Latarnica poleca [vol. 55]
To miała być taka recenzja jak zwykle. Ot zebrane myśli na temat książki, którą z przyjemnością przeczytałam. Ale już czuję, że musi tu wkroczyć trochę prywatnej historii i taka będzie ta opowieść o Kociołku - nowości Wydawnictwa bis - mająca dla mnie swoje korzenie o wiele, wiele wcześniej niż teraźniejszość. Bo jak tylko zobaczyłam zapowiedź i okładkę "Kocioł - pierwszy astroMIAUta" od razu przypomniałam sobie o swojej pierwszej kosmicznej zwierzęcej książce, która bardzo mnie ukształtowała. Ale to mogłam dostrzeć dopiero z perspektywy lat i upływu czasu.
Dawno, dawno temu kiedy Monika była jeszcze małą Monisią zaczytywała się w książeczce "Szare Uszko" Mieczysława Piotrowskiego (a najpierw wsłuchiwała w jej treść, bo nie potrafiła jeszcze czytać). Pokochała głównego bohatera zajączka, który sprzeciwał się okrutnym działaniom myśliwych, a ostatecznie trafił do szkoły dla zwierząt, w której uczono latać w przestrzeni kosmicznej. Co ważniejsze Szare Uszko po edukacji w szkole dla astronautów zakwalifikował się do lotu w kosmos i wyruszył rakietą poza ziemię by ujrzeć z bliska twarz księżyca.
Poniżej moja ukochana książeczka z dzieciństwa:
Ta historia była dla mnie tak czarująca i znacząca, że kosmos, astronautyka, astronomia, obce cywilizacje i kolonizacja kosmosu pojawiły się w moich wyborach książkowych i filmowych przez całe życie bardzo często. Po drodze pojawiło się i marzenie o studiowaniu astronomii, ale jednak poziom nauk ścisłych byl dla mnie - jako humanistki - nie do przejścia.
Nic dziwnego, że zalotne spojrzenie kota Kociołka z okładki książeczki pani Marty Rydz-Domańskiej natychmiast sprawiło, że serce zabiło mi mocniej. Bo coż mi mogła ta lektura ofiarować? Podwójne szczeście w postaci bohatera, który należy do mojego ulubionego gatunku zwierząt jak i kosmiczną wyprawę! Nic więcej do pełni szczęścia mi nie potrzeba! Duet KOT-KOSMOS to to, co gwarantuje szybkie bicie serca, uśmiech na ustach i nieziemskie emocje.
Nie będę ukrywać - jako "konsument literatury" - nieznane książki czy niesprawdzonych autorów zdecydowanie oceniam najpierw po okładce czy tytule. Tutaj od razu aż zaiskrzyło! Ze stacji kosmicznej spogląda na mnie sympatyczny Kocioł - kot astroMIAUta, a w przestrzeni kosmicznej wędruje pracownik stacji. Cudowne kolory, wspaniala kreska, styl który od razu mi przypasował no i to cudne oryginalne imię kota! Natychmiast książkę zamówiłam i nie mogłam się doczekać na paczkę.
Kiedy trzymałam już w dłoniach historię astroMIAUty aż mnie kusiło, by rzucić wszystko i od razu zagłębić się w lekturze. A ponieważ miałam rozpoczęte inne książki zaczekałam parę dni i z wielką lubością, w ukochanym fotelu, z kubkem herbaty w dłoni oddałam się tej kosmicznej opowieści. Plan był taki by sobie dawkować i za szybko nie dotrzeć do celu, ale... plany jak to plany, a życie swoje. Zapadłam się dosłownie w tej historii i na jeden wieczór oddałam kosmosowi i stacji z kotem na pokładzie.
Nie podejrzewałam jak wielu silnycn emocji mi dostarczy, jak bardzo będę się martwić, denerwować, bać ale i również uśmiechać, przytakiwać, a chwilami wręcz mruczeć przy niej. A jako, że czytaniu towarzyszyła moja kotka Mysza leżąca na kolanach to i ona usłyszała wiele fragemntów tej książeczki.
"Kocioł - pierwszy astroMIAUta" ma w sobie wszekkie cechy książki idealnej. Świetna, trzymająca w napięciu historia - pięknie przyprawiona informacjami ze świata nauki, które zupełnie nie odbiera się jako suchych informacji z astronautyki. Mamy wspaniałego, sympatycznego bohatera - nierasowego kota o wdzięcznym imieniu Kocioł, który jak to każdy kot z własnej ciekawości i wygody dobrego spanka może nagle znaleźć się w bardzo niekomfortowej sytuacji. Stacja kosmiczna to nie najlepsze środowisko bytowania dla domowego kota. Nagle rodzi się wiele problemów - choćby w kwestiach żywienia czy załatwiania swoich potrzeb fizjologicznych. Obecność Kociołka totalnie zaskakuje pracowników stacji, ale stając przed tym faktem będą musieli po prostu dostosować swoje zadania i obowiązki tak, by kot mógł ten czas spędzić po kociemu i mając zaspokojone swoje potrzeby.
Kocioł jest cudownym stworzeniem, zaskarbia sobie załogę, ma do dyspozycji kosmiczny ogród w którym są prowadzone badania biologów nad uprawą roślin w tak innych niż ziemskie warunki. Po drodze przyjdzie nam i bohaterom zmierzyć się z kosmiczną przygodą mrożącą krew w żyłach i nic już więcej nie zdradzę. Ale tak czy inaczej lektura tej książki to sama przyjemność. Jej treść wciąga, fascynuje miejscem akcji, a strona wizualna czyli ilustracje Autorki są cudowne. Z przyjemnoscią wpatrywałam się w każdą i błądziłam wzorkiem po detalach i sylwetce Kociołka.
Śmiało mogę powiedzieć, że przy lekturze tej książki przyjemność znajdą nie tylko dzieci, ale i dorośli. Jedyny minus to taki, że opowieść za szybko dobiegła końca. Z przyjemnością poczytałabym więcej, a sam Kocioł jest tak fajnym bohaterem, że mógłby pojawić się w jakiejś inneg książkowej historii i przeżyć kolejne przygody - choćby miały być tylko ziemskie.
Reasumując: Latarnica poleca!
Podstawowe dane książki:
Tytuł: Kocioł pierwszy astroMIAUta
Autor: Marta Rydz-Domańska
Ilustracje: Marta Rydz-Domańska
Wydawca: Wydawnictwo bis
Objętość: 64 strony
Oprawa: twarda
Format: 165 x 235 mm
Poniżej okładka – front i tył
Poniżej wybrane rozkładówki książki
Poniżej sesja z moją kocią modelką Myszą - wspaniale się nam razem czytało o Kociołku i przeżywało kosmiczne przygody.