Wzgórze Dzikich Róż

Jest takie miejsce na północy Polski, gdzie na wysokim klifowym brzegu smaganego wiatrem przylądka ziemia łączy się z morzem i niebem w jedno. To cudowny dar natury mający swą niezwykle długą historię: i tą o pierwszym rozpalanym ogniu, żeby ci na morzu nie zabłądzili, i tą o parze kochanków wybierających śmierć w topieli od niewoli najeźdzców czy o zdradzieckich piratach zaklętych w buki. Nad linią drzew góruje pojedyncza wieża, ale jeśli się zagłębimy w okolicy, tych wież będzie już para. Choć jedna niepozorna, mniejsza, na uboczu, jakby zapomniana... Kto raz tam przyjedzie z pewnością powróci. Każda pora roku ma na przylądku swój urok i wabi kolorytem pejzażu. Miejsce do pierwszych prób artystycznych z fotografii wymarzone. Nie na darmo pisarz Franciszek Fenikowski - Poznaniak z urodzenia, a Gdańszczanin z wyboru - napisał kiedyś sympatyczną książeczkę o wymownym tytule  Zakochani w Rozewiu. Bo właśnie od głębokiego uczucia wszystko się tam kiedyś zaczęło i zbudowało legendę tego miejsca.

O tym niewielkim kawałku kaszubskiej ziemi napisano wiele. I nigdy nie były to słowa obojętne i pozbawione wielkich emocji. Nawet reportażyści dawali się wciągnąć w mgłę wieków historii oplatających to miejsce i poruszająco pisali o Rozewiu i najsłynniejszym latarniku Leonie Wzorku, który potrafił być już w latach przedwojennych mistrzem marketingu sławiącym magię tego zakątka na cały nasz kraj.

Bogusław Holub, dziennikarz tygodnika "Wybrzeże" pisał w jednym z swoich reportaży:

[...] Nie ma czarodzieja na Wzgórzu Dzikich Róż. Pozostała legenda, którą był już za życia. Pozostał w przekazie ustnym tych, którzy przeżyli z nim wielką morską przygodę. Pamiętali o nim przed każdymi świętami Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Przeglądałem nadesłane do Niego karty z życzeniami, ozdobne litery zdań. Jednego roku nadeszło na to wzgórze dwieście siedemnaście takich ozdobnych życzeń z całego kraju. Cieszył się tą pamięcią o sobie, tym tajemniczym związkiem nieoczekiwanej miłości. Odwdzięczał się tym malcom swoją wyobraźnią, talentem, sztuką improwizacji. Nieraz przysłuchiwalem się jego balladom. Niby mówił o tym samym miejscu, o tej samej historii, lecz za każdym razem inaczej. [...] zawsze w pełnej gali, w czapce z kotwicą, marynarskim mundurze, białej koszuli związanej czarnym krawatem. Inaczej nigdy się nie pokazywał. Sam siebie nazywał Niewolnikiem Światła. Wskazywał płaskorzeźbę brata, który wierność temu światłu w 1939 roku opłacił życiem. A on przejął po nim to palenisko na szczęście statków, które je widzą. Władysław Wzorek - Niewolnik Światła - Latarnik na Rozewiu. A może Wielki Mag, kapłan morskiej wyobraźni. Zawistni cynicy próbowali obalić Jego legendę. Ale ostała się ona jak te buki, jak ta latarnia i całe rozewskie wzgórze dzikich róż.

Fot. główna wpisu Latarnica