Po rocznej przerwie od premiery „Mony Mysi”, która poprowadziła młodych Czytelników przez historię sztuki, cudowna mysia bohaterka powraca w wielkim stylu. Tym razem jako przewodniczką po X Muzie. Bowiem jej postać ściśle związana jest ze sztuką i ta sztuka mniej lub bardziej świadomie wkrada się w jej codzienne życie. Mona Mysia ma farta do wielkich dzieł. Potrafi wręcz się z nimi identyfikować i scalić. Wraz z premierą w maju tego roku zaczynamy nową przygodę w chwili kiedy Mona ma konkretne plany na najbliższy wieczór.
Wieczory można spędzać przeróżnie, ale każdy to wie, że jednym z lepszych rozwiązań jest udanie się na seans filmowy do kina. Kino to coś więcej niż budynek, w którym można obejrzeć film. To MAGIA, na którą składa się sam charakter wnętrz, rozmiar ekranu, zapachy i system nagłośnienia – przez co bodźce dźwiękowe zupełnie inaczej do nas docierają. To wszystko sprawia, że kto raz skosztował kontaktu z filmem w postaci kinowej wie, że nie zastąpi tego żaden seans domowy, nawet gdyby kupić najlepszy sprzęt i wydzielić w domu osobny pokój do oglądania.
Może dlatego – że niezwykłość odbioru obrazu i dźwięku z ekranu jest tak wyjątkowa – film i kino jako dziedziny sztuki przetrwały i z lepszym lub gorszym skutkiem wciąż nam towarzyszą. A wraz z nimi cała otoczka w postaci festiwali filmowych z prestiżowymi nagrodami czy tzw. kino niszowe, autorskie, a jednak mające swoje stałe grono odbiorców.
Mona Mysia postanowiła więc po raz kolejny skosztować filmowej przygody. Wiemy z treści, że w kinie bywa bo zna np. sekretne tajne wejście do środka. Ale żeby oddać się w całości temu przeżyciu trzeba jakoś do kina dotrzeć. I w tej chwili zaczyna się jej niezwykłą podróż – bowiem po Monę zjawia się jako środek transportu długowłosy jamnik i zamiast pędzić przez zatłoczone ulice rozpędza się by niczym samolot wznieść się w górę. I już frunie, a jego piękna sierść powiewa na wietrze, a Mona Mysia uczepiona jego karku zmierza na seans filmowy. Czy ta scenka coś wam nie mówi? Czy lot na grzbiecie ogromnego uśmiechniętego psa nie budzi skojarzeń? Czy starszym odbiorcom nie zabije szybciej serce na wspomnienia sprzed lat i tamte emocje???
To zaledwie początek, bo takich szarpnięć emocjami i odnośników do wspomnień i obejrzanych już filmów będzie bardzo bardzo dużo. Taka jest też koncepcja tej opowieści. Wieczorna wyprawa do kina stanie się furtką do osobistego przejścia przez jego historię. Tą od samego początku, gdy bracia Lumiere zarejestrowali po raz pierwszy ruchomy obraz. Czy wszyscy pamiętamy co to było? Jeśli nie to już na wstępnych stronach ta scena ożyje na naszych oczach, a Mona Mysia również zobaczy ją na dużym ekranie.
Na razie wszystko wydaje się naturalne (no może poza psem jako środkiem transportu), bo myszka z bardzo wiekowym przyjacielem żółwiem oglądają kolejne filmy, które chronologicznie pokazują rozwój filmu. Mamy więc kino nieme, czarno-biały obraz, muzykę graną na żywo w kinowej sali. Nawet dziś organizuje się czasami takie pokazy, aby oddać charakter i nastrój początków X Muzy.
Bohaterka świetnie się bawi i miło spędza czas. Tak bardzo wciąga ją to co się dzieje, że podejmuje taniec ze stonogą na wrotkach przez co ina sali interweniować musi nawet miejscowy kot Tosia – strażnik porządku w kinie. A jak wiadomo myszka nie za bardzo będzie chciała mieć bliski kontakt z ogromnym kotem więc postanowi szybko uciec. A gdzie? Błyskawicznie dostrzega takie jedyne miejsce – najlepszą drogę ewakuacji…
I wtedy zaczyna się dla niej prawdziwa magia kina i wielka przygoda. Podobnie jak w pierwszym tomie o obrazach znanych mistrzów Mona wpada w konkretnie filmowe historie, by stać się przez chwilę ich bohaterką i poczuć to co spotkało słynne filmowe postacie na ekranie. A czegóż my tu nie mamy jako czytelnik wraz z małą myszką!
Łza się w oku kręci od wspomnień i emocji. Przejdziemy płynnie przez bardzo znane historie filmowe – wiele z nich to przecież to co nas poruszało najpierw w dzieciństwie, potem już jako dorosłych ludzi chodzących do kina i wciąż czujących tą ogromną ekscytację przy odbiorze filmów na gigantycznych dziś ekranach.
Dla mnie większość wspomnianych dzieł filmowych to taka filmowa jazda obowiązkowa. Polecałabym w ciemno je każdemu. Nie wiem jak można by funkcjonować we współczesnym świecie, nie rozpoznając tych charakterystycznych postaci czy scen filmowych. Nie będę odbierała przyjemności rozpoznawania konkretnych filmów Czytelnikom – myśle, że zwłaszcza tym starszym czy czytającym tą książkę młodszemu pokoleniu. Ale traficie na to wszystko co przez lata was kształtowało jako widza. Niech pierwsze podpowiedzi znajdą się już na poniższych zdjęciach prezentujących wybrane ilustracje. Tam już wszystko stanie się klarowniejsze.
Skoro jako Czytelnik dorosły miałam tak dużo przyjemności z rozpoznawania filmów, w których nasza bohaterka osobiście się znajdzie, zaczęłam się zastanawiać dla kogo tak naprawdę jest ta książka. Bo choć docelowa grupa określana jest na wiek 5-9 lat, to oczywiście tylko sugestia. Prezentowane filmy nie odgadnie kilkulatek, bo ich nie zna. No może jeden, dwa skojarzy. Ale rodzic rozpozna już na pewno większość. Mamy więc doskonały punkt startowy, aby połączyć przyjemne z pożytecznym.
Z jednej strony książka jest historią kina podaną w fantastyczny wizualnie i pod względem treści sposób. Edukacyjnie dziecko dowie się jakie było kino kiedyś, jak wyglądały początki, można poopowiadać o różnicach czasów dawnych i współczesnych. Jest to też baza startowa czy też podpowiedź do wspólnych rodzinnych seansów. Mamy więc od razu zachętę do planowania wielopokoleniowego oglądania i dobierania odpowiedniego repertuaru.
Z drugiej strony „Mona Mysia w kinie” to wykwintny deser filmowy. Autor Marcin Kozioł wyselekcjonował różne tytuły z konkretnych epok rozwoju kina i współczesnych gatunków filmowych i może się to przyczynić do dalszego drążenia tematu już indywidualnie. Przy okazji czytania tej książeczki dorosły Czytelnik może przypomnieć sobie filmy, które go kiedyś zafascynowały, a może i czasami zmieniły całe życie. I warto pójść tym tropem i zrobić sobie taki powrót do przeszłości i przeżyć to wszystko na nowo, zobaczyć co się zestarzało, a co wciąż powoduje szybsze bicie serca.
Sztuka filmowa jest jedną z tych najpopularniejszych, na co dzień mamy z nią najczęstszy kontakt. Dzieciaki uwielbiają kreskówki, dłuższe filmy animowane, ekranizacje ich ulubionych książek. Warto pielęgnować i podsycać w nich ten ogień uwielbienia dla kina, bo przecież staje się ono dla nas tak często odskocznią od codzienności. Wierzę, że ta książka, będzie takim ciepłym azylem dla młodych Czytelników i pobudzi do wielu dyskusji i zachęci do oglądania i wyszukania kolejnych tytułów filmowych.
Marcin Kozioł jak zwykle daje nam kawał dobrze skrojonej historii i wiem, że to będzie dla czytających wspólnie fajnie spędzony czas. Walory edukacyjne są tak przemycone, że w ogóle się o tym nie myśli, a my całkowicie wchodzimy w przygody Mony Mysi na planach kolejnych filmów. Na koniec jak zwykle wielkie gratulacje dla ilustratorki. Oj miała pani Monika Urbaniak wyzwanie zawodowe! Ale efekt końcowy wyszedł znakomicie. Gratuluję obu twórcom i nie będę ukrywać – po cichu liczę na tom 3 przygód myszki. Ciekawe tylko co ją spotka i która ze sztuk tym razem wciągnie ją w swe bogate światy.
Reasumując: Latarnica poleca!
Podstawowe dane książki
Tytuł: „Mona Mysia w kinie” (2 tom serii o myszce
Autor: Marcin Kozioł
Ilustracje: Monika Urbaniak
Wydawca: Bumcykcyk
Objętość: 48 stron
Oprawa: twarda
Format: 220 x 265 mm
Grupa docelowa: dla dzieci 5-9 lat
Poniżej okładka – front i tył
Poniżej oscarowa wyklejka oraz strona tytułowa
Poniżej okładka oraz wybrane rozkładówki książki
Poniżej fotosesja z moją kocią modelką Myszą, z którą wspólnie przeczytałyśmy tą książkę w piątkowy wieczór. Na ilustracji nr 1 poznajcie Tosię – kocicę pilnującą starego kina
Fot. Latarnica/ czerwiec 2025
Wpis powstał dzięki współpracy barterowej z Wydawnictwem Bumcykcyk.
Tą oraz poprzednią książkę o myszce możecie nabyć (również w opcji z autografem Autora) na stronie wydawnictwa: