Ciekawe wydawnictwa rocznicowe

Po 4-odcinkowej relacji z obchodów rozewskich z dnia 10 września br. chciałabym dzisiaj pokazać kilka dodatkowych wydawnictw, które już zawsze będą mi przypominać o tych wielkich emocjach i przemiłych rozewskich spotkaniach.

Z okazji 200 lat latarni Rozewie I Poczta Polska wydała m.in. piękny okolicznościowy znaczek. Poniżej kilka zdjęć tego wyjątkowego wydawnictwa. Kto był na Rozewiu 10 września br. i zakupił znaczek, kartkę pocztową czy kopertę z naszą piękną latarnią?

Tekst do wydawnictwa i unikatowe zdjęcia latarni dostarczył i opracował Apoloniusz Łysejko z TPNMM.

Dodatkowo (ostatnia fotografia) została też wydana seria znaczków związanych z Rozewiem i latarnikiem Leonem Wzorkiem oraz pamiątkowa karta i pieczęć.

Przy okazji uroczystości - jak już pisałam w jednej z relacji - została wydana przepiękna książka o latarniku Leonie Wzorku - autorstwa prawnuczki. Długo myślałam co przygotować specjalnego na tą uroczystość. I tak opracowałam pod książkę dwustronnie zadrukowaną zakładkę, którą prezentuję poniżej. Zakładka była również wrzucana do toreb z podarunkami i trafiła do zaproszonych gości.

Oba rysunki latarni (wersja współczesna i przedwojenna) to moje autorskie prace, a fotografia Leona pochodzi z archiwum rodziny Wzorków.

Przy okazji powrotu do 200-lecia latarni Rozewie I chciałabym pokazać jeszcze prasowe wzmianki na temat uruchomienia w maju br latarni Rozewie II dla ruchu turystycznego, artykuł o wrześniowych uroczystościach rozewskich oraz wzmianki o rozewskim blizarium jako atrakcji turystycznej rejonu .

Poniżej artykuł o 200 latach Rozewia I autorstwa prof. Marka Grzybowskiego - który ukazał się w "Magazynie Pomorskim"

Poniżej okładka miesięcznika "Filatelista" z prezentacją rozewskiego znaczka na tylnej okładce

Prasa dotarła do mnie dzięki Apoloniuszowi Łysejko - serdecznie dziękuję za pamięć i przesyłkę!


Zdjęcie na niedzielę - 13 listopada 2022

Dawno nie prezentowałam tu wspaniałych zdjęć Marcina. Dziś takie magiczne ujęcie Przylądka Rozewie. Bardziej działające na wyobraźnię i pokazujące moc światła bijącego z przylądka. Powstało w tym miesiącu, po zmierzchu. Tw dwa światełka (latarnia i maszt) wyglądają niesamowite pośród ciemności panujących na tym odcinku wybrzeża.

Fot. Marcin Pałaszyński / 3 listopada 2022


Wakacje 2021 [11] - detale (1)

Co roku mam takie dni, że wychodzę z aparatem fotograficznym w celu skupienia się na detalach danego miejsca. Najczęściej dotyczy to samej Kuźnicy, choć powstają i poza nią bliskie kadry i zachwyty fakturą, barwą czy motywem.

Dziś kilkanaście bliższych i dalszych kadrów przyglądających się pięknu miejsca poprzez pochylenie się nad "modelem". Tak się złożyło, że te z dzisiejszego odcinka wszystkie pochodzą z Kuźnicy.

Fot. Latarnica / czerwiec 2021


Uroczystości rozewskie [vol. 4]

Dziś na podsumowanie cyklu wpisów o wrześniowych obchodach na Rozewiu chciałabym wspomnieć o ostatnich atrakcjach czekających na gości tego dnia. Podczas całej uroczystości można było na specjalnym stoisku Poczty Polskiej zakupić znaczek lub kartkę i kopertę ze znaczkiem wydanym specjalnie na tą okoliczność.

Fot. 1-3 Latarnica, fot. 4 Cezary Spigarski

Po przemowach miało miejsce uroczyste otwarcie wystawy w Sali Stodoła, gdzie zaprezentowano przedwojenne wizerunki latarni Rozewie ze starych kartek pocztowych i z fotografii ze zbiorów Apoloniusza Łysejko. Tam też wszystkim zaproszonym gościom rozdawano torby z wizerunkiem jubilatki a w nich zapakowano zestaw pamiątkowych prezentów.

W tym czasie na zewnątrz Joanna Wzorek Głowacka podpisywała swoją książkę i jaka widać zainteresowanie było ogromne.

Fot. 1-4 Cezary Spigarski, fot. 5-10 Latarnica

A jakie pamiątki wróciły ze mną do domu po rozewskich uroczystościach? Poniżej to co otrzymałam z płócienną torbą:

Fot. Latarnica

Na koniec chciałabym zaprosić na mały seans filmowy. Kilkanaście minut interesującej rozmowy o tym co lubimy najbardziej.

O rocznicach, jubileuszu, książce o Leonie Wzorku i uruchomieniu dla ruchu turystycznego Rozewia II opowiada Apoloniusz Łysejko: (kliknąć w link - nie w zdjęcie)

https://telewizjattm.pl/dzien/2022-10-24/59944-kmdr-rez-apoloniusz-lysejko.html?play=on

Fot. Latarnica / wrzesień 2022


Latarnica poleca [vol. 43]

Z ogromną przyjemnością dwa tygodnie z rzędu spędziłam z tzw. "kocimi lekturami". Tak się złożyło, że kocia tematyka utworzyła stosik książek i wieczoram zasiadałam w fotelu, by otulić się nie tylko mruczeniem mojej kotki Myszy - nieodłącznej towarzyszki czytania - ale i tematyką pełną futrzastych bohaterów.

Z bijącym sercem wyczekiwałam na przybycie przesyłki od Wydawnictwa Mando z egzemplarzem "Kociej kawiarni". Bo jakaż lektura może być idealniejsza na jesienne listopadowe wieczorny nad tą, w której pachnie kawa, mruczy kot, a na dodatek przebywamy w pięknej Barcelonie.

Zastanawiałam się jaki potencjał może mieć historia rozgrywająca się w kociej kawiarni. A z drugiej strony dostrzegałam też oczywistą prawdę - jak może nie przemawiać powieść, w której będą koty i ludzie. Bo jak wiadomo, każdy pojedynczy kot to już osobna księga do opisania, a 7 kotów z książki Anny Sólyom to cała złożona historia pełna mruczącej mądrości.

Miałam ogromne oczekiwania wobec tej prozy. Potrzebowałam dobrej opowieści, która odsunie mnie po dniu pracy wystarczająco daleko od codzienności, bym całkiem przenosiła się do innego świata. Jak zwykle dopełniłam swojego rytuału czytelniczego - poza fotelem i punktowym oświetleniem na książkę był koc, kawa i kot. Idealne by zacząć "Kocią kawiarnię" prawda? Więc otworzyłam okładkę. Na lewym skrzydle zobaczyłam sympatyczną twarz Autorki i przeczytałam te kilka znaczących słów: "pisarka, terapeutka, absolwentka filozofii". Wszystko stało się jasne. To nie będzie zwykłe czytadło. Znajdę tutaj coś więcej i bardzo tego więcej pragnęłam.

Pierwszy był element zaskoczenia: historia Nagore wciągnęła mnie od samego początku. I to jak! Planowałam podzielić lekturę na kilka wieczorów, ale nie udało się. Gdyby nie wczesna pora wstawania do pracy połknęłabym całość na raz, a tak zajęło mi to dwa - idealnie spędzone - wieczory. Powieść składa się z 23 krótkich rozdziałów. Łatwo między nimi na chwilę przerwy (na dolanie jesiennej aromatycznej herbaty lub korzennej kawy) i zadumania nad właśnie przeczytanym fragmentem.

Bohaterką "Kociej kawiarni" jest Nagore, którą poznajemy w chwili tzw. życiowego dołka. Wszystko się jej zawaliło. Rozpadł się związek, biznes - który budowała z partnerem za granicą tym samym przestał istnieć, powróciła do kraju, nie ma pracy, nie ma stałych dochodów, wynajmuje mieszkanie w nietaniej Barcelonie. Jak przetrwać i nie popadać w depresję oraz coraz większe długi? Sytuacja wydaje się patowa i coraz bliższa ku najprostszemu rozwiązaniu - powrotowi do domu rodzinnego z podkulonym ogonem. Tego Nagore pragnie się ustrzec. Nie chce pokazać rodzicom życiowej porażki na wielu frontach.

Z pomocą przychodzi jej przyjaciółka, która ofiarowuje pomoc w postaci pracy w Barcelonie. To oznaczałoby koniec choć części problemów. Ale... Jest mały problem. Ta praca nie będzie mieć nic wspólnego z tym co dotychczas robiła, nie wykorzystuje też jej wykształcenia artystycznego i co najgorsze zmusi ją do skonfrontowani się ze swoim wielkim lękiem.

Na ten moment jedyne miejsce, gdzie mogłaby od razu podjąć pracę to posada współprowadzącej lokal kociej kawiarni. W czym leży problem? W życiu Nagore to akurat kwestia bardzo trudna i zdawałoby się nie do przeskoczenia. Cierpi ona bowiem ailurofobię czyli lęk przed kotami. Niezły start, prawda?

Postawiona przez życie pod ścianą decyduje się iść na rozmowę i tak poznajemy drugą bohaterkę tej powieści - japonkę Yumi. Yumi zdecydowała się przewalić swoje życie do góry nogami i przeprowadziła się do Hiszpanii by otworzyć tak popularne w jej ojczystym kraju Neko Cafe. Mamy więc dwie bardzo interesujące postaci, z dwóch zupełnie różnych kultur. A pomiędzy nimi na scenę wkracza 7 kocich bohaterów - podopiecznych kawiarni, koty o różnej historii i po wielu przejściach przeznaczone docelowo do adopcji.

Mogłabym tu dalej snuć tą opowieść, bo kiedy do niej powracam teraz myślami czuję tą samą przyjemność i ekscytację jak wtedy gdy ją dopiero karta po karcie odkrywałam, ale nie o to chodzi by streszczać całą książkę. Mamy więc Nagore i Yumi, siódemkę kocich terapeutów i mistrzów zen oraz kilka postaci, które dopiero się w tej opowieści pojawią i na zawsze wpłyną na dalsze losy obu pań.

Powieść Anny Sólyem ma idealnie dobrane motto, które znajdziemy przed 1 rozdziałem: Zdarzyło mi się mieszkać z mistrzami buddyzmu zen, a każdy z nich był kotem - Eckhart Tolle. To prawda. Koty potrafią nas wiele nauczyć i czasami wystarczy przyjrzeć się wnikliwie jak celebrują każdy dzień, co jest im bliskie, a co ważne by dostrzec, że są idealnymi terapeutami i uczą ludzi jak żyć pełnią życia nie marnując ani chwili na to co nieistotne.

Nagore zatrudnia się w kawiarni. Staje tam twarzą w twarz ze swoi lękiem, ale i z coraz wiekszą fascynacją patrzy na koty. Musi je bowiem karmić, czyścić im kuwety, jeździć z nimi do weterynarza. Jej niekoci dotąd świat staje się bardzo kotami wypełniony. Czy da radę długo tak wytrwać?

Relacja Yumi i Nagore to przepięknie oddane spotkanie różnych kultur ale i ludzi, dla których dotąd istniały zupełnie inne priorytety życiowe. Te dwa światy połączą koty. One stają się mostem porozumienia i nowej ścieżki do dalszego etapu życia. Bohaterka nagle musi przejść przez ten most by zacząć stąpać ścieżką po zerwanym związku, po powrocie do kraju, po poznaniu, że koty nie są takie straszne...

Życie Nagore wkracza w nowy etap, gdy w Neko Cafe pojawia się Marc (odtąd stały klient kawiarni) oraz nowy kot Sort - podrzutek. Po drodze poznajemy coraz bliżej wszystkich mruczących podopiecznych kawiarni (a ich imiona to: Cappucino, Sort, Chan,Smokey, Figaro, Likier i Shere Khan) i widzimy jak ważne życiowe nauki dają one Nagore. I tu dochodzimy do istotnej kwestii jeśli chodzi o tą książkę.

"Kocia kawiarnia" jest - poza doskonałą powieścią z bardzo sympatycznymi postaciami - jednak trochę terapią i wykładem z filozofii życia. Patrząc w ten sposób na tą książkę to czuć wyraźnie wykształcenie i pracę zawodową autorki jako terapeutki. Pięknie przemyciła w historię Nagore, Yumi i Marca oraz siedmiu kotów to, co może być bazą pod nowe, pełne i wartościowe życie. W kolejnych rozdziałach poznajemy jaką życiową naukę odkrywa Nagore od kolejnego podopiecznego Neko Cafe. Wystarczy tylko zacząć dostrzegać to co jest naprawdę ważne. A mistrzami w pokazywaniu tego są koty. Te doskonałe istoty o wielkiej wrażliwości mogą nas niejednej mądrości nauczyć. Kto ma w domu kota zapewne nie raz się o tym przekonał. To proste nauki zamknięte w takich prawdach jak:

[...] Koty są ekspertami od drzemek. W ten sposób radzą sobie z traumami. [...]

Zwalczanie stresu poprzez sen. [...]

Pierwsza zasada kociej filozofii - bądź szczerze autentyczna. [...]

Zachowaj czujność, a odkryjesz wokół nowe możliwości.*

  • wszystkie cytaty z "Kociej kawiarni"

Niby oczywiste, ale jak trudno to dostrzec w codzienności pełnej pośpiechu. Książka Sólyem to opowieść o stracie, ale i o zysku. O tym co nas w życiu tłamsi, ale też o tym co może podnosić i sprawiać, że pofruniemy. Wydawca reklamując tą opowieść pisze, że ta historia otula lepiej niż ciepły kot. I jest w tym prawda. Ogrzałam się tą lekturą, podniosła mnie ona na duchu, dała dużo przemyśleń i ciepłych refleksji, pozwoliła też skonfrontować swoje życie z mądrościami przekazywanymi przez siedem kawiarnianych kotów. Czytelnik znajdzie tu też oczywiście opowieść o miłości, ale także o przemijaniu i wartości podejmowania ryzyka poprzez wkraczanie na nieznane ścieżki.

Podsumowując: Latarnica poleca!

Podstawowe dane książki:
Tytuł: Kocia kawiarnia
Tytuł oryginalny: Neko Cafe
Autor: Anna Sólyom
Tłumaczenie z hiszpańskiego: Joanna Ostrowska
Wydawca: Wydawnictwo Mando
Objętość: 192 strony
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Wydanie: I, Warszawa 2022

Poniżej okładka – front i tył oraz grafika na wewnętrznych skrzydełkach

Poniżej własne kompozycje – inspirowane lekturą i wspólnym czytaniem tej książki z kotką Myszą

Fot. Latarnica / listopad 2022


Zdjęcie na niedzielę - 6 listopada 2022

W pierwszą niedzielę listopada przenosimy się na chwilę w pobliże jednej z latarń, które są najbardziej oddalone od cywilizacji. Takimi uważam Czołpino, Wisełkę, Górę Szwedów czy właśnie Stilo.

Na dziś publikowanym kadrze Stilo prezentuje się już w jesiennej szacie roślinnej. Fotografia pochodzi z października br.

Fot. latarnik ze Stilo / październik 2022


Wakacje 2021 [10]

Dawno nie wracałam do relacji z wakacji na Półwyspie Helskim z roku 2021. Była już kilkukrotnie Kuźnica, był Hel i nawet Jurata, ale nie było jeszcze Jastarni. A do Jastarni podczas urlopu trafiam kilkukrotnie. Najczęściej idąc pieszo z Kuźnicy - albo ścieżką nad zatoką, albo plażą nad Dużym Morzem lub duktem leśnym.

Wiadomo, że jeden czy dwa razy podejdę pod samą latarnię, aby zobaczyć w jakim jest stanie, co się zmieniło, jak jak wygląda jej najbliższe otoczenie. Do opłotowanego terenu trzeba podejść kawałek przez tzw. tereny zielone. Niestety najczęściej w sezonie letnim wyglądają one jak jeden wielki śmietnik. Leżą na zapleczu oficjalnej ścieżki, więc niektórzy uważają że nikt tam nie zagląda. A zaglądają i bywają choćby faromaniacy.

Jastarnia to obowiązkowo port, deptak wiodący do najsmaczniejszej kawy w Cappuccino Cafe, latarnia morska. W porcie wypatruję kotów choć najłatwiej je zastać wczesnym rankiem i przed nocą lub po zmierzchu. Koty bywają przy i na stacji kolejowej. Centrum zwiedzam starając się dotrzeć do najstarszej zabudowy i najwęższych uliczek. Lubię Jastarnię. Taką "moją", miejsca które od lat odwiedzam i obserwuję zmiany.

Poniżej w drodze z Kuźnicy do Jastarni

Poniżej latarnia w Jastarni w sezonie letnim 2021, ostatnie trzy fotografie to powrót plażą do Kuźnicy oraz lokal w samym centrum Jastarni zdobiony wizerunkiem latarni morskiej

Fot. Latarnica / czerwiec 2021


Po uroczystościach rozewskich...

Pamiętacie zapewne jak mało fotogeniczna była pogoda w dniu obchodów rocznic rozewskich. 10 września na przylądku panowała mgła, przejmujący chłód i blisko było by dzień spływał kroplami deszczu. Na szczęście deszcz został nam oszczędzony co bardzo cieszy, bo całe świętowanie poza wernisażem wystawy starych kartek i zdjęć z latarnią Rozewie w sali wystawowej Stodoła, odbywało się na świeżym powietrzu.

Tego samego wieczoru wracałam już pociągiem do rodzinnego Poznania. Jakie było moje zdumienie, gdy dzień później dostałam od koleżanki te oto zdjęcia z miejsce, które dopiero co odwiedziłam, a aura na nich była tak diametralnie różna. Rozewie skąpane było w słońcu, a oczy cieszył błękit nieba i pojedyncze białe obłoki.

No cóż, czasami tak bywa. A może te mniej sprzyjające warunki miały nam wszystkim uświadomić, że latarnia Rozewie I przez 200 lat służy bezpieczeństwu czy słońce czy deszcz, a praca latarnika - takiego jakim był Leon Wzorek, który 100 lat temu objął posadę właśnie na naszym przylądku - musiała sprawnie i bez zakłóceń odbywać się w każdych warunkach. Nie zawsze sprzyjających.

Poniżej latarnia Rozewie I (historyczne już ujęcia z banerem informujących o 200-latach latarni):

Poniżej latarnia Rozewie II:

Fot. Lidia Czuper i Tomasz Bury / wrzesień 2022


Latarnica poleca [vol. 42]

Jak tylko usiadłam do lektury tej książki miałam z nią kłopot. Kłopot nie w nazwaniu tego czy mi się podoba czy też nie, ale w klasyfikacji czym jest właściwie ta opowieść. Czy powieścią, poradnikiem, wspomnieniami, autobiografią, małą historią sztuki z kotami w tle, a może tylko historią dopisaną na potrzeby pięknych ilustracji.

Bo istotnie autorka przeplata swoją spójną i chronologiczną osobistą opowieść wstawkami będącymi poradami dla kociarzy, informacjami z zakresu kociego behawioryzmu czy przeglądem pewnej dziedziny wiedzy np. historii malarstwa pod kątem obecności w niej kotów.

Ale może zacznę od początku. Okładka "Historii pewnego kota" Laury Agusti wyświetliła mi się na portalu społecznościowym i od razu przyciągnęła wzrok. Książek o kotach jest w tej chwili tak dużo, że trudno mnie w tej dziedzinie zaskoczyć czy zapaść od razu w pamięć. Ale w tym przypadku tak się stało. Projekt okładki jest tak inny i odbiegający od tego co jest dostępne, a na dodatek trafił w styl i estetykę ilustrowania, którą bardzo lubię, że od razu się nią zainteresowałam i chciałam wiedzieć więcej.

Nazwisko autorki nic mi nie mówiło. Nawet nie miałam pojęcia z jakiego kręgu kulturowego jest i jakim językiem na co dzień się posługuje. Byłam zaskoczona, że książka jest tłumaczeniem z języka hiszpańskiego, bo takie translacje nie dominują kociej tematyki. Zapowiadała się ciekawa przygoda z kotem z roli głównej. Tytułowy "pewien kot" jest - co potwierdzi każdy opiekun kota - nie byle jakim kotem, bo takich w ogóle nie ma. Każdy mruczek to osobny wszechświat zjawisk, zachowań, preferencji więc wiedziałam, że i tym razem poznam ciekawą istotę na czterech łapkach.

Laura Agusti dzieli się z czytelnikiem swoją życiową "przygodą" z kotami i zwierzętami. Mimo, że mamy tutaj bohatera, którym jest kot rasy syjamskiej Hej, to poza etapem życia autorki, który dzieliła z TYM kotem poznajemy wątki autobiograficzne sięgające do najwcześniejszego dzieciństwa i relacji z młodszą siostrą Mariną - także ogromnym zwierzolubem. Przez pierwsze stronice poznajemy rodzinne miasteczko, członków rodziny i zwierzęta, które na trwałe zapadły w pamięć Laury i z pewnością miały wpływ na jej późniejsze życie u boku psów i kotów.

Autorka chowała się ze zwierzętami i ich stała obecność na co dzień była dla niej tak powszechna jak oddychanie. Wejście w dorosłość, liceum plastyczne oraz studia na uczelni artystycznej poza rodzinnym miasteczkiem spowodowały, że zmuszona była przez lata wynajmować mieszkania, a ich najem wiązał się z zakazem posiadania jakichkolwiek zwierząt. Był to jedyny czas, kiedy nie dzieliła życia z naszymi czworonożnymi przyjaciółmi.

Po studiach, mając 23 lata i nowy start w Barcelonie w jej życiu pojawił się kot Hej - tytułowy "pewien kot". Był to jeden z tych kotów, który miał ogromnie bliską relację z opiekunem - jedynym opiekunem - a nie bardzo lubi ludzi i vice versa - goście domu Laury nie mieli ochoty bratać się z humorzastym i agresywnym wobec nich Hejem.

I w tym miejscu opowieści zaczęła się moja bardzo silna identyfikacja z bohaterką oraz pełne zrozumienie tego o czym pisze. Sama mam za sobą 11 lat dzielenia życia z trudnym, adoptowanym ze schroniska kocurem Errorem (imię to już moja zasługa) i wiedziałam z czym się borykała i jak jednocześnie mocno zacieśniała się ich wzajemna więź. Laura pisze o swoim dorosłym życiu w kontekście dzielenia go z kotem przepięknie i bardzo życiowo. Myślę, że większość kociarzy zrozumie i odnajdzie w sobie to wszystko o czym opowiada. Poza tym kto z nas nie jest przekonany że ich kot zasługuje na swoją opowieść i książkę nim?

Jak wspominałam wcześniej główny wątek opowieści Agusti przerywany jest poradami, informacjami o kotach jako gatunku czy krótkimi wzmiankami o kotach w historii sztuki. To dobre "wstawki" pozwalające na chwilę odetchnąć od historii zmierzającej do tego co nieuchronnie czyli upływu czasu, starzenia się zwierzaka, nadejścia chorób i trudnego momentu rozstania.

Nie przypuszczałam, że tak mocno przeżyję tą część, która opowiada o seniorze Heju. Sama ponad dwa lata temu rozstałam się po 11 latach z Errorem i czytając książkę Agusti wszystko z całą mocą do mnie powróciło: tamte emocje, często bezsilność, smutek, rozpacz i łzy. Z drugiej strony pisze o kociej starości, niedomaganiach i swoich względem tego odczuciach tak prawdziwie, szczerze i trafnie, że czułam się, jakby wskoczyła na chwilę do mojej głowy i podejrzała moją historię wraz z całym wachlarzem uczuć.

Oczywiście jej kot był zupełnie inny, inne były schorzenia, które go dopadły pod koniec życia, inny kraj, kultura. Ale moment przechodzenia przez starość zwierzaka, przez towarzyszenie mu w ostatnich miesiącach życia jest poza krajami czy kontynentami. Jeśli kochamy koty to pożegnanie będzie zawsze po części końcem naszego świata i to jak potem się zachowany, jak będziemy przechodzić proces żałoby jest sprawą indywidualną.

Laura Agusti w tych "przerywnikach" pisze też o żałobie jako pewnym procesie, analizuje go pod kątem psychologicznym, wymienia etapy żałoby, które są czymś normalnym i dla każdego człowieka trwają różnie. Czytając tą historię wróciłam do własnych wspomnień, jakże wiele z tego o czym pisze było również moim udzialem. Jakże trafne choć bolesne były niektóre zdania.

Ale życie toczy się dalej. To nasze, ludzkie - o wiele dłuższe od zwierząt nam towarzyszących - możemy albo wypełnić nowym istnieniem albo pozostać na etapie wspomnień i bólu. Nie będę dopowiadać finału tej historii. To znajdzie czytelnik na jej kartach końcowych. W każdym razie nie jest to książka, która pozostawia nas obojętnym wobec tego przekazu jaki chciała nam ofiarować autorka. Jej historia to relacja Laury i Heja, ale takich opowieści są tysiące czy nawet miliony. I zawsze są pełne radości i miłości, ale również zawsze przyjdzie pora na ból i rozpacz.

Nie można w kontekście "Historii pewnego kota" ominąć warstwy wizualnej - czyli ilustracji i szaty graficznej. Od razu widać, że mamy do czynienia z artystką i absolwentką szkół artystycznych. Jak sami obejrzycie poniżej - jest czym cieszyć wzrok. Ilustracje są przepiękne, oszczędne w barwach, ale skupione na detalach. Ja wybrałam do pokazania strony z kotem, ale na kartach tej książki spotkacie przepiękne rysunki ptaków, psów, jeży, owadów, królików, roślin czy hiszpańskiej architektury małych południowych miasteczek. Pod względem graficznym dzieło wspaniałe i czuć, że pisarka włożyła w nie całe serce i dobrze zna zwierzęta.

Myślę, że najlepszym podsumowaniem tej recenzji będzie po sięgnięcie do znanego zdania wypowiedzianego kiedyś przez pisarza Ernesta Hemingwaya. I każdy kociarz ma gdzieś wpisane w swój "system" relacji z tymi zwierzętami prawdę, która za tymi słowami idzie. A zdanie to brzmi: Posiadanie jednego kota prowadzi do posiadania następnego.

Mamy ostatni kwartał tego roku, nadchodzą święta. Myślę, że "Historia pewnego kota" może być jednym z najlepszych prezentów dla kociarza czy w ogóle miłośnika zwierząt. To świetny podarunek także dla kogoś kto kocha czytać, kocha książki i lubi by były one doskonałe również wizualnie. Doczytałam w notce o pisarce, że wydała w 2018 roku również książkę "Tylko koty jej w głowie". Mam nadzieję, że polski czytelnik będzie miał również okazję się z nią zapoznać.

Podsumowując: Latarnica poleca!

Podstawowe dane książki:
Tytuł: Historia pewnego kota
Tytuł oryginalny: Historia de un tato
Autor: Laura Agusti
Ilustracje: Laura Agusti
Tłumaczenie: Urszula Żebrowska-Kacprzak
Wydawca: Wydawnictwo Albatros
Objętość: 158 stron
Oprawa: twarda
Wydanie: I, Warszawa 2022

Książka dostępna jest w internecie w wersji papierowej, ebook i audiobook.

Poniżej okładka - front i tył:

Poniżej przykładowe wybrane rozkładówki:

Poniżej własne kompozycje - inspirowane lekturą i wspólnym czytaniem tej książki z kotką Myszą

Fot. Latarnica / październik 2022


Zdjęcie na niedzielę - 30 października 2022

Dziś cenna fotografia latarni z Jastarni - bo jak zawsze gdy w grę wchodzi użycie drona lub fotografowanie z małego samolotu - latarnię widzimy wtedy tak, jak nigdy jej nie ujrzymy poruszając się po ziemi.

Niestety nie wiem kto jest autorem zdjęcia. Fotka została zgłoszona do konkursu kalendarzowego na Facebooku na profilu Jastarnickie nowiny. Do kalendarza na rok 2023 nie dostała się ale dla mnie ma swój urok i niezaprzeczalną wartość.

Fot. z profilu Jastarnickie nowiny na Facebooku


Koniec lata w Sopocie [3] - latarnia

Po dwóch wpisach z wrześniowymi widokami z Sopotu dziś pora na ograniczenie się do tego jednego - jakże ważnego obiektu - latarni morskiej. Dzieje tej latarni mają swoje początki w architekturze nie mającej nic wspólnego z nawigacją, bo powstawała w innym celu.

Wieżę z sopockim światełkiem doskonale widać z plaży i z daleka. To w okolicy najwyższy punkt. Mówiąc najprościej i najkrócej latarnia to obudowany komin. I na tym można by zakończyć jej dzieje.

Tak było w chwili jej powstania. Był rok 1903 i na terenie dawnych zakładów leczniczych Jerzego Haffnera (założyciel kąpieliska Sopot) zbudowano nowoczesny Zakład Balneologiczny. Znajduje się w idealnym miejscu bo przy samym wejściu na molo. Dziś zakład jest wpisany do rejestru zabytków.

Powstał też wtedy niezbędny spory komin znajdujący się w północno-wschodnim narożniku budynku, który został obudowany wieżą. U jej szczytu znajduje się oszklona galeria widokowa pełniąca teraz funkcję latarni morskiej. Po drodze na przemian Sopot miał latarnię morską lub światło nawigacyjne. Dziś to ponownie latarnia.

Światło na wieży pojawiło się w roku 1977. Była już konieczność postawienia w tym miejscu oznakowania mimo bliskości tak silnych latarni jak Rozewie, Jastarnia, Hel, Gdańsk czy Krynica Morska. światło w Sopocie zamontowano na zewnętrznej ścianie wieży, będąc w środku i patrząc przez okno widzimy je przed sobą patrząc na molo z góry.

Poniżej kilka faktów na temat tej latarni:
– zbudowana w 1903 roku jako komin obudowany wieżą z całkiem innym przeznaczeniem
– konieczność uruchomienia latarni nastąpiła w roku 1977
– wysokość wieży 30 m
– wysokość światła 25 m n.p.m.
– zasięg: obecnie to 7 Mm, wcześniej miała okresowo mocniejsze światło o zasięgu 17 Mm
– światło błyskowe
– wieża odpłatnie udostępniona do zwiedzania

Fot. Latarnica / wrzesień 2022

Poniżej kilka archiwalnych przedwojennych ujęć wieży sopockiej w okresie przedwojennym - zanim była latarnią morską.

Fot. aukcyjne


Widoki z podróży [112]

Dziś wpis mieszany, choć dotyczy bliskiego rejonu stąd pozwalam sobie go połączyć. Obie latarnie są w Gdańsku dlatego pokażę je w jednym odcinku.

Na początek historyczna latarnia morska - Gdańsk Nowy Port. latarnię tą odwiedził w lipcu br. wielki miłośnik latarni Tomek Smołka. Poniżej zdjęcia wykonane przez niego tego dnia, gdy kolejna latarnia została zaliczona i miał to szczęście spotkać osobiście właściciela obiektu - pana Jacka Michalaka.

Fot. Tomasz Smołka / lipiec 2022

Drugą bohaterką odcinka jest nasza najmłodsza bliza - Port Północny,. Z resztą tą latarnię widać zarówno z wieży nowojorskiej jak i z nabrzeża portowego u jej podstawy. Zdjęcia pochodzą z września 2021 roku.

Fot. Lidia Czuper i Tomasz Bury / wrzesień 2021


Jesienne Rozewie 2022

My, miłośnicy morza i wybrzeża, żyjący w różnych miejscach Polski możemy jesienią czy zimą tylko wyobrażać sobie jak w danej chwili jest na naszych ulubionych odcinkach wybrzeża. W tym roku miałam szczęście być na Rozewiu jesienią, ale normalnie nie udaje mi się o tej porze roku dotrzeć nad morze.

Ale na szczęście mam znajomych mieszkających na Półwyspie Helskim i w okolicy, dzięki którym widzę na fotografiach wrzucanych na media społecznościowe co się w danym dniu czy tygodniu tam dzieje, jak wyglada pogoda i przyroda.

Dziś pochylę się nad tematem jesieni na Rozewiu. Pisząc Rozewie mam na myśli sam przylądek i jego bliską okolicę.

Prezentowane poniżej zdjęcia mam z dwóch źródeł. Pierwsze fotografie powstały w październiku podczas krótkiego wypadu nad morze.

Fot. Krzysztof Maciejewski / październik 2022

Poniższa galeria to jesienne ujęcia Rozewia w obiektywie sołtysa Jastrzębiej Góry.

Fot. Szymon Redlin / październik 2022


Zdjęcie na niedzielę - 23 października 2022

W przedostatnią niedzielę października a drugą z rzędu - nocne ujęcie jednej z naszych latarń. Tym razie pracująca optyka rzadko fotografowanej latarni bo podobnie jak Jastarnia i Port Północy - należy do tych, do których nie można oficjalnie wejść.

Fot. Marcin Kosiński


Uroczystości rozewskie [vol. 3]

Dziś będzie najbardziej osobisty wpis związany z uroczystością 200 lat latarni Rozewie I. Wybaczcie mi tą prywatę i mnogość zdjęć z moją osobą, ale chciałabym wyjaśnić dlaczego i w jakim charakterze się znalazłam 10 września br. na rozewskim przylądku.

W najbardziej śmiałych snach nie przewidziałabym, że będę mogła brać czynny udział w tak ważnej i doniosłej uroczystości związanej z miejscem, które ma w moim sercu szczególną miejscówkę.

Stali czytelnicy bloga wiedzą, że Rozewie jest moim ukochanym latarnianym miejscem na całym naszym wybrzeżu. Znają już też historię, że nigdzie nie doświadczyłam tego uczucia zakochania od pierwszego spojrzenia, gdy odwiedzałam jakąś latarnię pierwszy raz. A tak stało się na Rozewiu. Zadziałała jakaś magia i wpadłam w sidła miłości do tego miejsca na klifie gdzie hula wiatr, szumią buki, a sztorm zagłusza wszelkie inne odgłosy z okolicy. Stało się tak jak w tytule kultowej książki Franciszka Fenikowskiego "Zakochani w Rozewiu". Oddałam dużą część serca temu miejscu. I czułam cały czas obecność osoby tak bardzo związanej z tą latarnią - Leona Wzorka. Jakby czuwał nad tym by nie pozostawić mnie obojętną wobec rozewskiej historii.

Tak, osoba latarnika Leona Wzorka, to drugi element rozewskiego zauroczenia i przyczynek do zgłębiania historii tego miejsca i propagowania go wśród rodziny i znajomych oraz czytelników moich wpisów i postów w internecie.

Całkowicie rozumiem (choć mogę się tylko domyślać tego) co czuł Leon Wzorek pełniąc służbę w tym miejscu. Liczne archiwalne fotografie pokazują, że nie tylko z pełną odpowiedzialnością pełnił funkcję latarnika i kierownika latarni, ale i poza pracą żył tym miejscem starając się wszystkim odwiedzającym Rozewie zaszczepić miłość do tego miejsca. Urlopowicze i wycieczkowicze uwielbiali tam przebywać i słuchać opowieści Leona. Dbał by wiadomości o latarni docierały w najdalsze zakątki kraju, by rozewskie światło sięgało dalej niż faktycznie świeciło - dbając na co dzień o bezpieczeństwo na naszym odcinku wybrzeża Bałtyku.

Poniżej osoba Leona Wzorka - zapalnik do mojej miłości rozewskiej i drugi z powodów poza urodzinami latarni, (a dla mnie pierwszy) do zjawienia się w tym pięknym miejscu przy okazji tak ważnych rocznic. Bo poza 200 urodzinami latarni Rozewie I rok 2022 to również 100 rocznica objęcia przez Leona Wzorka posady rozewskiego latarnika. A przy tak pięknej okazji wydana została szczególna publikacja napisana przez prawnuczkę Leona - Joannę Głowacką Wzorek "Leon Wzorek - strażnik światła z Rozewia".

Fot. ze zbiorów i archiwum rodziny Wzorek

Z Asią Wzorek moja znajomość zaczęła się od wymienianych maili na temat Rozewia i rozewskich latarników w roku 2016. Od 6 lat regularnie rozmawiałyśmy mailowo lub przez dostępne komunikatory internetowe, ale dopiero tak ważna uroczystość sprawiła, że spotkałyśmy się twarzą w twarz. Po drodze poznałam też mailowo dalszą i bliższą rodzinę Wzorków w tym pana Grzegorza Wzorka - syna latarnika Zbigniewa Wzorka - który mieszka we Władysławowie i dzięki któremu też miałam okazję otrzymać interesujące materiały dotyczące historii latarni.

Uroczystość rozewska dała mi szansę na spotkanie tych osób, które znałam jedynie ze słowa pisanego. Za co jestem dodatkowo wdzięczna wszystkim, którzy przyczynili się do tego. A zaczęło się od tego, że Asia napisała wspaniałą książkę o swoim pradziadku (do czego systematycznie ją zachęcałam, motywowałam i wspomagałam w szukaniu archiwaliów), Towarzystwo Przyjaciół Narodowego Muzeum Morskiego wydało ją z okazji rocznic rozewskich, a ja zostałam poproszona o pełnienie zaszczytnej funkcji bycia matką chrzestną tej publikacji i dokonania ceremonii wodowania książki podczas obchodów wrześniowych.

Myślę, że nic nie dzieje się przypadkowo i to, że byłam w tym miejscu z okazji urodzin latarni i rocznicy objęcia stanowiska latarnika przez Leona Wzorka to w moim przypadku idealnie zazębia się z tym co czuje kiedy słyszę słowo "Rozewie".

Chciałabym w tym miejscu podziękować kilku osobom, dzięki którym wszystko się tak pięknie zadziało.

  • Dziękuję ci Asiu za ten pierwszy mail jaki do mnie napisałaś i za to jak potoczyła się nasza znajomość, że dotarłyśmy do tego miejsca, iż możemy o sobie mówić "rozewskie siostry";
  • dziękuję p. Apoloniuszowi Łysejko - za telefon z propozycją pełnienia funkcji matki chrzestnej książki o latarniku i wszelką pomoc i zaangażowanie oraz jak zawsze serdeczność;
  • dziękuję p. Teresie Boguszewskiej z TPNMM za pomoc, życzliwość i wsparcie, abym wypadła dobrze i właściwie dopełniła powierzonej mi funkcji;
  • dziękuję p. Fryderykowi Tomali - prezesowi TPCMM - za zaufanie i możliwość przyjazdu i uczestnictwa w rozewskich obchodach
  • dziękuję p. Robertowi Witkowskiemu za sprawne poprowadzenie uroczystości i dodawanie otuchy;
  • dziękuję całemu TPNMM za wspaniałe okolicznościowe pamiątki z tej uroczystości oraz rozsławianie i dbanie o rozewskie Blizarium;
  • dziękuję rodzinie Wzorków (nie potrafię wymienić wszystkich imiennie) za to że tam byli, za ciepłe przyjęcie mnie i poczucie przebywania w rodzinie i wśród dobrych przyjaciół;
  • dziękuję Romanowi Kużel - burmistrzowi Władysławowa za dbałość o Rozewie, wiedzę i kolekcjonowanie, a tym samym ratowanie od zapomnienia ważnych rozewskich pamiątek;
  • dziękuję też latarnikom rozewskim (w tym p. Andrzejowi Sikorze i p. Romanowi Adrianowi) za życzliwość i podsyłanie w ciągu roku zdjęć i ciekawostek z Rozewia;
  • dziękuję latarniczce ze Stilo p. Weronice za obecność i ciepłe słowa;
  • dziękuję Andrzejowi Niklasowi - potomkowi latarnika z Boru - za możność poznania się i zamieniania kilku słów - zachęcam do pisania książki o latarniku z Boru;
  • dziękuję Lidii Czuper miłośniczce latarni z Gdyni, która uroczyście otwierała w maju sezon turystyczny na latarni Rozewie II - dzięki Rozewiu również mogłyśmy się spotkać wreszcie twarzą w twarz - czułam się jakbyśmy się znały całe życie!
  • dziękuję wszystkim nie wymienionym, a ważnym dla mnie i rozewskiej historii.

Poniżej fotorelacja z ważnego dla mnie dnia na przylądku.

To dzięki tej książce wszystko się zadziało. Na fot. 2 Robert Witkowski

Poniżej opowieści i przemowy: Apoloniusz Łysejko, Teresa Boguszewska, Joanna Głowacka Wzorek - autorka książki (3x), Latarnica i miłośniczka latarń z Gdyni - Lidia Czuper

Poniżej ceremonia wodowania książki, fotografia nr 1 i 5-9 Cezary Spigarski

Przemiłą pamiątką była możliwość otrzymania wpisu Autorki do książki - na fotografii 1 Apoloniusz Łysejko, Latarnica i Autorka z synem

Przemiłe rozewskie spotkania - latarniczka ze Stilo Weronika Łozicka , latarnicy w wejściu do Rozewia I, bukiet, który przetrwał ponad dwa tygodnie zdobiąc mój salon w Poznaniu

Poniżej ciąg dalszy spotkań: latarnik z Rozewia Andrzej Sikorra, spotkany na uroczystościach turysta z Warszawy, rodzina Wzorków: fot. 3 Konrad Wzorek, fot. 4: Konrad Wzorek, Grzegorz Wzorek, fot. 5 Mariusz i Anna Wzorek, fot. 6 Joanna z rodzicami: Mariuszem i Anną

Fot. Latarnica / 10 wrzesień 2022, zdjęcia na których jestem. fot. Tomasz Lerczak


Koniec lata w Sopocie [2]

Jak pisałam na początku października, na dzień przed wrześniową rozewską uroczystością odwiedziłam po wielu latach przerwy Sopot. Pogoda mogła być lepsza, ale to i tak nie powstrzymało mnie od spaceru z Sopotu do Gdyni.

Zdjęcie, które wybrałam dziś jako główne i zajawkowe to dla mnie kwintesencja Sopotu sprzed lat - charakterystyczna zabudowa obiektów przylegających do najsłynniejszego rodzimego molo.

Poniżej druga fotorelacja z pobytu w naszej nadbałtyckiej riwierze. Wciąż czytam z doskoku opasłe tomiszcze "Kurort w cieni PRL-u. Sopot 1945-1989" i bardzo to polecam wszystkim, u których Sopot budzi jakieś emocje, wspomnienia, refleksje.

Na sam koniec moja ulubiona miejscówka kawowa - oddalona od centrum ale dla kwa i ciast warto przejść kilka kilometrów. Latem ich kawiarniana filia znajduje się w Jastarni. I zawsze tam zachodzę. Oto całoroczne "Capuccino Cafe".

Fot. Latarnica / wrzesień 2022.


Latarnia października 2022

Karta październikowa prezentuje w tym roku latarnię ze stanu Michigan - Point Iroquiois. Poniżej fotografie z tej karty:

Poniżej kilka faktów nt tego obiektu:
– zbudowana w 1871 roku
– nieczynna od 1971 roku
– wysokość wieży 20m
– budulec wieży - cegła
– latarnia przylega do dwupiętrowego domu latarników
– wieża malowana na biało, laterna na czarno
– oryginalna soczewka Fresnela znajduje się w Smithsonian Institution w Waszyngtonie
– opiekunowie-wolontariusze mieszkają na miejscu przez cały rok
– latarnia jest obecnie muzeum
– rentowny remont przeprowadzono w 2021 roku
– muzeum otwarte od wtorku do soboty przez cały rok
– właściciel: Służba Leśna Stanów Zjednoczonych

Poniżej przepiękne ujęcia latarni na filmiku:

https://vimeo.com/747418872

Poniżej zdjęcia lotnicze z marinas.com

Poniżej widok satelitarny i Street view z Google Maps


Zdjęcie na niedzielę - 16 października 2022

Prezentowałam już kiedyś na tym blogu niezwykłe fotografie latarń autorstwa Wojtka Dobrogojskiego. Każda jego fotografia to małe dzieło sztuki i wybitnie magnetyzujące ujęcie modelki - czyli latarni morskiej. Dziś latarnia Gąski po zmierzchu z pracującą optyką.

Fot. Wojtek Dobrogojski


Flora Półwyspu Helskiego 2021 [4]

Po dłuższej przerwie powracam dziś do roślinności sfotografowanej podczas wakacji na Półwyspie Helskim w 2021 roku. Kiedy po ponad roku patrzę teraz na te zdjęcia doceniam ich czar i nawet bywam zaskoczona, że udało mi się uchylić nie tylko ładne rośliny ale i rośliny wkomponowane i uchwycone o określonej pogodzie czy porze dnia.

Poniżej zestaw kilkunastu zdjęć. Wszystkie powstały podczas spacerów z aparatem po Kuźnicy.

Fot. Latarnica / czerwiec 2021


Widoki z podróży [111]

W kolejnym odcinku podróżniczym pozostajemy poza granicami kraju i dziś przenosimy się na Maderę. To portugalski region autonomiczny na Oceanie Atlantyckim. Dzięki pamięci i refleksowi mojej znajomej kociary Mirelli - w porcie Funchal wykonała 2 zdjęcia położonej wysoko niewielkiej latarni morskiej. To latarnia Camara de Lobos. Poniżej te fotografie z urlopu Mirelli.

Fot. Mirella Kamińska / Madera 2022

Poniżej kilka faktów na temat tego obiektu:
– zbudowana w 1937 roku
– latarnia aktywna
– wysokość światła 23 m n.p.m.
– wysokość wieży 5 m
– świeci światłem czerwonym
– latarnią na planie kwadratu, zbudowana z betonu, światło znajduje się na maszcie
– budynek pomalowany na biało; maszt ma czerwony poziomy pasek
– znajduje się na szczycie pionowej grobli wulkanicznej przylegającej do głównego molo w Câmara de Lobos
– do latarni można podejść schodami, wieża zamknięta

Poniżej zdjęcie dzienne z wikipedia.org oraz listoflights.com

Poniżej zdjęcie dzienne z Google oraz Flickr.com

Poniżej widok satelitarny z Google Maps