Lipcowe oblicze botaniku

Staram się odwiedzać poznański Ogród Botaniczny z aparatem fotograficznym przynajmniej raz w daną porę roku. Letni botanik miałam okazję zobaczyć dopiero w II połowie lipca. Z jednej strony przez koronawirusa bo uniemożliwiał pójcie tam wcześniej, z drugiej, że do końca czerwca byłam na urlopie nad morzem.

Tegoroczny letni pobyt w tak znanym miejscu lekko przygnębił. Widać było od razu zaniedbanie tych kilku miesięcy i słabsza frekwencję pracowników dbających o wygląda i kształt tamtejszych roślin. Wiele fragmentów bardzo zaniedbanych, zarośniętych chwastami. Część roślin spalona od słońca.

Takie mile dla oka perełki starałam się uchwycić i wynaleźć, aby na kadrach zostało jednak coś ładnego z tego dziwnego lata 2020.

Fot. Latarnica / lipiec 2020


Jak NOWE zawitało w domu

Kiedy pod sam koniec czerwca wracaliśmy z cudownych, tak wyczekiwanych wakacji na półwyspie helskim, wiedziałam że przed nami jeszcze ten trzeci etap do realizacji. W tym roku na 1 półrocze zaplanowaliśmy do realizacji: remont mieszkania (przypadł na kwiecień/maj), wakacje (II połowa czerwca) i adopcję nowego kota, która miała nastąpić po rozluźnieniu zasad adopcyjnych zaostrzonych od wiosny z powodu koronawirusa.

Niestety czerwiec się skończył, nadszedł lipiec i nic nie wskazywało, że cokolwiek się zmieni. Byłam przekonana, że adopcja następcy Errora odbędzie się tak samo jak w 2010 roku tzn ostatecznie kota nas wybierze. Niestety tym razem to ja musiałam wybrać. I to na podstawie zdjęć i opisów (nie ma teraz możliwości zapoznania się ze zwierzakiem). trochę przypomina to rosyjską ruletkę adopcyjną. każdy kociarz wie jak ważne jest to co się wytworzy między człowiekiem i kotem - czy ono w ogóle jest czy zwierzę nas ignoruje i nie pasujemy do siebie.

Już od maja zaczęłam intensywnie przeglądać na stronie internetowej schroniska dział: koty dorosłe do adopcji (jak zawsze w grę wchodziło tylko dorosłe zwierzę jako to z mniejszą szansą na dom). Określiliśmy sobie widełki wieku jako 2-5 lat, płeć obojętna choć kot dla mnie zawsze kojarzył się jednak z kocurkiem. Nie chciałam się jednak zamykać na los i założyłam, że ostatecznie kotka też może być.

Od samego początku w oko wpadła mi ponad 5 letnia Mysza, która miała bardzo nieatrakcyjne poruszone zdjęcie, ale serce dziwnie przy nim zadrgało. Informacja była krótka i niewiele wnosząca. Schronisko nie wiedziało nic o jej przeszłości. Została dostarczona do nich przez straż miejską z ulic Poznania.

Po drodze moja lista potencjalnych kotów rozrosła się do 10. Kilka szybko odpadło z powodu wieku (około roku), co mogło stwarzać w domu problemy podczas naszej nieobecności gdy jeździmy do pracy, bo roczny kot to bomba energii i pomysłów. Rzadko mądrych. Ostatecznie na placu boju zostały trzy koty (dwie kotki i kocurek), a potem dwa - dwuletni bury kocur Janusz i kotka Mysza.

Poniżej fotografie Myszy z okresu schroniskowego:

Fot. Felicja Zdankiewicz / wolontariat schroniskowy

Mysza z założenia przejęła facebookowy profil kota Errora i kontynuuje jego akcje pomocy dla poznańskiego schroniska. Szybko dostała swoje logo i nowy wizerunek fan page'a i właśnie tam - kilka dni po adopcji przedstawiła się i swoją historię wszystkim oczekującym. Nie napisałam ani słowa wcześniej jaki to kot i jakiej płci. Przyjaciele musieli cierpliwie zaczekaj na pierwsze dni aklimatyzacji i jej pojawienie się. A ponieważ początki nie były łatwe (dwie pierwsze dobry wręcz bardzo trudne dla kotki jak i nas - ogromny stres i strach powodował ze była kulą złości i agresji - czekaliśmy na rozwój wypadków i staraliśmy się poznać nawzajem i dać sobie czas. Imię zostawiliśmy bo tak do niej mówiono przez rok a dostała rownież drugie imię - żeńską formę Errorka od imienia swego poprzednika Errora.

Oto jak Mysza Errorka wkroczyła 9 lipca 2020 roku w w wielki świat internetu, oddam jej głos:

Dzień dobry wszystkim. Jestem MYSZA. Mysza Errorka. Ale nie jego własność, tylko dostałam takie drugie imię. Jest ono w formie żeńskiej, ku pamięci mojego poprzednika. Ponoć był wyjątkowym kotem i robił wiele dobrego. Tak mi w moim nowym domu mówiono. Nie wiem o co chodzi, ale dużo dobrych ludzi czekało tutaj aż miauknę własnym głosem. Zatem się odzywam.
Jestem dziewczynką. Mam 5,5 roku z czego rok spędziłam w schroniskowej klatce. Bardzo tego nie lubiłam. W końcu jestem kotem i deptanie w terenie to coś co bardzo cenię. Chorowałam po tym jak mnie znaleziono na jednej z ulic Poznania. Ktoś mnie dostrzegł. A potem straż miejska przewiozła mnie do schroniska. Jak to kot uliczny miałam koci katar i pasożyty. Zrobiono mi też zabieg i od lutego tego roku jestem już po kastracji.
Mysza to moje schroniskowe imię. Moi Opiekunowie postanowili mi je zostawić. Mówią, że jestem Mysza i koniec. A ja na to przytakuję, bo gaduła ze mnie straszna. 
Nie wiem co się wydarzyło 4 lipca w sobotę. Przez rok nikt mnie nie chciał, nikt nie pytał, nie oglądał, nie brał pod uwagę że mógłby dzielić ze mną życie. Ludzie gadali: nieadopcyjna, dzikuska, agresywna, nie lgnie do ludzi, wrażliwa na dźwięki, denerwująca się na inne koty. Dostałam w papierach status „jedynaczki”. 
Moja Mamcia dostrzegła mnie już na schroniskowej stronie www w maju. Pomyślała, że jestem piękna i wyjątkowa. I jakoś bardzo wskoczyłam jej do głowy, taki sobie przytulny kącik tam znalazłam. Po drodze była próba adopcji kocura z jednej fundacji, potem kilka kotów wybranych ze schroniska zawracało głowę Dużym i dopytywali o nie pracowników i wolontariuszy. Ale nie chciałam dać o sobie zapomnieć, mimo że opinii nie miałam najlepszej. Ponoć zaszło coś dziwnego. Przegoniłam najlepszych konkurentów, choć mieli cechy ideałów. Wygrało serce i intuicja, które od początku było myszowate. Ja musiałam tylko troszkę pomóc w tym wyborze. To była chwila i decyzja jedna na milion. Sama postanowiłam zapakować się w nieznany mi i obco pachnący kontener i stwierdziłam, że nie wyjdę. To przeważyło. Czasami chyba warto mimo strachu zaryzykować...
Jestem więc w nowym domu od 5 dni. I poznaję co to „domowe” życie. Duzi mnie kochają i nieustannie mi o tym mówią. Akceptują wszystko co we mnie jest. Bo wierzą, że Mysza jest wspaniałym kotem. Nie znają mojej przeszłości i pierwszych lat życia. To pusta karta. Nie chcą nawet sobie wyobrażać co mogłam dotąd przeżyć. Tak to się zaczęło. 
Jeśli będziecie zainteresowani, codziennie wam tutaj coś opowiem. Słyszałam, że czasami będzie jakaś domowa „robota” do wykonania. Trzeba się pokazać i poobwąchiwać różne podarunki dla tych co mieli dotąd mniej szczęścia i czekają wciąż na dom w schronisku. Chyba temu podołam. Witam Przyjaciół Errora - Wasza Mysza

Wczoraj minęły równo cztery tygodnie jak żyjemy razem. To nie jest ten sam kot. Miło patrzeć jak się zmienia, otwiera, ufa. Po drodze mieliśmy już trzy dowozy darów do schroniska i przegląd u weterynarza. Jaka będzie przyszłość? Co przyniesie? Nigdy nie wiadomo. Ale teraz już jej los jest związanym z nami i odwrotnie. To już nasza wspólna droga. Najważniejsza zasada Jets taka: dużo cierpliwości, obserwacji, i zapomnienie wszystkiego co lubił i preferował poprzedni kot. Każdy nowy zwierzak to czysta karta do odkrycia.

Fot. Latarnica / lipiec 2020


Zdjęcie na niedzielę - 9 sierpnia 2020

W drugą niedzielę sierpnia przenosimy się do Jarosławca. Jest tam niedawno wyremontowana latarnia, a dzisiejszy kadr ukazuje ją w przepięknym wieczornym świetle zachodzącego słońca.

Fot. Leszek Bąk / 31 lipca 2020


Latarnie Jamajki [6]

We wrześniu 2019 roku robiłam wpis w ramach tego cyklu, prezentując jamajską latarnię Port Antonio lub nazywaną również Folly Point. Była ona wtedy w trakcie remontu i wszystkie zdjęcia ukazywały rusztowania.

Dziś mogę już wam pokazać efekt tych prac restauracyjnych. O historii tego obiektu poczytacie w tamtym wpisie: https://latarnica.pl/2019/09/09/latarnie-jamajki-4/

a dziś świeże zdjęcia z lata tego roku.

Fot. Wanda Bańkowska / lipiec 2020


Widoki z podróży [52]

Autorka dziś prezentowanych zdjęć zasypała mnie wręcz w tym roku relacjami ze swoich latarnianych wypadów. I bardzo się z tego cieszę, bo do wielu tych latarni w tym roku na pewno nie dotrę. A tak mam aktualne fotografie i możliwość pokazania wam tych kadrów.

Pojedyncze ujęcia wrzucałam na profilu latarnianym na Facebooku, ale we wpisach z tego cyklu pojawią się relacje obszerniejsze. Lidia jest ogromną miłośniczką latarni i podobnie jak ja poza jeżdżeniem do nich lubi się również otaczać latarnianymi przedmiotami. W tym fajną biżuterią z wiadomym motywem. W tej kwestii czuje wielkie pokrewieństwo dusz. Poza tym kocha i ceni zwierzaki, a to kolejna sprawa, która nas zbliża.

Fot. Lidia Czuper / 15 lipca 2020


Kocia strona wakacji 2019 [6]

Dziś kuźniczna historia psio-kocia oraz klasyczna kocia. najpierw ten mieszany duecik. Od razu wam zdradzę, że miałam okazję go obserwować i w tym roku, bo zwierzaki mieszkają blisko naszej kwatery przy głównej ulicy. Jeśli dobrze pamiętam w te wakacje nie zrobiłam im żadnego zdjęcia bo kręcili się obok mieszkańcy budynku, a nie chciałam przy nich fotografować ich zwierzaków. Ale są i mają się dobrze.

Oto fotostory o Ogonku (imię przewrotne bo kotuś ogonka właśnie nie ma) i o jego psim kumplu Szorstkim (wygląda na psiego emeryta). Patrząc na nich od razu uruchamia mi się w głowie piosenka z "Toy story" - Ty druha we mnie masz. Bo oni mają w sobie nawzajem oparcie. Piesek równie chętnie jadł kocią karmę co Ogonek i tak mu zasmakowała, że poszedł ze mną na spacer nad zatokę a tam trochę pobrudził w wodzie i wróciliśmy pod jego dom. Każdy kto nas mijał myślał, ze to mój pies, bo szedł luzem przy nodze.

Poniżej: Ogonek i Szorstki

 

Podczas jednego spaceru do portu spotkałam znajomego kota z sezonu wakacyjnego AD 2018. To rudy Szczuplak. Nadal figura bardzo fit, aż za chudy i straszny z niego łazęga. Miło było zobaczyć go w zdrowiu i kondycji.

Poniżej Dyniek zwany też Szczuplakiem

 

Czarna to prawdopodobnie kotka. Kręci się przy rybackich szopkach ze sprzętem w samym porcie. Są tam też dwa inne koty. Wszystkie czarne lub jak Krawacik - z maleńkim obszarem białej sierści. Czarna lubi spać u podnóża szopek lub wieczorem -gdy słońce mniej praży - leży na dachach tych skromnych budyneczków.

Poniżej Czarna z kuźnicznego portu

 

Żbiczek mieszka po sąsiedzku, tam gdzie Rudzik, Gapcio czy Arnoldzik. Jest bardzo płochliwy i sfotografowanie go graniczy z cudem. Ale ma tak charakterystyczne pysio, że od razu wiem iż to TEN kot. Poniżej jedyna jego fotografia, tym razem nie zdążył zwiać a i ja miałam refleks.

 

Na koniec jako bonus, kotka o której już było w tym cyklu, ale miło się ją ogląda. Oto moja wakacyjna sąsiadka - Pani Bułeczka mocno zrelaksowana i zmęczona upałem.

 

Fot. Latarnica / czerwiec 2019


Zdjęcie na niedzielę - 2 sierpnia 2020

W pierwszą niedzielę sierpnia taki klasyczny obrazek wakacyjny. Jest w nim kwintesencja urlopów nad polskim morzem i to ostre słońce dające przyjemne ciepło. W takie dni gdy niebo błękitne najlepiej fotografuje się i zwiedza nasze latarnie.

W Gąskach nie byłam dobrych parę lat, ale na szczęście czytelnicy Latarnicy o mnie nie zapominają i podsyłają aktualne fotografie.

Fot. Lidia Czuper / lipiec 2020


Latarnia z kalendarza - lipiec 2020

Kalendarz latarniany na 2020 rok w lipcu prezentuje kartę z znaną amerykańska latarnią Pigeon Point. Poniżej lipcowa karta:

Pojawiała się już ona w kalendarzach z poprzednich lat. Toteż jej historia w skrócie była już na Latarnicy prezentowana. Zajrzyjcie do archiwum a kto lubi stare historyczne ujęcia to we wpisie lutowy parę fotografii archiwalnych tej latarni. Można pooglądać tutaj: https://latarnica.pl/2020/02/26/latarnia-z-kalendarza-luty-2020/

Wikipedia ma kilka starszych ujęć. Poniżej sztych z 1870 roku, czarno-białe ujęcie z archiwum U.S. Coast Guard oraz zamglona latarnia z roku 1950, fot. Jeedew / Wikipedia

Poniżej zdjęcia optyki i wnętrza wieży Pigeon Point Light z 2006 roku, fot. Jeedew / Wikipedia


Wakacje 2019 [14] - z wizytą w latarni

Pomału staje się to miłą tradycją, że co kilka lat podczas urlopu na półwyspie, udaję się na kawę/herbatę do jastarniańskiego latarnika na jego nocną zmianę, aby z laterny obserwować kończący się letni dzień i zachodzące słońce uciekające za wody Bałtyku.

Jeśli w danym dniu pogoda sprzyja (cóż nie mam za bardzo wpływu na harmonogram zmian pracy latarnika i mogę się jedynie dostosować) to jest szansa na przepiękny spekzlak barw.

Z laterny jastarnenskiej blizy cudnie widać nie tylko zachody słońca ale i panoramę miejscowości i cały basen portowy ze światłami na główkach wejściowych.

Spotkanie z latarnikiem to nie tylko okazja do rozmów o specyfice pracy, latarniach tego regionu ale i długie dysputy o książkach, bowiem Karol Kłos poza swymi obowiązkami flizowego pisze książki. Ma na swoim koncie już kilka powieści. Szczególnie polecałabym "latarnika" i "Latarniczkę" bo to w końcu najbliższa nam tematyka, ale mnie urzekła również historia "Kota Amadeusa w Sopocie".

Poniżej okładki jego książek, fot. z profilu facebookowego Karola

W czerwcu 2019 roku pogoda na spotkanie w latarni bardzo się udała. To był piękny letni wieczór i przygodowa zrobiła spektakl barwny w klasycznym nadbałtyckim zachodzie słońca. Do tego chwila ekscytacji i oczekiwania aż włączy się automatycznie optyka latarni, no i samo przebywanie wewnątrz dawnej kolumny buczka spod Stilo oraz wejście na poziom górnego tarasu to zawsze są ogromne emocje i szybsze bicie serca.

Poniżej fotorelacja z tego pobytu:

Fot. Latarnica / czerwiec 2019, ostatnia fotografia: Tomasz Lerczak / czerwiec 2019


Wakacje 2019 - aneks do vol. 12 - Kurhaus

Przed wakacjami w czerwcu wrzuciłam wpis pokazujący piękną makietę helskiego Kurhausu, którą można podziwiać w jednej z sal Muzeum Helu.

Wcześniej wielokrotnie spotykałam się w publikacjach elektronicznych i drukowanych w papierze, że historycy i miłośnicy Helu ubolewają, iż nie zachowały się zdjęcia wnętrz tego popularnego obiektu.

Zupełnie się nie spodziewałam, że moje archiwum wkrótce wzbogaci się o dwie fotografie, które pokazują odrobinę czym był ten budynek.

Poniżej na fot. 1 przepiękne ujęcie kurhausu z ciągiem zabudowanych werand z dużymi oknami, które miały chronić letników przed trudnymi warunkami atmosferycznymi. Fot. ze zbiorów Ryszarda Kretkiewicza / Muzeum Helu

Na fot. 2 i 3 zdobyczne unikalne fotografie wnętrz. Wprawdzie dotyczą tylko pomieszczeń gastronomicznych - prawdopodobnie kawiarnia - ale dobre już i to. W tle fotografii 3 reklama o treści Książęce Tyskie Piwa. Jak widać piwa zawsze latem cieszyły się popularnością wczasowiczów. Może objawią się i kolejne zdjęcia wnętrz. Obie fotografie dostałam od p. Władysława Szarskiego z Muzeum Obrony Wybrzeża. Jak sam napisał:

fot. 2 - [...] znalazłem fotkę wnętrza kurhausu! Co prawda, to tylko kawiarnia, ale zawsze coś!

fot. 3 - weranda i Juliusz Żuławski

Jak wiadomo, w słynnym helskim domu zdrojowym z noclegu korzystał też nasz pisarz Stefan Żeromski. Nie mam co prawda - jak dotąd żadnych zdjęć z nim związanych, a pokazujących jednocześnie ten obiekt (może są w archiwum rodzinnym), ale miłośnicy jego twórczości zapewne kojarzą to znane ujęcie pisarza przy helskich sosnach z roku 1922. Jest ono ciekawe i klimatyczne, więc dodaję je na sam koniec.

Na stronie Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Stefana Żeromskiego w Helu możemy przeczytać:

[...] Był pisarzem wyjątkowo bacznie obserwującym rzeczywistość. Swoją bogatą twórczością potwierdził zaangażowanie w sprawy narodowe i społeczne. Jako pierwszy z naszych pisarzy zwrócił uwagę narodu polskiego w stronę morza. Półwysep Helski i jego okolice były inspiracją i tematem wielu dzieł Stefana Żeromskiego. 

Podczas ostatnich, najbardziej dojrzałych i twórczych lat swojego życia spędził pięć letnich sezonów nad polskim morzem. W tym czasie utrwalił na kartach swoich książek dzieje i piękno pomorskiej ziemi. Helski "Kurhaus" z charakterystycznymi wieżyczkami i łazienkami do kąpieli leczniczych położony niegdyś na samym cyplu (późniejsza willa Polonia) był świadkiem wizyt Żeromskiego w Helu. To tu na pięterku miał on swój pokój. 

Ech chciałoby się zobaczyć ten pokoik na pięterku. Albo poznać jego dokładny opis. A w "międzymorzu" możemy przeczytać:

[...] Z potężnego pnia sosny, skoro tylko wydostał się z zaspy piaszczystej na zachodnim przylądku, wyrastają tuż przyziemne konary. Wystrzelają równolegle do ziemi, albo z góry w pałąk wygięte kierują się ku niej. Ścielą się grubymi ramiony o kolorze miodu żółtego po miale zszarzałym i do zimnej powierzchni się tulą.

Poniżej wspaniałe ujęcie budynku od strony zatoki, widać detale, balkony, rolety w oknach, słynną wieżyczkę i na pierwszym planie plażowiczów, fot. aukcyjna

Fot. główna wpisu - Latarnica / czerwiec 2019.


Zdjęcie na niedzielę - 26 lipca 2020

Aby powrócić do blogowania po ponad miesięcznej przerwie wrzucam w cykl niedzielny zdjęcie, które zachwyci każdego miłośnika latarni.

Nocne, przewspaniałe ujęcie pracującej optyki Stilo wykonał Marcin Pałaszyński, który niejednym kadrem jeszcze nas tutaj zachwyci. Fotografia wykonana w lipcu 2020.


Tytułem wyjaśnienia

Pewnie wielu z was zaglądało tutaj wcześniej i nie rozumiało tej długiej ciszy blogowej. Nie miałam możliwości wrzucenia tutaj wcześniej choć zdania wyjaśnienia.

Ale już to nadrabiam. Dzień przed wyjazdem na wakacje padł mój domowy laptop z całym archiwum fotograficznym i latarnianym. Ponieważ wyjeżdżałam na 2,5 tygodnia nie było szansy ratować go od razu, musiał zaczekać do mojego powrotu.

Po powrocie były próby samodzielnej reanimacji mojego laptopa Apple a kiedy po ponad tygodniu wszelkie próby nic nie dały trafił ostatecznie do serwisu.

Tam okazało się, że powód awarii jest błahy ale skutkowało to i tak całkowitym nie uruchamianem się systemu i nerwami, że utracę dane.

Wszystko dobrze się skończyło. Mój Mac jest znowu ze mną i nic nie utraciłam. Pomału wracam do świata użytkowników laptopów i blogowania. Zaczną pojawiać się ostatnie foto wpisy z wakacji 2019, by dać szanse na te już z 2020 roku.

Urlop na Półwyspie Helskim był wyśmienity jak zawsze. Mam mnóstwo zdjęć i wrażeń na cały kolejny rok.

Fot. Pexles.com [2x]


Latarnia z kalendarza - czerwiec 2020

Wracam do rzeczywistości, a tu od razu koniec miesiąca, więc szybciutko, aby nie przegapić, musi pojawić się latarnia z kalendarza na czerwiec. W tym miesiącu ścianę sypialni zdobi Umpqua River Light z stanu Oregon.

Poniżej karta czerwcowa skupiona kadrem na detalu.

Poniżej kilka faktów nt tego obiektu:
– zbudowana w 1894 roku
– obiekt aktywny nawigacyjnie
– wysokość światła 50 m n.p.m.
– budulec wieży stanowi cegła
– nadal używana w latarnie oryginalna soczewka Fresnela
– wieża biała, dach laterny czerwony
– dom przy latarni służy jako centrum informacji turystycznej i muzeum
– najstarsza latarnia morska w Oregonie
– poddana gruntownemu remontowi w latach 2007-2008, otwarta ponownie w 2010
– w 2012 roku hrabstwo Douglas przejęło na własność latarnię morską i starą soczewkę
– teren z latarnią przylega do parku stanowego Umpqua Lighthouse
– wieża otwarta codziennie od maja do października darmowo oraz od piątku do niedzieli w marcu, kwietniu, listopadzie i grudniu (niewielka opłata)

Poniżej widok lotniczy z marinas.com

Poniżej archiwalne historyczne zdjęcia roku 1892 i 1934, fot.  Coast Guard Museum Northwest (lighthousefriends.com)

Poniżej stara kartka pocztowa z leuchtturm-welt.net i fotografia z 1962 roku - Coast Guard

Poniżej ujęcie satelitarne i Street View - Google Maps


Zdjęcie na niedzielę - 28 czerwca 2020

To ostatnie takie widoki plaży kuźnicznej. Dlaczego? Od tego roku inaczej ją zapamiętam, bo przeciwdziałając ubywaniu plaż teraz już w Kuźnicy, podobnie jak kiedyś w Chałupach, mamy paliki wbite w morze.

Dlatego ta fotografia ma znaczenie. Już tak nie będzie. A to dla mnie kwintesencja tego miejsca i esencja wspomnień. Ciekawe jak odbiorę nowy "wizerunek" plaży w wejściu nr 33.

Fot. Latarnica / czerwiec 2019


Zdjęcie na niedzielę - 21 czerwca 2020

Co może lepiej oddać wakacyjny klimat niż zdjęcie z upalnego przedpołudnia podczas wakacji na Półwyspie Helskim w 2019 roku?

Ta fotografia została zrobiona w Kuźnicy na wysokości jej części zwanej Syberią. Oj był wtedy skwar i na takie same klimaty podczas urlopu liczę i w tym roku.

Fot. Latarnica / czerwiec 2019


Przerwa wakacyjna

Moi drodzy miłośnicy latarni, jak co roku II połowa czerwca to dla mnie czas wypoczynku ale i zbierania nowych informacji i robienia zdjęć, którymi będę was obdarowywać przez kolejny rok.

Na razie Latarnica się odmeldowuje i oddycha morskim powietrzem. Po powrocie wrócę do regularnych wpisów. Mam nadzieję, że to będzie dobry urlop z licznymi ekscytującymi latarnianymi spotkaniami.

Fot. Latarnica / Kuźnica 2019


Zdjęcie na niedzielę - 14 czerwca 2020

W ostatnią przedwakacyjną niedzielę niechaj w cyklu fotograficznym porządzi kuźniczy kot Pomykacz z mariny. Nie będę ukrywać, przez cały rok bardzo tęskniłam do "moich" nadmorskich kotów.

W marcu musiałam rozstać się z moim domowym przyjacielem 12-letnim kotem Errorem. Tym bardziej spragniona jestem kociego futerka i mruczenia.

Na zdjęciu Pomykacz, jeden z tych niedotykalskich łobuzów z mariny. Obok Chłopaka zza winkla i Nieśmiałka regularnie przychodzi do mojej stołówki nad wodami zatoki. Kocham go za jego niezależność i kocią piękność.

Fot. Latarnica / czerwiec 2019


Wakacje 2019 [13] - ptaszarnia

Dziś trzeci i ostatni przyczynek, który bardzo mnie kusił, aby odwiedzić po raz kolejny Muzeum Helu. Po makiecie latarni z Góry Szwedów, po makiecie Kurhausu z lat świetności kąpieliska i uzdrowiska Hel, muzealna ptaszarnia skusiła mnie, abym z bliska poprzyglądała się przepięknym pawiom i innym latającym stworzeniom.

Fot. Latarnica/ czerwiec 2019.


Wakacje 2019 [12] - mini Kurhaus

Podczas letnich wakacji w 2019 roku miałam trzy główne powody, dla których po raz kolejny odwiedziłam Muzeum Helu. Były to: po pierwsze przeróżne gatunki ptactwa spacerujące po terenie muzeum, w tym przecudne pawie; po drugie wstawienie do sali o historii latarnictwa modelu latarni z Góry Szwedów; po trzecie (i dziś będzie o tym właśnie) obejrzenie na własne oczy makiety słynnego helskiego Kurhausu (domu zdrojowego).

Nie będę udawać. Mam wyjątkową słabość do tej budowli. I jak zwykle moje słabości kręcą się wokół spraw, które juz nigdy nie nadrobię bo nigdy nie wejdę do Kurhausu ani go nie zobaczę. Obiekt nie istnieje i jak dotąd nie wypłynęły na żadnych archiwalnych zdjęciach jego wnętrza. Natomiast jego architektura pojawiała się na początku XX wielu na wielu (i później) kartkach pocztowych z kąpieliska Hel, które stawało się coraz bardziej modne i ekskluzywne. Początkowo nosił nazwę Kurhaus, później już spolszczone Dom zdrojowy i Hotel "Polonja".

Jak w realu wyglądał Kurhaus? Pocztówki z okresu jego działania pokazują że tak: (fot. aukcyjne, proszę zwrócić uwagę jak na jego tle pięknie widać przedwojenną białą wieżę latarni morskiej).

Tyle oryginał, możemy go odnaleźć w opracowaniach o historii Helu czy w sali muzealnej, gdzie reprodukcje pokazują jak wyglądał. Ale w centrum jednej z sal ekspozycyjnych mamy model tego budynku. I dla mnie było sporym przeżyciem obejrzenie go. Taki minimalny skok w czasie i możliwość wyobrażenia sobie jak to było stać na maleńkiej plaży tuż pod budynkiem z charakterystycznymi wieżyczkami.

Poniżej fotografie z Muzeum Helu.

Fot. Latarnica / czerwiec 2019

Poniżej kilka faktów z historii tego obiektu:
– pod koniec XIX wieku kąpielisko i letnisko hel staje się coraz popularniejszym miejscem dla wycieczek morskich turystów głównie z Gdańska i Sopotu
– obecność licznych turystów na tym niewielkim cyplu wymusiła już pod koniec XIX wieku ustawienie drogowskazów do plaży, latarni morskiej czy ruin Starego Helu oraz wyznaczenie ścieżek po wydmach
– na przełomie wieków były już w Helu pensjonat "Hotel Brzegowy", pensjonat administratora kąpieliska Hel "Waldhaus", później pensjonat "Helena" i prywatne domy letniskowe niedaleko cypla,
– letnicy lubili zachodzić do gospody "Lwia jama" na ulicy Wiejskiej, która funkcjonowała już od poł. XIX wieku, w swojej historii gospoda miała kilku właścicieli
– popularność kąpieliska i letniska Hel spowodowała, że podjęto decyzję budowy nowoczesnego Kurhausu; wznoszenie go rozpoczęto w 1898 roku
– projekt architektoniczny Kurhausu opracował niemiecki architekt Johann Friedrich Henkenhaf
– cały okres prac budowlanych zamknął się w rekordowo krótkim czasie 8 miesięcy
– uroczyste otwarcie nastąpiło 21 maja 1899 roku
– Kurhaus oferował 25 pokoi gościnnych - często z balkonami i w większości z widokiem na morze
– do budynku przylegała oszklona weranda i hale z ogrodami - co miało chronić przed silnymi wiatrami
– Kurhaus miał kilku dzierżawców, mimo wygód i bogatej oferty nie był opłacalny
– po I Wojnie Światowej obiekt przemianowano na Hotel Polonia
– w latach 1921-23 trzykrotnie przebywał w nim na wypoczynku Stefan Żeromski z córką Moniką
– w 1939 roku kompleks budynków Domu Zdrojowego był podmywany przez wody zatoki i zaczął się osuwać
– budynek przetrwał walki we wrześniu 1939 roku i rozebrano go dopiero w 1944 roku

Historia Kurhausu na podstawie "Tryptyku Helskiego" tom 1 i 2 Mirosława Kuklika


Latarnica poleca - vol. 29 - zeszyt helski nr 25

W zasadzie o książce Marcina Wawrzynkowskiego wydanej w serii helskich zeszytów mogłabym napisać jedno zdanie i brzmiałoby ono: "Brać w ciemno!"

Ale to czasami zbyt mało, nawet żeby przekonać miłośnika latarni morskich. Odbiorcą tej książki powinien być ktoś, kto sercem jest przy naszych rodzimych blizach, a na dodatek serce skradł mu rejon Półwyspu Helskiego. To tyle jeśli chodzi o Czytelnika idealnego. Ale na pewno "Latarnie morskie Półwyspu Helskiego" zadowolą kogoś i z mniejszą, i większą wiedzą tematu.

Autor pokusił się wziąć na warsztat tylko część naszego latarnianego wybrzeża. Dla mnie osobiście tego najlepszego. W publikacji poza początkowym ogólnym wprowadzeniem na temat historii latarń morskich i oznakowania nawigacyjnego przechodzimy do kolejnych rozdziałów, które są już omówieniem poszczególnych latarni.

25 zeszyt helski omawia latarnie: Rozewie I i II, Jastarnia, Jastarnia Bór (nieistniejąca), Góra Szwedów (wyłączona) i Hel. Na sam koniec jest słów kilka o tym czym zajmie się Autor - o modelarstwie czyli latarniach morskich w miniaturze.

Nie będę ukrywać, że trochę pomagałam przy narodzinach tej książki. Kiedy napisał do mnie Marcin - pomysł bardzo mi się spodobał bo jeszcze nikt nie potraktował wybiórczo tego odcinka wybrzeża pod kotem latarni w jednej publikacji drukowanej. udostępniłam część zdjęć i podsunęłam źrodła do pozyskania innych oraz doradziłam w kwestii materiałów, które warto przejrzeć, poczytać, czy uwzględnić. Ogrom pracy wykonał sam Autor, a efekt jest idealny.

Atutem tego wydawnictwa są świetne załączona ilustracje - i te historyczne i te współczesne. Mamy też ciekawe cytaty z literatury tematu. Omawiane historie poszczególnych latarń są ujęte rzeczowo i z pasją. Dłuższe wprowadzenie ogólnohistoryczne (do strony 48) fajnie nakreśla rolę i dzieje tych obiektów nawigacyjnych na świecie i w Polsce.

Jak na tak niewielką książkę ilość podanych informacji jest konkretna i nie traktuje tylko tematu po łepkach - jak czasami bywa w oprazownaich typu "polskie latarnie morskie" gdzie mamy kilka suchych faktów, parametry i stale powtarzane te same suche fakty. Przy lekturze czuje się, że to coś więcej, że Autorowi bardzo zależy na Czytelniku i tym co chce mu opowiedzieć. W moim prywatnym rankingu jedna z lepszych pozycji w tym temacie na polskim rynku wydawniczym.

Reasumując - Latarnica poleca! Dla początkujących miłośników tematu jak i tych szukających poszerzonych treści. Dla zakochanych w Półwyspie Helskim obowiązkowo!

Dane książki: 
Tytuł:  Latarnie morskie Półwyspu Helskiego
Autor:  Marcin Wawrzynkowski
Seria: zeszyt helski nr 25
Wyd. Muzeum Helu Stowarzyszenia "Przyjaciele Helu"
Rok wydania: 2019
Ilość stron: 110
Oprawa: miękka, klejona

Poniżej okładka i wybrane rozkładówki.

Autor tej książki jest wielokrotnie nagradzanym modelarzem i dzięki niemu placówka Muzeum Helu wzbogaciła się latem 2019 roku o przepiękny model do latarnianej sali. Jest to w skali latarnia na Górze Szwedów pod Helem. Poniżej tuż przed instalacją w sali muzealnej, jeszcze na terenie MOW w Helu i sam Autor ze swoją pracą. Wykonanie i detale na najwyższym poziomie. Polecam obejrzeć tą ekspozycję jak i całe Muzeum Helu. Więcej o tej chwili przekazania modelu w archiwalnym wpisu blogowym:

https://latarnica.pl/2019/08/23/latarnia-morska-na-gorze-szwedow-modele-muzealne/