Kocia strona wakacji 2018 [12]

Wszystko się kiedyś kończy. Ten cykl dotyczący roku 2018 również. Ale to otwiera nową furtkę na prezentację kotów uchwyconych w obiektywie w roku 2019.

Odcinek 12 nie wymieni koty z imienia. Te kuźniczne, które spotykam częściej musiałam "oswoić" i pogrupować nadając im konkretne imiona, ale koty spotkane raz bądź w innej miejscowości Półwyspu nie dostają imion. Co nie znaczy, że są mniej ważne. Ale na pewno wiem o nich mniej albo nic.

Galeria prezentowana poniżej to grupa kotów z jastarnickiego portu. Niezła banda, która chyba się lubi, a przynajmniej na pewno toleruje. Nie było łatwo je fotografować, bo towarzystwo bardzo ruchliwe. Ale przyjemność obserwacji ogromna. Niech zostaną roboczo nazwane jako Banda Porciaków.

Fot. Latarnica / Jastarnia czerwiec 2018

Na koniec jako bonus kilka kotów spotkanych tylko raz w Kuźnicy stąd pojawiają się tak anonimowo. Wielkim zaskoczeniem było spotkanie tego osobnika rasowego latającego samopas wieczorem przy torach kolejowych.

Fot. Latarnica / Kuźnica czerwiec 2018


Kocia strona wakacji 2018 [11]

Dla tego kota musiał zostać zarezerwowany osobny odcinek. Lata wstecz nie podejrzewałam, że zostanie tym najważniejszym. Ale życie tak się potoczyło, że spotykamy się już kilka lat i teraz nie wyobrażam sobie Kuźnicy bez Czochracza.

Panie, Panowie! Oto ON! Kot, z którym załapałam niesamowity kontakt. A raczej ten kot pozwolił na to, by nasza więź i relacja w ogóle się rozwinęła.

Czochracz – niech imię was nie zmyli. Owszem, uwielbia mizianki ale tylko na jego zasadach. Kiedy nie wpasujesz się w jego nastrój, miejsce dotyku, wykonasz gwałtowniejszy ruch - oj można dostać niezłe baty z pazura i zębów. Ale gdy potraktujesz to bure ciałko tak jak lubi i w danej chwili chce, to można się nieuleczalnie zachwycić i zakochać na zawsze.

Czochracz jest jedynym kotem wakacyjnym, który wzbudza we mnie uczucia bliskie jedynie temu co czuję w domu do mojego Errora. Porusza mnie całą swoją czochrowatością, niezależnością, wariactwem, nieprzewidywalnością, słodyczą, kondycją i gibkością. Kiedy chce to tu i teraz, kiedy nie chce to zmykaj człowieku i nie napastuj!

Ale Chochracz - po przebyciu za dnia sobie tylko znanych kuźnicznych dróg - pamięta, gdzie jestem, gdzie może podejść aby podjeść, być wyczochranym, pobyć blisko ale bez dotyku, po prostu posiedzieć wspólnie i poturlać się u stóp w słonecznej plamie. Nie wiem gdzie jest jego stała baza i meta. Podejrzewam że ma dom, ale wraca tam tylko na noc. Jest na to zbyt czysty i dokarmiony.

To dla Czochracza wybieram zimą i wiosną dobre kocie menu które mu zawiozę, dla Czochracza szoruje porcelany na kwaterze bo mokra karma tylko z eleganckiego talerzyka, a miseczka wody to kryształowa czara. On na to zasługuje. Jest królem podwórek i płotów. Uwielbiam ten dźwięk za plecami - szuranie pazurów po drewnie. A co to? A kto to? To Czochracz wspina się po płocie i zaraz będzie przy mojej nodze gotowy do głasków i czułych słów zachwytu.

Macie takie koty na swoich wyjazdach? Istoty wyjątkowe i zdawałoby się całkowicie nas rozumiejące? Uwielbiam tego burasa z jednym chorym okiem. Podejrzewam, że na nie nic nie widzi, bo jeśli poruszyć dłonią to tylko od strony zdrowego oczka. Inaczej panicz może się bardzo wystraszyć, a tym samym zaatakować dłoń. Ja już się tego nauczyłam. I respektuję te zasady.

Poniżej przegląd zdjęć (ach jak trudno było dać ich mniej!) z naszych chwil w Kuźnicy w 2018 roku.

Fot. Latarnica / czerwiec 2018


Kocia strona wakacji 2018 [3]

Kontynuując prezentację naprawdę licznych kotów, które towarzyszyły mi podczas wakacyjnych dni na Półwyspie Helskim w czerwcu 2018 roku, nie mogę na samym początku pominąć ciekawskiej i przemiłej Góralki.

Teraz jak spojrzę pamięcią wstecz, to najbardziej proludzkie i otwarte na kontakty koty, spotkałam nad Zatoką Pucką w kuźnicznym porcie. Ta sesja była w ogóle spontaniczna i nie planowana. Nawet nie zabrałam ze sobą aparatu tylko telefon komórkowy, bo miał to być szybki poranny spacer a potem powrót na kwaterę i wypad do Helu.

Ale los postawił na mojej ścieżce Góralkę. Nie wiem, a może nie pamiętam jak miała na imię. Być może opiekunowie mi to mówili. Dla mnie zostanie Góralką, bo przebyła szmat drogi dużym autem aż z gór. Jako jedyna kotka z licznego domowego zwierzyńca lubiła podróżować i chętnie jeździła z swoimi ludźmi nad morze.

Opiekunowie Góralki - choć sami z gór i na co dzień prowadzą pensjonat - tuż przed sezonem wypalili na Półwysep Helski, bo kochali deski i wiatr. Tego poranka pakowali się pomału w drogę powrotną i nie specjalnie spoglądali co robi ich kot, który uwiązany do auta nie oddalał się zbyt daleko.

Ale ja zobaczyłam kota, a kot mnie. A raczej on poczuł co mam w torbie, bo bez kociej karmy i przysmaków nie ruszałam się z domu. Zawsze trafiałam na jakiegoś kota w potrzebie więc kocie jedzonko było stałym ekwipunkiem.

Jak widać na poniższych zdjęciach torba bardzo Góralkę interesowała. I oczywiście dostała co nieco. Ja pogadałam chwilę z jej opiekunami o tym jak nietypowym jest kotem lubiąc takie dalekie eskapady, a oni zaproponowali żebym ją wyprowadziła na spacer na plażę nad Małym Morzem (Zatoka Pucka), bo mieli jeszcze trochę pakowania sprzętu.

Samego spaceru nie sfotografowałam - tak byłam przejęta towarzystwem koteczki na smyczy i zaufaniem jakim mnie obdarzyli jej ludzie. Udałyśmy się na lśniacy w słońcu piaseczek, pochodziłyśmy po trawach i kamieniach.

Po powrocie do transportara koteczka padła u mych stóp pozwalając dotknąc brzuszka i ostatni raz wygłaskać. Trochę żałowałam że akurat teraz opuszczają Kuźnicę, bo z tych spacerów mogła się stać miła poranna tradycja. Ale widać takie było przeznaczenie, że spotkałyśmy się ten jeden jedyny raz. Doświadczenie na tyle mocne, że zostało w pamięci do dziś.

Może tego lata prżyjdżie mi spotkać Góralkę? Kto wie. Los prowadzi krętymi i niepoznanymi szlakami.

Fot. Latarnica / czerwiec 2018