jak własną kieszeń, choć łatwo nie jest dotrzeć do celu gdy się terenu nie zna. Za pierwszym razem pogubiliśmy się i naddaliśmy wiele drogi.
Dla niewprawnego oka już własciwy teren wygląda nadal jak las tylko z trochę więjszym bałaganem, bo sporo tam pokruszonych cegieł i betonowych odłamków. Ale te wszystkie pozostałości po prawie 100 latach porasta już las i zawładnęła nimi przyroda. Tochę strach mocniej grzebać, bo wciąż zdarzają się tam niebezpieczne niewypały i może dojść do tragedii. Ale dla mnie i każdego wprawnego oka faromaniaka TO miejsce aż iskrzy od historii i czuję ogromną ekscytację ilekroć tam jestem.
Poniżej teren z naprawdę do wypatrzenia pozostałościami wysadzonej latarni.
Fot. Latarnica / czerwiec 2022
Poniżej widok satelitarny z Google Maps - czerwony punkt na górze kadru to ruiny latarni.
Poniżej zbliżenie na położenie "ruin" w stosunku do plaży i nnych militarnych obiektów na półwyspie, foto satelitarne Google Maps
Flora Półwyspu Helskiego - wakacje 2022 [3]
Ależ przez ostatnie tygodnie wkręciłam się w te roślinne fotografie z wakacj sprzed 3 lat. Przeglądająć wykonane wtedy zdjęcia naprawdę wpadają mi w oko modelki w postaci kwiatów, krzewów, traw... W końcu to pejzaże nadmorskie i nadzatokowe mimo, że w bardziej w formie makro zbliżeń.
Dziś kolejna odsłona flory wakacyjnej - i tym razem wszystkie fotografie zostały wykonane w Kuźnicy.
Fot. Latarnica / czerwiec 2022
Zdjęcie na niedzielę - 30 marca 2025
Wbrew pozorom dzisiejsze zdjęcie oddaje swoją tematyką charakter tego bloga idealnie. Dlaczego? Otóż mamy tutaj moje dwie wielkie miłości: latarnię morską - tak, tak ten fragment wieży po lewej stronie to gdański Nowy Port oraz koteczkę latarnianą - Laskę.
Fot. Czesiek Pajkert / Nowy Port 16 marca 2025
Domowe kocie życie - I kwartał 2025
Tak sobie pomyślałam, że fajnie by było raz na kwartał wrzucić wpis z migawkami zdjęć ukazująych kocie domowe życie. Oczywiśćie w tym przypadku to jak spędza czas w domu mój kot, ale wy z pewnością mając kota dostrzeżecie różne analogie. Bo kot to przecież głównie sen i wypoczynek, jedzenie, zabawa i zostaje to co jest indywidualne dla kazdego egzemplarza. Tu możecie sobie sami dopowiedzieć. Ja dzielę życie z 10-letnią kotką Myszą. Znam tylko połowę jej życia. Tą drugą, bo od 5 lat jest z nami. Przedtem była kotką uliczną i przez rok podopieczną schroniska. Jakie były jej pierwsze lata życia to wielka zagadka. Ale z pewnością nie łatwie bo wciąż borykamy się z problemami natury psychicznej (dziwne zachowania na tle nerwowym, silny stres i lęki w niektórych sytuacjach) i chorobami wynokającymi ze złego odżywiania a może i okresów głodu.
Jak każdy kociarz jestem tak zauroczona pięknem kota, że robię jej kilkaset zdjęć co miesiąc. Wybranie kilku to prawdziwa sztuka i ogromny trud. Ale udało się.
Poniżej przegląd zdjęć z 3 pierwszych miesięcy tego roku. Oto panna Mysza zwana też Myszką, Myszunią, Michaszką, Michaliną, Piratką, Głodomorem i Kozą.
Styczeń 2025 zima
Jeszcze długie ciemne dni, każde pojawienie się słońca jest mile widziane przez zwierzaki.
Luty 2025 zima
Ciut dłuższe dni, wciąż preferujemy kocyk i wspólne czytanie...
Marzec 2025 zima/wiosna
Zdecydowanie dłuższe dni, większa aktywność kota, więcej słońca, więcej odczuwalnego ciepła, coraz częściej okna otwarte i ten wszechobecny śpiew ptaków.
Fot. Latarnica / styczeń-marzec 2025
Widoki z podroży [143]
Inspiracją do dzisiejszego wpisu są zdjęcia z latarnią Europa Point z Giblartaru. Fotografie nadesłał do mnie w marcu br. Szymon.
Fot. Szymon Kościelniak / Giblartar marzec 2025
Poniżej kilka faktów na temat tego historycznego obiektu:
– zbudowana w 1841 roku
– obiekt aktywny
– wysokość światła 49 m n.p.m.
– wysokość wieży 19 m
– murowana wieża w kolorze białym z jednym poziomym czerwonym pasem
– obsługiwana przez angielską agencję latarni morskich Trinity House
– w latach 50-tych XX wieku wysokość wieży podniesiono o 1,8 m
– od 2017 w laternie nowoczesne lampy LED, zdemontowano soczewkę Fresnela
– znajduje się wmiejscu zwanym Europa Point na południowym krańcu półwyspu Gibraltar
– wieża zamknięta dla zwiedzających
Poniżej dwie stare kartki pocztowe z tą latarnią z leuchtturm-welt.net
Poniżej street view i widok satelitarny z Google Maps
Poniżej dwa archiwalne zdjęcia z końca XIX wieku, fot. wikimedia.org
Poniżej rysunek latarni - Europa Lighthouse, (Spain) autorstwa George'a Lothian Hall, wikimedia.org

Poniżej dwa dzienne ujęcia z wikimedia.org
Latarnie na wschodnim wybrzeżu pod koniec zimy
Wielki miłośnik naszych latarni i stały czytelnik Latarnicy - Tomek Smołka - odwiedził pod koniec lutego br. pomorze wschodnie. Efektem tej wyprawy są poniższe zdjęcia naszych latarni.
Fot. Tomek Smołka / luty 2025
W Bazie Oznakownaia Nawigacyjnego już też trwają wiosenne przeglądy, porządki, naprawy, poniżej kilka ujęć z ich pracy w ostatnich tygodniach. Nasze stawy, pławy, główki falochronów, boje świetlne - wszystko musi być gotowe i sprawne.
Fot. ze strony BON na facebooku / luty-marzec 2025
Zdjęcie na niedzielę - 23 marca 2025
Jedną z najpiękniej położonych latarni na naszym wybrzeżu jest Stilo. To moja subiektywna ocena, bo lubię latarnie w głuszy i oddalone od miast i mniejszych miejscowości. Pięknie to wygląda gdy jest tylko latarnia i pachnący wokół nadmorski las.
Fot. Kasia Foigt / marzec 2025
Latarnia z kalendarza - marzec 2025
Latarnią marca 2025 roku jest Portland Head Light. To chyba najczęśćiej powtarzająca się latarnia w moich corocznych kalendarzach ściennych. OPisywałam ją już tutaj wielokrotnie więc nie będę powielać faktów. Karta marcowa wygląda w tym roku tak:
Jest bardzo widowiskową i przepięknie położoną latarnią. Dlatgeo jako dodatek pokażę wam dziś też jej plany archiwalne.
Przekroje architektoniczne – ze źródeł: HAER (Historic American Engineering Record), HABS (Historic American Buildings Survey)
O samej latarni poczytacie w archiwalnych wpisach:
https://latarnica.pl/2019/03/13/latarnia-z-kalendarza-marzec-2019/
https://latarnica.pl/2019/09/30/latarnia-z-kalendarza-wrzesien-2019/
https://latarnica.pl/2021/02/10/latarnia-lutego-2021/
https://latarnica.pl/2023/03/24/latarnia-marca-2023/
Flora Półwyspu Helskiego - wakacje 2022 [2]
Dziś kontynuacja wpisu sprzed tygodnia o roślinności (tej naturalnej i celowo zasiewanej) na Półwyspie Helskim.
Wszystkie zdjęcia z dzisiejszego odcinka powstały w Kuźnicy przy porcie i wzdłuż ścieżki nad otwartym morzem.
Fot. Latarnica / czerwiec 2022