Kocia strona wakacji 2019 [2]

W tym odcinku zobaczycie trochę taki koci mix fotograficzny. I nie znaczy to, że jeśli jeden konkretny kot się tutaj pojawi, to pokazuję już wszystkie jego zdjęcia, które udało mi się w 2019 roku pstryknąć.

Po prostu wiele z nich to koty, które pojawiały się już w poprzednich relacjach wakacyjnych i w tegorocznym cyklu wrzucam kocie galerie bardziej chronologicznie niż tematycznie. Bo i kocich zdjęć zrobiłam naprawdę dużo. I potrzeba na ich prezentacje wielu odcinków, a co lepsi modele/bohaterowie będą się tutaj powtarzać.

Pani Bułeczka

To kuźniczna dobra znajoma i nasza sąsiadka. Ja uważam, że jest wczasowiczką i latem pojawia się na swojej posesji. Bułeczka jest okrąglutka i trzykolorowa. Ale żywa z niej istotka. Kiedy sytuacja tego wymaga jest szybka i zwinna. Potrafi jednym susem wskoczyć na dość wysoki płot przeganiając niechciane kocury.

Maska vel Zorro

To kuźniczny niezależny kocur, który skusi się dobrym przysmakiem, ale jest nieufny i chadza swoimi ścieżkami. Często spaceruje między posesjami i chowa pod samochodami turystów.

Jurata

Kicia spotkana podczas jedynego spaceru po Juracie. Nie wiem czy to była koteczka czy kocur. Wyglądała na kociego seniora. Ale była głodna i rzuciła się na podane jedzenie. Siedziała między dwoma domami wczasowymi w kierunku wylotówki do Jastarni. Urzekła mnie swim dostojeństwem i taki kocim doświadczeniem widocznym w futerku i spojrzeniu.

Jaster

Rude kocie cudo spotkane przy starym domostwie niedaleko kościoła w Jastarni. Ponieważ mam słabość do rudych kotów, na ile pozwolił i się nie spłoszył obfotografowałam go. Kotuś był ciekawski i chętnie wyszedł na chodnik z terenu swojej posesji.

Fot. Latarnica / czerwiec 2019


Zdjęcie na niedzielę - 15 marca 2020

Na dziś planowałam zupełnie inne zdjęcie. Akurat również było w kociej tematyce, ale wakacyjne, pogodne. Życie jednak lubi zmienić plany.

W piątek 13 marca runął mój świat. Musiałam podjąć tą najtrudniejszą decyzję i zrobić to co jest dobre dla Przyjaciela, a dla nie mnie. Na pewno będzie kiedyś szerszy wpis, ale póki co ból jest tak ogromny, że mogę tylko (co przychodzi z ogromnym trudem) wstawić to zdjęcie.

Do zobaczenia Errorku, kiedyś, gdzieś... Przyjacielu, nauczycielu życia i odpoczywania.

Fot. Latarnica/ marzec 2020


Kocia strona wakacji 2019 [1]

Tworząc cykl postów o kocich spotkaniach podczas ostatnich wakacji, spróbuję chronologicznie przedstawić wszystkich spotkanych przedstawicieli tego gatunku. Będą wśród nich koty nowe i jak starzy dobrzy znajomi. A kto jako pierwszy przywitał mnie na wakacjach w 2019 roku w Kuźnicy? Niezawodni sąsiedzi: Arnoldzik, Rudzik i Gapcio.

Ta trójka kotów to starzy znajomi. Mieszkają na posesji po sąsiedzku więc ich spotkanie to raczej kwestia czasu, bo widuję ekipę od lat. Arnoldzik (vel Terminator) co roku wygląda marnie, a może i trochę swoim wyglądem straszyć. Ale to bardzo przyjazny kot. Mruczy, tryka baranki, chętnie podchodzi. Nasze pierwsze kontakty były mniej śmiałe. Nie miał tej ufności. Nie wierzę, że mnie pamięta czy kojarzy, ale może i we mnie jest mniej obaw więc chętniej do mnie podchodzi.

Rudzik zapuszcza się dalej w kuźniczne zaułki niż Arnoldzik. Ale jego nigdy nie dotknęłam, bo jest bardzo płochliwy i szybki. Swe rude futro ma przepiękne i jak nie wykonuję gwałtownych ruchów udaje mi się pstryknąć parę fotek.

Gapcio nic nie stracił ze swego gapowatego spojrzenia. To przemiły kotek w zgodzie dzielący teren z Rudzikiem i Arnoldzikiem. On również jest nieśmiały i płochliwy. Podejdzie bliziutko, ale nie chce być dotkany. Chętnie podje wysypane smakołyki.

Wcześniejsze zdjęcia tych kotów znajdziecie we wpisach z cyklu "Kocia strona wakacji" z 2018 roku.

Fot. Latarnica/ czerwiec 2019


Zdjęcie na niedzielę - 9 luty 2020

Jak wiecie, jeśli śledzicie ten blog i moje wpisy z wakacji z lat ubiegłych - są osobno wpisy i cały cykl o nadmorskich kotach. Tych zdjęć z lata 2019 roku będzie bardzo dużo, ale dziś jedno z moich ulubionych kocich zdjęć z Kuźnicy i ostatnich wakacji na Półwyspie Helskim.

Oto Stefan w kuźnicznym porcie czyli na plaży nad małym Morzem. To wariatuńcio i wspaniały kot. Spotkaliśmy się kilka razy i tak blisko się mnie trzymał, że ludzie myśleli iż to mój osobisty kot.

Fot. Latarnica / czerwiec 2019


Na koniec roku

Kończy się rok. Jeszcze kilkanaście godzin i przywitamy 2020. Jaki był ten miniony? Przede wszystkim zaskakujący.

Już w styczniu ogromne zaskoczenie gdy otrzymałam w Narodowym Muzeum Morskim medal i doceniono moje latarniane pasje. Wakacje na Półwyspie Helskim, które jeszcze w drodze wydawały mi się takimi, podczas których nie wyluzuję i nic mnie nie ucieszy, okazały się najlepszymi. Dotarłam do nowych miejsc (w tym ruin latarni Jastarnia Bór, ale o tym dopiero będzie), poznałam nowe osoby (w tym m.in. dyrektora Muzeum Helu, modelarza z Koszalina Marcina który stworzył piękny model Góry Szwedów), zrobiłam najlepsze zdjęcia kotów nadmorskich (tym też się dopiero pochwalę) i ponownie spotkałam Czochracza z Kuźnicy.

Lekturowo to również był dobry rok. Niemal same trafione w sedno książki, tylko wysokie noty. Kończę go z 90 książkami na liczniku i to dobra statystyka, choć wiadomo zawsze chciałoby się więcej. Bo lektur w kolejce są setki.

Właśnie kończę zbiórkę darów dla poznańskiego schroniska. To kolejne światełko w tym roku. Ludzie jak zwykle okazali hojość i pojechało kilka sporych transportów z pomocą dla podopiecznych schroniska. Bardzo wszystkim dziękuję!

Były też niemiłe doświadczenia, o jednym z nich pisałam niedawno we wpisie o 11 urodzinach mojego kocura. trochę tez sama posypałam się zdrowotnie i często nie dawałam rady psychicznie, ale uciekałam w lektury i latarnianą pasję.

Nowy Rok budzi we mnie obawy. Bo tak naprawdę nigdy nie wiemy co nas czeka. Trochę się tego boję. A jednak są też nadzieje. I ich się trzymam. Nadzieje na zobaczenie nowych miejsc, na nowe zachwyty literackie, na nowe możliwości leczenia kociego przyjaciela.

To tyle słów ode mnie. A na sam koniec, dziś 31 grudnia, życzę Wam drodzy Czytelnicy Latarnicy abyście doświadczali w nowym 2020 wiele dobra - od bliskich, od ludzi, od zwierząt. Dbajmy o przyrodę i planetę bo jest coraz gorzej. Odkryjmy w sobie pokłady empatii, pochylajmy się nad słabszymi i potrzebującymi. Faromaniakom nowych latarnianych wypraw. Wszyscy przecież czekamy na obiecane otwarcie dla turystów latarni Rozewie II.

Wszystkiego dobrego od Latarnicy! Dziękuję że tutaj jesteście, że czytacie, ze nadsyłacie swoje zdjęcia i opisujecie wrażenia.

Fot. Latarnica


11-te urodziny Errora

Kolejny data 28 grudnia w moim życiu. Kolejne urodziny futrzastego przyjaciela ze schroniska. Ale w tym roku to nie było takie oczywiste. Mamy za sobą bardzo trudne pół roku. Latem zmieniła się optyka i perspektywa. Jeden wypadek zatrząsł naszą stabilną relacją człowiek-zwierz. To miała być zwykła diagnostyka, zakończyła się udaną operacją w narkozie ale po niej w środku nocy nadeszło coś czego skutkiem był upadek z dużej wysokości i uderzenie głową o twardy mebel. Nie jestem jeszcze w stanie pisać o tym z detalami, mimo że mija prawie pól roku.

Ten sam wpis umieszczam dziś na facebooku kota Errora. Jestem go winna ludziom, którzy nas cały czas wspierali i nadal dają kopa do działania.

Dziś, 28 grudnia 2019 roku przypadają 11 urodziny Errora, a 9 lat jest już kocisko z nami i dzielimy życie na dobre i złe. To ZŁE przyszło do nas latem znienacka po zabiegu chirurgicznym Erusia w narkozie i ze skutkami walczymy do dziś. Tamtej nocy czułam, że świat mi się zawalił, że to już koniec... Patrząc na stan Erroka nie wierzyłam że może z tego wyjść. Ale w tym ciemnym tunelu byliście z nami WY - przyjaciele wirtualni i realni z Kociobuka. Dostaliśmy tyle dobrej energii, wsparcia, także tego materialnego na najpotrzebniejsze pierwsze badania, diagostykę, leki, preparaty. To że dziś świętujmy te 11 urodziny to dla mnie CUD, ale ogromna wiara była w was i wetach i nie pozwalaliście pomyśleć o poddawaniu się. 
Gdy dziś przypadkiem trafię na filmik lub zdjęcie z tego okresu (a celowo jeszcze nie jestem w stanie ich oglądać, bo tak są bolesne) to dopiero dostrzegam jak daleką drogę przeszliśmy (od kota nieruchomo leżącego w jednym miejscu, poprzez suwaczka wlokącego tylne łapki i nie załatwiającego się samodzielnie, poprzez fazę niekontrolowanych upadków i zawrotów do tego co jest dziś). Nie ma co ukrywać ogromna moc i chęć życia była także w tym małym kocim ciałku (niemłodym już) - które każdego dnia pokazywało, że da radę i pójdzie w postępach do przodu. 
Nie wiem CO przed nami, nie wiem ILE przed nami. Nie zamierzam dziś nic ubarwiać. Bo okazaliście tyle troski i pomocy, że też powinniście wiedzieć jak jest. Bywa że jest naprawdę bardzo źle. Okresy lepszej i gorszej kondycji przychodzą falami nawet w ramach jednej doby. Każdy dzień to wyzwanie. W tej chwili borykamy się z astmą, tarczycą, problemami neurologicznymi, nawracającymi problemami z pęcherzem czy kocimi nerwami i agresją. Errorek dostaje w tej chwili dobowo 9 leków. To dużo jak na kota trudnego w obsłudze. Do tego wagowo jest go połowa tego ile ważył w normalnym okresie stabilizacji zdrowotnej. Ale staramy się. Pilnujemy, dbamy, kochamy... Umowa adopcyjna to nie papier do wyrzucenia do kosza. To zobowiązanie na wielu frontach. Na lata. 
Przed nami w styczniu kompleksowe badania krwi, które pokażą w jakiej kondycji jest obecnie Eruś. Dlatego też chciałam bardzo zrobić z nim kolejną zbiórkę świąteczną. Trochę na innych zasadach, trochę mniej go obarczając. Ale pamiętał co to kontrola darów i że trzeba przy nich posiedzieć. Tyle możemy zrobić wspólnie, my i wy wszyscy. Nam szczególnie zależy, bo gdyby nie Schronisko dla zwierząt w Poznaniu nie byłoby naszej historii, relacji i tych 9 wspólnych lat. Nie jest lekko, bo od pół roku sypiam w systemie pobudka co 1-1,5 godziny aby dać mu jeść, ale wiem że przybranie na wadze to kluczowa sprawa. Waga w styczniu pokaże czy coś drgnęło.
A na razie żyjemy dniem bieżącym, a to oznacza dziś spokojne świętowanie. Bo dotarłam do punktu (data ego urodziny), który jeszcze parę miesięcy wstecz był dla mnie mrzonką i marzeniem. Ale jesteśmy tu razem dziś i teraz.
Jeszcze raz dziękuję wszystkim za każdy najdrobniejszy gest wsparcia i pomocy dla nas. Jesteście nieustającym wsparciem i inspiracją. Także kopem w tyłek, kiedy chciałoby się schować w kącie i już tylko płakać. Kto może niech wypije dziś toast za walecznego Erusia

A po uczcie dokładne mycie!

Fot. Latarnica / 28 grudnia 2019


Kocia strona wakacji 2018 [12]

Wszystko się kiedyś kończy. Ten cykl dotyczący roku 2018 również. Ale to otwiera nową furtkę na prezentację kotów uchwyconych w obiektywie w roku 2019.

Odcinek 12 nie wymieni koty z imienia. Te kuźniczne, które spotykam częściej musiałam "oswoić" i pogrupować nadając im konkretne imiona, ale koty spotkane raz bądź w innej miejscowości Półwyspu nie dostają imion. Co nie znaczy, że są mniej ważne. Ale na pewno wiem o nich mniej albo nic.

Galeria prezentowana poniżej to grupa kotów z jastarnickiego portu. Niezła banda, która chyba się lubi, a przynajmniej na pewno toleruje. Nie było łatwo je fotografować, bo towarzystwo bardzo ruchliwe. Ale przyjemność obserwacji ogromna. Niech zostaną roboczo nazwane jako Banda Porciaków.

Fot. Latarnica / Jastarnia czerwiec 2018

Na koniec jako bonus kilka kotów spotkanych tylko raz w Kuźnicy stąd pojawiają się tak anonimowo. Wielkim zaskoczeniem było spotkanie tego osobnika rasowego latającego samopas wieczorem przy torach kolejowych.

Fot. Latarnica / Kuźnica czerwiec 2018


I po promocji

W październiku br. odbyła się w sali edukacyjnej poznańskiego schroniska dla zwierząt promocja książki "Stefan, czyli historia (z) przypadku", którą pozwoliłam sobie na potrzeby Latarnicy zrecenzować (więcej: https://latarnica.pl/2019/10/07/latarnica-poleca-vol-25-stefan-czyli-historia-z-przypadku/ a o samym spotkaniu z autorką informowałam tutaj: https://latarnica.pl/2019/09/23/spotkanie-autorskie-dla-kociarzy/

Dziś, gdy już emocje opadły, a wszystko udało się tak jak planowaliśmy i nawet pogoda nam sprzyjała, chciałabym się z Wami podzielić fotorelacją z tego wydarzenia a nawet dwóch bowiem w Poznaniu było tak ogromne zainteresowanie, że odbyły się dwa spotkania autorskie z Małgorzatą Biegańską-Hendryk jedno po drugim.

12 października działo się tak - poniżej schronisko gotowe na promocję:

Fot. Latarnica

Pozwoliłam sobie do każdego ze spotkań wygłosić słowo wstępne. Fot. Bartosz 4x

Poniżej - tak było w salce edukacyjnej. Wszystkim przybyłym bardzo dziękuję! Było super!


6-ta zbiórka świąteczna dla poznańskiego schroniska

Drodzy Przyjaciele! Startujemy! W innych okolicznościach jak rok temu, w trudnych dla nas chwilach, bo Error nie jestem w takiej kondycji jak kiedyś ale nie dajemy się! Walczymy! Jeszcze nie potrafię zebrać słów o tym co wydarzyło się od jego urazu w lipcu, ale może taka chwila nadejdzie. Teraz wciąż to jest dla mnie zbyt bolesne i smutne.

Jak co roku rusza świąteczna zbiórka rzeczowa dla podopiecznych Schronisko dla zwierząt w Poznaniu. Przyjaciele, którzy są z nami od lat wiedzą wszystko. Dla nowych osób zasady i niezbędne informacje:

fot. pexels.com

I TY MOŻESZ POMAGAĆ! – czyli o(błędna) - errorkowata świąteczna zbiórka na rzecz podopiecznych ze Schroniska dla zwierząt w Poznaniu AD 2019.
I znowu mięło 12 miesięcy odkąd przyjmowaliśmy od Was dary i przekazywaliśmy dalej – tym którzy je najbardziej wyczekują. W końcówce 2018 roku nie zawiedliście i było jak zwykle hojnie. Tradycją już jest, że startujemy około 5-6 tygodni przed świętami, a sama zbiórka trwa do Sylwestra przez co ostatnie dary trafiają do potrzebujących już w nowym roku. To już 6 nasza akcja! Niesamowite i wzruszające, że nieśmiały spontaniczny pomysł stał się tradycją i sami pytacie czy w tym roku również działamy. Odpowiadamy, że TAK!

CO KUPIĆ ? CO PRZEKAZAĆ ? CO ZBIERAMY ? To co potrzebne. Karmy suche i mokre, przysmaczki, preparaty witaminowe i zdrowotne, koce, ręczniki, zabawki, legowiska, drapaczki i wszystko to co może się przydać, a co tutaj nie wymieniliśmy. Nic nie narzucamy i nie stawiamy żadnych wymagań ilościowych. Najdrobniejszy gest ma sens.

JAK POMAGAĆ? Zasada jest prosta. Darczyńcy z Poznania mogą podesłać do nas paczki. W tym roku po raz kolejny wspomaga nas bardzo partner logistyczny, którym jest poznański oddział PickPack. Bez niego byłoby kiepsko. Jeśli masz w domu uszykowane dary, a nie możesz ich sam przetransportować czy w inny sposób wysłać czy przekazać daj nam znać na priv na fan page https://www.facebook.com/kot.ERROR/. Kurier od zadań specjalnych podjedzie i odbierze, a potem przekaże Schronisku.

Darczyńcy z kraju czy zagranicy przesyłają paczki na nasz adres lub robią zakupy w sklepach internetowych i podają nasz adres wysyłki.

Jeśli nie macie czasu na szukanie, i kupowanie zawsze możemy coś podpowiedzieć czy się dogadać i prosimy wtedy o kontakt na priv. Przekazana suma zostanie w całości wydana na podarunki i rozliczona. Wszystkie zapytania kierujcie - facebookowy fan page kota Errora.

CO Z NASZEJ STRONY?
Co damy z naszej strony? Jak zwykle osoby mające swoje strony i kocie fan page na FB dostaną na swoją stronę pamiątkową grafikę z podziękowaniem za przystąpienie do akcji – w tym roku Wasze zdjęcie będzie wisieć nad kominkiem w przygotowanym motywie świątecznym. (tegoroczny motyw poniżej - w miejscu Errora pojawi się foto darczyńcy). Wasze zdjęcie lub zdjęcie waszego zwierzaka pojawi się w Galerii Darczyńców z podziękowaniem za przystąpienie do zbiórki.

ŻADNYCH OGRANICZEŃ
Zapraszamy do bycia Darczyńcą i podkreślamy, że nigdy nie liczy się ilość, ale fakt otwarcia serca dla potrzebujących. Więc równie mocno cieszy nas pojedyncza puszka jak ich cała paleta. Dary będą systematycznie pokazywane, bo wszystkie oglądam i daję im prawo wywozu do kociarni schroniska. Co roku pomagamy głównie kotom, ale równie chętnie przyjmiemy też podarunki dla naszych psiaków.

Z góry wielkie errorkowate MIAUU i… 3… 2… 1… CZAS START!

I pamiętajcie! Nie kupuj… ADOPTUJ! Cudowni przyjaciele i koci terapeuci czekają w kociarni ma DOM.


Kocia strona wakacji 2018 [11]

Dla tego kota musiał zostać zarezerwowany osobny odcinek. Lata wstecz nie podejrzewałam, że zostanie tym najważniejszym. Ale życie tak się potoczyło, że spotykamy się już kilka lat i teraz nie wyobrażam sobie Kuźnicy bez Czochracza.

Panie, Panowie! Oto ON! Kot, z którym załapałam niesamowity kontakt. A raczej ten kot pozwolił na to, by nasza więź i relacja w ogóle się rozwinęła.

Czochracz – niech imię was nie zmyli. Owszem, uwielbia mizianki ale tylko na jego zasadach. Kiedy nie wpasujesz się w jego nastrój, miejsce dotyku, wykonasz gwałtowniejszy ruch - oj można dostać niezłe baty z pazura i zębów. Ale gdy potraktujesz to bure ciałko tak jak lubi i w danej chwili chce, to można się nieuleczalnie zachwycić i zakochać na zawsze.

Czochracz jest jedynym kotem wakacyjnym, który wzbudza we mnie uczucia bliskie jedynie temu co czuję w domu do mojego Errora. Porusza mnie całą swoją czochrowatością, niezależnością, wariactwem, nieprzewidywalnością, słodyczą, kondycją i gibkością. Kiedy chce to tu i teraz, kiedy nie chce to zmykaj człowieku i nie napastuj!

Ale Chochracz - po przebyciu za dnia sobie tylko znanych kuźnicznych dróg - pamięta, gdzie jestem, gdzie może podejść aby podjeść, być wyczochranym, pobyć blisko ale bez dotyku, po prostu posiedzieć wspólnie i poturlać się u stóp w słonecznej plamie. Nie wiem gdzie jest jego stała baza i meta. Podejrzewam że ma dom, ale wraca tam tylko na noc. Jest na to zbyt czysty i dokarmiony.

To dla Czochracza wybieram zimą i wiosną dobre kocie menu które mu zawiozę, dla Czochracza szoruje porcelany na kwaterze bo mokra karma tylko z eleganckiego talerzyka, a miseczka wody to kryształowa czara. On na to zasługuje. Jest królem podwórek i płotów. Uwielbiam ten dźwięk za plecami - szuranie pazurów po drewnie. A co to? A kto to? To Czochracz wspina się po płocie i zaraz będzie przy mojej nodze gotowy do głasków i czułych słów zachwytu.

Macie takie koty na swoich wyjazdach? Istoty wyjątkowe i zdawałoby się całkowicie nas rozumiejące? Uwielbiam tego burasa z jednym chorym okiem. Podejrzewam, że na nie nic nie widzi, bo jeśli poruszyć dłonią to tylko od strony zdrowego oczka. Inaczej panicz może się bardzo wystraszyć, a tym samym zaatakować dłoń. Ja już się tego nauczyłam. I respektuję te zasady.

Poniżej przegląd zdjęć (ach jak trudno było dać ich mniej!) z naszych chwil w Kuźnicy w 2018 roku.

Fot. Latarnica / czerwiec 2018


Latarnica poleca - vol. 25 - Stefan czyli historia (z) przypadku

Pod koniec września informowałam na Latarnicy o planowanym na 12 października spotkaniu autorskim promującym książkę "Stefan" w moim rodzinnym Poznaniu. Zostało do niego zaledwie kilka dni i mam nadzieję, że te osoby, które spotkam w salce edukacyjnej Schroniska dla zwierząt w sobotę są równie podekscytowane jak ja.

W tej chwili nie wiem, czy fakt, że lektura "Stefana" już za mną to mój atut czy trochę jednak strata i smutek, że to na co czekałam całe lato minęło i nigdy nie wróci już pierwsze czytanie tej historii - kiedy każda kolejna strona jest niewiadomą i odkrywa kolejne rozdziały obrazu pewnej relacji. RELACJA to słowo klucz dla tej książki. Bo to nie jest zwykła historia o zwykłym kocie. Z resztą pisanie o jakimkolwiek kocie, że jest zwykły to ujma dla tego gatunku, bo każdy jest inny i wspaniały. I jest po prostu sobą.

Życie stawia na naszej drodze różne wyzwania i istoty. Piszę "istoty" bo nie zawsze są to ludzie. Bywa, że zwierzęta. Tak było w przypadku Autorki, kiedy na jej życiowej drodze pojawił się nagle i nieplanowanie on - Stefan. Odkąd ich ścieżki się skrzyżowały była już tylko relacja Małgorzata - Stefan i Stefan - Małgorzata. Naczynia połączone, historia cudu ocalenia i walki o kruche i słabe życie.

Wierzę, że zwierzęta nas wybierają (jeśli dochodzi do bezpośredniej konfrontacji) lub sytuacje tak się układają, że coś się musi wydarzyć i potrząsnąć naszym życiem, a często i przewartościować je. To wszystko przeżyła Autorka. Doświadczona już obecnością kotów w swoim życiu, ale czy od razu gotowa na to wszystko co przyniosły kolejne lata życia ze Stefanem?

Bywają koty bezproblemowe, stabilne zdrowotnie, towarzyszące nam na co dzień bez wielkich akcji BUM - takich kiedy świat się nam wywraca do góry nogami. Stefan był jednak specjalistą od akcji BUM. Dostarczył swojej opiekunce wiele sytuacji, gdy trzeba było szukać rozwiązań, nie poddawać się, nie załamywać, nie oglądać wstecz. Bo on sam w tym wszystkim był przecież Wielkim Wojownikiem.

Znaleziony i przygarnięty w fatalnym stanie fizycznym, z ostrożnymi rokowaniami, każdego dnia pokazywał i udowadniał, że jest i chce tu na tym świecie dalej kroczyć na swoich białych łapkach. Jakże to znam i jak mocno przemówiła do mnie ta historia! Sama jestem opiekunką kota, który postawił mnie w tak wielu trudnych do przejścia sytuacjach, bywało że i granicznych i balansowaliśmy po cienkiej linii. A jednak pokazywał mi, że skoro sam walczy to jakże ja mogłabym się poddawać i wątpić.

Czym jest ta książka? Mieszanką gatunków. Ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Z jednej strony to osobista historia Małgorzaty i Stefana, ujawniająca wiele z prywatnego życia Autorki, także o innych zwierzętach które na dłużej lub krócej przewinęły się przez jej dom. Ale bez szczerej prywaty nie byłoby w tej opowieści prawdy i przysłowiowego pazura. Więc gratuluję takiego otwarcia się i odważnego pokazywania nie tylko tego co było dobre i łatwe.

Z drugiej strony to konkretny poradnik radzenia sobie w trudnych i stresowych sytuacjach dla opiekuna kota. Przy okazji omawiania zdrowotnych pertubacji na stefanowej drodze kociego żywota mamy konkretne propozycje rozwiązań, podpowiedzi, sugestie do określonej diagnostyki itp. Bardzo potrzebne i pomocne. I nawet jeśli ktoś dotychczas nie miał większych problemów ze swoim mruczkiem na pewno z zaciekawieniem o tym wszystkim przeczyta i będzie mieć na uwadze w przyszłości.

W tej książce jest wiele punktów zapalnych, kiedy czytałam o wydarzeniach z wypiekami na twarzy, przyspieszonym biciem serca lub wstrzymanym oddechem (naprawdę!). Były i chichotanie pod nosem i sterty mokrych chusteczek. Od razu więć o tym co wrażliwszych Czytelników uprzedzam. Podczas czytania na bieżąco pisywałam do Autorki, bo czułam potrzebę dzielenia się tymi wszystkimi emocjami. Mam nadzieję że i wam dostarczy ta lektura sporo przemyśleń i cały wachlarz odczuć. Dla kociarzy rzecz wartościowa i naprawdę pożyteczna.

Dziękuję Autorce za końcowy rodział Co dalej? Czyli to, czego boję się najbardziej... Bo każdy opiekun zwierzaka, miewa takie chwile gdy myśli jak to będzie, kiedy, czy po naszej stronie będzie ta decyzja... To ważne aspekty i choć tak trudne, warto sobie to wszystko przemyśleć i poukładać.

I choć będąc w relacjach my-kot nie wyobrażamy sobie życia bez naszego pupila, myślę, że ważne jest podwójne przesłanie tej książki - z jednej strony wpisuje się w kampanię Kocham - nie porzucam i ukazuje jak istotna i niezbędna jest nasza obecność także wtedy, gdy nie dzieje się dobrze, a z drugiej bez względu na końcowy ból straty pamiętajmy - że zwierzęta chciałyby byśmy na ich miejsce przygarnęli inną istotę w potrzebie.

A żeby nie było tak smutno na sam koniec nawiążę do motta, które pojawia się na początku historii Stefana. Jego autorem jest Philippe Ragueneau, a brzmi: To nie my wybieramy sobie kota. To kot wybiera nas. Bądźmy więc czujni i pielęgnujmy to co mamy, ale i miejmy oczy szeroko otwarte. W relacjach ze zwierzakami nie ma strony stratnej. Korzystamy i my i nasi podopieczni. My może i czasami nawet więcej, bo mnie nieustannie zadziwia jak wspaniałymi istotami są tzw. zwierzęta towarzyszące, a jak okrutnymi potrafią być ludzie.

Jednym zdaniem: jeśli zachwyca cię kot domowy jako istota piękna i doskonała, jeśli dbasz o dobrostan swojego zwierzaka, jeśli dzielisz życie z kotem (kotami) lub wkrótce zaczniesz taką przygodę ta książka jest zdecydowanie dla Ciebie! Po prostu: Latarnica poleca!

Dane książki: 
Tytuł:  Stefan czyli historia (z) przypadku
Autor:  Małgorzata Biegańska--Hendryk
Fotografie: z archiwum Autorki oraz Monika Małek
Rok wydania: Gliwice 2019
Ilość stron: 248
Oprawa miękka ze skrzydełkami

Fot. Latarnica


Spotkanie Autorskie dla kociarzy

Mam tą ogromną przyjemność być razem z moim kocurem Errorem jednym patronów medialnych tej wspaniałej publikacji "Stefan, czyli historia (z) przypadku", która swoją premierę miała we wrześniu 2019 roku.

Bardzo nam zależało, aby również w naszym mieście (Poznaniu) odbyło się spotkanie Autorskie z możliwością zakupu książek i zdobycia wpisu Autorki. Na rękę poszło nam poznańskie Schronisko dla zwierząt, z którego gościnności skorzystamy bowiem dają nam swoją salkę edukacyjną.

Już teraz zapraszam na drugi termin (bo na pierwszy natychmiast zarezerwowano miejsca) i informuję, że Poznaniacy mogą przybyć na spotkanie 12 października do siedziby schroniska przy ulicy Bukowskiej. Rezerwacja przez wydarzenia na facebooku - więcej info na https://www.facebook.com/KociBehawioryzm/ i https://www.facebook.com/schronisko.dla.zwierzat.poznan/

Będę tam również i ja, bowiem króciutko wprowadzę na nie przybyłych. Poniżej banerek promujący poznańskie spotkanie:

Poza tym od razu informuję, że autorka jeździ po Polsce z serią spotkań, poniżej daty i miasta. Może akurat będzie wam po drodze. Zapewniam, że warto.

A kim jest Autorka? O sobie pisze tak:

Nazywam się Małgorzata Biegańska-Hendryk, jestem technikiem weterynarii, zoodietetykiem, dyplomowanym behawiorystą zwierząt towarzyszących i autorką książek o kotach (więcej na mój temat można przeczytać na mojej stronie: https://kocibehawioryzm.pl/o-mnie/ ). Jestem też autorką wielu artykułów specjalistycznych, prowadzę kociego bloga, a w 2015 roku ukazała się moja pierwsza książka - poradnik "Co jest, kocie? Wszystko, co musisz wiedzieć, aby zrozumieć swojego kota", który jest jednym z najpopularniejszych poradników o kotach sprzedawanych w Polsce (w tym momencie rozchodzi się IV nakład). Poza tym prowadzę też szkolenia i zajęcia edukacyjne dla kocich Opiekunów, które cieszą się dużym zainteresowaniem.

O powstawaniu tej książki wiedziałam na etapie jej pisania. Od początku jej bardzo kibicowałam. Mam już za sobą lekturę i same dobre wrażenia, którymi podzielę się w osobnym wpisie recenzenckim z cyklu Latarnica poleca.

Poniżej bohater książki.

Poniżej migawka ze spotkania w Szczecinie (następny w kolejności jest już Poznań!) i Autorka przy reklamowych banerach.

Wszystkie koty są wspaniałe, doskonałe i niezwykłe, ale są takie jak Stefan, które wymagają swojej własnej książkowej historii. Warto ją poznać. I za nią bardzo Małgorzacie dziękuję.

Kto może niech przybywa, a was kociarze z Poznania chętnie poznam. Serdecznie zapraszam w sobotę do Schroniska dla zwierząt!

Poniżej nasze logo na tylnej okładce (kot Error) i nasz egzemparz już wyczytany. Książkę można również zamawiać przez internet przez stronę https://kocibehawioryzm.pl/publikacje/stefan/


Kocia strona wakacji 2018 [10]

Pomału zmierzam ku końcowi prezentacji kotów spotkanych podczas letnich wakacji w 2018 roku. Być może dojdą jeszcze jeden/dwa odcinki i będę mogła skupić się na tegorocznych jakże wspaniałych rozmruczanych spotkaniach (głownie w Kuźnicy).

Dziś poznajcie Szczuplaka (chłopak po sąsiedzku - ale prawie zawsze tak jest, bo w Kuźnicy wszędzie blisko). Szczuplak pojawił się pewnego dnia jako kot wczasowicz w tzw. przyczepach nazywanych domkami holenderskimi. Był kotem nieufnym. Nie bardzo interesowali go obcy ludzie ani nie kusiły przysmaki. Miał w oczach jakiś smutek.

Fotografowałam go na spokojnie tylko w jeden wieczór. Bo nikt akurat się nie kręcił z ludzi po posesji z przyczepami. Nie nawiązała się między nami relacja, bo Szczuplak jej nie potrzebował. Po prostu był i chcąc nie chcąc mi zapozował. Dwa kady Szczuplaka w słońcu trafiły się przypadkowo. Jednego ranka wybrał się poza swój teren i pobuszował po posesji naprzeciwko. O mało co, a trafił by do Pani Bułeczki. A ona potrafi kawalerów pogonić. Ale dowody na to będą na zdjęciach z tegorocznych wakacji.

Za jego posesją kręciły się inne kuźniczne koty. Może go to stresowało i denerwowało. Na pewno był wsród nich kolejny kot do przedstawienia. Poznajcie słodziaka, którego stała mina i spojrzenie wpłynęły na nadane przeze mnie imię. Oto Gapcio - mieszkaniec Kuźnicy.

Gapcio mieszka, czy też raczej kręci się i stołuje, na tej samej kwaterze co spotykam Rudzika, Sąsiadkę i Arnolda. Na drugim zdjęciu w tle kadru pojawił się Arnold.

Gapcio to łagodny kotek. Nie bardzo ufny, ale pomału i drobnymi kroczkami oswaja się z towarzystwem obcego człowieka (czytaj: fotografa) i z zaciekawieniem podejdzie do rozsypanych przysmaczków. O głaskaniu nie ma mowy. Ale wszystko wynagradza to słodkie pysio i cielęce gapowate spojrzenie.

Od razu ujawnię, że Gapcia spotkałam również w tym roku. Był już śmielszy i zrobiłam mu parę fajnych zdjęć. Liczę na kolejne spotkanie za rok. Podejrzewam, że Gapcio może być koteczką. Jest spokojny względem innych kotów, nie wchodzi w konflikty. W domu zapewne byłby miłym przytulaskiem.

Na dwóch ze zdjęć towarzyszy mu bohater kolejnego odcinka. Bury Czochracz to kot (do teraz nie wiem, czy kotka czy kocur) ktory zasługuje na osobny odcinek. Nasza relacja jest wyjątkowa i trwa już parę sezonów. Ale niechaj wkrótce opowie się sama.

Fot. Latarnica / Kuźnica czerwiec 2018


Zdjęcie na niedzielę - 4 sierpnia 2019

Pierwszą niedzielę sierpnia chciałabym uświetnić obrazkiem już z tegorocznych wakacji w Kuźnicy. Dla mnie ten kadr jest idealny. Nie technicznie, ale motywem.

Bo co my tutaj widzimy? Jest Zatoka Pucka, na dalekim planie w tle łódka, poza tym molo z kuźnicznej mariny i wolno bytujący kot. Ode mnie otrzymał imię Pomykacz i spotykamy się już kolejny rok.

Pomykacz jest zadbany, dobrzd odkarmiony. Dbają o to panie z informacji turystycznej w Kuźnicy.

Fot. Latarnica / czerwiec 2019.


Kocia strona wakacji 2018 [9]

I choć w kolejce czekają na swoją prezentację koty z tegorocznego pobytu nad morzem wciąż ma do pokazania mruczących przyjaciół z 2018 roku.

Dziś również pozostajemy w Kuźnicy. Chciałabym Wam pokazać dwa kocury. Jednego z nich ponownie spotkałam w tym roku. Drugiego niestety nie. Jeden bytował na stacji PKP Kuźnica, drugi pomieszkuje prawie po sąsiedzku w stosunku do naszej kwatery.

Kotem peronowym był Jajcarz. Imię dostał nie od swego charakteru i żartowania ale faktu, że był kotem niekastrowanym i hojnie obdarzonym przez naturę.

Jajcarz to taki kocur, który podobnie jak kiedyś peronowy Zdenek, wiele już przeżył i niejedną ostrą walkę stoczył. Wszystko to odbija się na jgo marnej posturze i wyglądzie - ma liczne rany i zadrapania i jest mocno szczupły.

Kocur nie był ufny, ale głód robił swoje. Zazwyczaj odczekał aż się oddalę i szybko wcinał co tylko dostał. Ale po którymś juz spotkaniu pozwalał mi dość blisko podejść. Obecność innych kotów go nie zniechęcała. Raczej je przeganiał lub odsuwał się w cień.

Jego rewirem zdecydowanie była stacja i najbliższa okolica torów. Tam go zastawałam i tam się odnajdywał. Oto Jajcarz.

Kocim sąsiadem, mieszkającym po stronie zatoki, jest natomiast Arnold (vel Terminator). Imię otrzymał po kocie z poznańskiego schroniska, który go bardzo przypominał. Kocur może odstraszać wyglądem, ale nic bardziej mylnego. To nie jest typ zabijaki i agresora do ludzi.

Jak widać po fotografiach nie jest w najlepszej kondycji zdrowotnej. Podejrzewam też, że wiekowo jest całkiem kocim seniorem, ale może ten wygląd tak myli. Doskonale radzi sobie żyjąc w kocim stadzie (na tej samej posesji mamy też Rudzika, Gapcia czy Sąsiadkę).

Arnolda bardzo lubię. Początkowo jest nieufny, ale potem całkiem odważnie podchodzi do człowieka. jedzonko chętnie wcina i lubi delikatne drapanie po głowie. Pięknie wtedy pomrukuje.

Fot. Latarnica / czerwiec 2018


Zdjęcie na niedzielę - 14 lipca 2019

Dziś w cyklu niedzielnym pierwsze zdjęcie (poza projektem Kuźnica AD 2019) z tegorocznych wakacji na Półwyspie Helskim. Bohaterem portowej fotki jest kot Pomykacz z kuźnicznej mariny.

Za jakiś czas wrzucę jego więcej zdjęć, bo mimo swej płochliwości pozował jak urodzony model (za sowitą opłatą chrupek oczywiście i drobiowych przysmaków).

Takie połączenie tematu jak wody zatoki, nadmorskie kamienie częściowo pokryte roślinnością i kot wypatrujący ofiary (pewnie rybki) - to perfekcyjny kadr wakacyjny. Do tego pora wieczorna, pomału zachodzące słońce. Uwielbiam tą fotografię.

Fot. Latarnica / czerwiec 2019


Kocia strona wakacji 2018 [8]

Absolutnie nie mogę rozpocząć wrzucać tutaj wpisy z kociego lata AD 2019 skoro jeszcze trochę zostało do pokazania z ubiegłego roku. Mogę już teraz uprzedzić, że tegoroczny czerwiec naprawdę darzył mi kotami. To było pod tym względem hojne lato w Kuźnicy.

Ale na razie wracam wspomnieniami do czerwca 2018. To już ósmy odcinek tej serii, a nie pokazałam wam tak ważnych dla mnie kotowatych jak Szyszka czy Salomon. To nie byle jacy koci znajomi, bowiem spotkałam ich w 2018 roku po raz kolejny. Zatem popatrzcie na nich, bo pierwsze wzmianki opublikowałam o nich już w 2017 roku w podobnym powakacyjnym cyklu.

Szyszka - koteczka ze stacji PKP Kuźnica. Ma gdzieś w pobliżu swój domek (ja obstawiałam domki w stylu miejskich działek rekreacyjnych za torami po stronie otwartego morza), ale głowy nie dam, że tak jest. Lata wcześniej kręciła się po prostu bliżej budynku stacji i cały czas spędzała przy przejściu na perony i pobliskich krzewach. W 2018 roku kręciła się po dalszych peronach i znikała na działkach za torami.

Szyszunia jest przecudnej urody szylkretką o przewspaniałym ufnym charakterze. Barankuje, tryka i wywala brzusia na zawołanie. Do tego pomrukuje i depta w miejscu z podekscytowania, gdy dotyka ją ludzka dłoń.

Potrafiła mi towarzyszyć w oczekiwaniu na pociąg póki nie wjeżdżał na stację. Nigdy nie potrafiła się zdecydować czy chce akurat jeść czy skorzystać z obecności człowieka i miziania futra. Najczęściej kończyło się jednym i drugim z małymi przerwami.

Salomon mieszka od lat w domu przy wejściu nr 33 na kuźniczną plażę. Jest to tzw. wejście główne bowiem w sezonie na tym odcinku plaży jest ona strzeżona przez ratowników (ach te malownicze, jakże fotogeniczne niebieskie domki!).

Salomon to starszy już kot. Dystyngowany, powolny, nigdzie się nie spieszący. Ma najpiękniejsze kocie futro jakie widziałam. Chodzi mi nie o umaszczenie ale jego jakość. Takiego blasku i miękkości czerni jeszcze nie doświadczyłam gdzie indziej. Myślę, że to zasługa rybek, bowiem jego pan (słyszałam jak miejscowi mówią o nim Zbyszek) ma na plaży łódkę i łowi świeże rybki.

Na pewno Salomonowi się z tego powodu nieźle darzy. A to przekłada się na jakość futra. Kocur nie lubi się mocno oddalać od domu. Kręci się czasami w przejściu i przechodzi przez tory kolejowe siadając w wejściu na plażę czy na ścieżce wzdłuż wydm. Czasami siedzi na daszku przybudówki. Nie jest zbyt ufny. I dość trudno go dobrze sfotografować. Te zdjęcia poniżej to prawdziwy sukces.

Imię otrzymał od salomonowej mądrości. Jako kocur starszy powinien jej mieć już całkiem sporo. Przypomina mi również bohatera wspaniałej opowieści książkowej "Salomon. Kot, który leczył dusze" Sheili Jeffries.

Fot. Latarnica / 2018.


Kocia strona wakacji 2018 [7]

Kolejne wakacje tuż tuż, a ja wciąż mam do pokazania koty spotkane na naszym wybrzeżu w roku 2018. Dziś kolejne wspaniałe egzemplarze kotowatych. Wszystkie z Kuźnicy (Hel). A o kim dziś ta opowieść? Poznajcie Mini, Chłopaki zza Winkla oraz Krawacika.

Mini

Z Minim to dziwna historia, bowiem pojawił się jeden jedyny raz w kuźnicznym porcie, przy ławeczkach, na których często siedzą miejscowi lub wczasowicze.

Nie wyglądał za dobrze, był malutki i byłam pewna, że zlokalizuję niedługo jego kocią mamę i rodzeństwo. Chciałam nawet kogoś z miejscowych o kotka wypytać, ale jak się pojawił i najadł tak zniknął i mimo mojego zachodzenia w to samo miejsce o różnych porach, nigdy już tam nie przyszedł. Nie widziałam go też w innych miejscach.

Chłopaki zza Winkla

Jedni z moich nowych ubiegłorocznych ulubieńców. Fantastyczny duet kocich przyjaciół. Od razu widać było ich więź i to, że lubią spędzać razem czas. Trzymali się blisko siebie, dzielili jedzonkiem, ocierali, szli w tym samym kierunku.

Chłopaki kręciły się w okolicy mariny w Kuźnicy i zaplecza tamtejszej restauracji. Lekko z dystansem do ludzi, ale jedzonko chętnie zjadali.

Krawacik

Krawacik to też kotek spotkany raz, a może dwa... Kręcił się bliżej portu i posesji mieszkalnych. Lubił sobie poleżeć, nie wybiegał na jedzenie. Raczej systematycznie dokarmiany łazęga.


Kocia strona wakacji 2018 [6]

W kolejnym odcinku prezentacji kotów spotkanych na wakacyjnym nadmorskim szlaku wciąż pozostajemy w zakoconej Kuźnicy.

Dziś chciałabym wam zaprezentować Paczacza, Parkingową oraz ekipę Porciaków. Były to koty spotykane kilkakrotnie podczas całego wakacyjnego pobytu nad morzem.

Paczacz upodobał sobie posesję ze wspaniałym białym domem od strony zatoki. Uwielbiam tą uliczkę i nieruchomość, na której posesji jest również fantastyczny domek na drzewie. Ten kocur (przyjęłam że to był ON) do południa lubił siedzieć na bruku podjazdu dla samochodów i tak sobie na siebie patrzyliśmy. Nie miał ochoty nigdy bliżej podejść. Ale swoim urokiem osobistym mnie nieustannie czarował. Przepiękny buras o charakterystycznym wyrazie pyszczka.

Parkingowa (tutaj płeć kota również założyłam czysto hipotetycznie) to fantastyczny okaz kotowatych. Całkiem dobrze odkarmiona, urocza lubiła siedzieć na parkingu przy jednej z posesji nad zatoką. Tylko tam ją spotykałam. Siadywała pośród aut i wlepiała swoje zielone spojrzenie we mnie, gdy pojawiałam się znienacka i próbowałam zrobić jej zdjęcia. Moje nieudolne próby podejścia i fotografowania wzbudzały w kotce nerwowość więc mimo kilku spotkań udało mi się tylko pstryknąć te trzy zdjęcia. Wolałam po prostu tam przechodzić i napawać wzrok pięknem kota parkingowego.

Porciaki to grupa kilku kotów (od 2 do 4: buras, czarny i dwa łaciate) lubiących posiedzieć i poleżeć przy wąskim przejściu z kontenerami na odpady prowadzącym do jednej posesji nad zatoką przy kuźnicznym porcie.

Tylko czarno-białe były niepłochliwe i udawało mi się podejść blisko, a czasami i dokarmić. Reszta zerkała na mnie z daleka i w razie czego czmychała przez płot na teren posesji.

Fot. Latarnica


O kocie, który ma swoją latarnię

Trudno było mi się zdecydować, czy to będzie opowieść o kocie, który ma swoją latarnię czy o latarni, która ma swojego kota. Ale pójdę n ustępstwo w stronę kota i jemu daruję latarnię. W końcu jest istotą żywą. Niechaj ma!

Od wielu już lat pamiętam, że na terenie latarni Nowy Port kręcił się bury kot. Czasami - przy większym natężeniu ruchu - tylko pomykał i znikał, a kiedy dzień był spokojny, z ładną aurą lubił posiedzieć pod wieżą czy wyciągnąć się w trawie w słonecznej plamie.

Kiedy w tym roku na facebookowej stronie latarni Nowy Port zobaczyłam na zdjęciu koteczkę siedzącą w wejściu do latarni wiedziałam, że to idealny temat dla mnie.

No bo jakże może być doskonalszy duet: kot i latarnia! Czy trzeba więcej? Owszem. Do tego dodałabym jeszcze dobrą książę i mam raj na ziemi.

Tak się kiedyś zastanawiałam, czy któraś z naszych latarni morskich ma swojego stałego kota. O żadnym takim nie wiem i żadnego nie sfotografowałam jak dotąd, ale czekam w razie czego na informacje w komentarzach.

Latarnia Nowy Port ma swoją koteczkę Franię. Frania jest kotem wolno żyjącym. Na terenie portu jest dokarmiana i rozpieszczana przez miejscowych wędkarzy. Ona doskonale wie, że warto podbiec do nabrzeża, bo czeka ją tam atrakcyjny przysmak.

Gdzie przebywa kotka Frania zimową porą tego nie wiadomo, ale od lat pojawia się w sezonie latarnianym (czyt. turystycznym) i chętnie siedzi na tej posesji towarzysząc w pracy latarnikowi.

Jak sam mi powiedział - młodszy latarnik Pajkert - Frania lubi siedzieć w drzwiach latarni i być głaskana. Przez latarnika oczywiście, bo na innych osobach tego nie sprawdzono. Kiedy latarnik przychodzi do pracy Frania potrafi stawić się na sam początek zmiany.

Poniżej koteczka w trakcie odwiedzin latarni. Na jednym zdjęciu z kolegą, z którym doskonale sobie radzi. Bo to obrotna i potrafiąca sprostać wielu sytuacjom kotka.

Fot. latarnia morska Gdańsk Nowy Port