Tak się jakoś złożyło, że ostatnie recenzowane tytuły zawsze były powiązane z historiami zwierzęcymi, a w szczególności z kocimi. Tak samo będzie i tym razem. „Kocur” to nieduża książeczka, więc w tej chwili myślę, że i wpis o niej nie będzie rozbudowany. Ale mimo, że przeczytałam po niej już kilka innych tytułów z zupełnie innych gatunków literackich, wciąż we mnie mocno siedzi i emocje po niej nie oklapły. Pomyślałam, że skoro nadal tak bardzo jestem pod jej wrażeniem, to zasługuje na recenzję w moim cyklu i chciałabym się nią z Wami podzielić .
Nie będę ukrywać. Przed lekturą „Kocura” nie znałam Autora i jego twórczości. Egzemplarz powieści wpadł mi w oko na tegorocznych marcowych Targach Książki w moim rodzinnym Poznaniu. Niestety biorąc ją do ręki od razu westchnęłam, że przecież nie mam już miejsca na kolejne papierowe wydania. Już w trakcie przekartkowywania czułam, że to historia dla mnie i mnie na pewno wciągnie. Ostatecznie wróciłam do domu bez zakupów, ale już następnego dnia poszukałam w internecie opcji – czy „Kocur” dostępny jest jako ebook. Gdy się okazało że jest, natychmiast go zakupiłam. I szybko przystąpiłam do lektury. Jak mało która książka wzywała mnie mentalnie choć naprawdę był to strzał w ciemno. Zadziałał jakiś dziwny czar, któremu miałam szybko ulec.
Jak byłam w trakcie poznawania tej historii poszukałam również trochę informacji o Autorze. Okazało się, że urodził się i tworzy w Gdyni co niejako było dla mnie takie oczywiste i wyjaśniające to dziwne poczucie, że to będzie książka dla mnie. Bo starzy Czytelnicy tego bloga doskonale wiedzą jak kocham jako miasto Gdynię i jak fascynuje mnie jej historia. Kadyna debiutował w 2015 roku. Już dziś powzięłam decyzję, że sięgnę również po inną powieść tego Autora. Na tą chwilę kusi i wzywa „Mały kapeć” z akcją w Gdyni.
Ostatnio – już po skończonej lekturze – wrzuciłam na facebooka post polecający tą powieść. Znajoma (która połyka wszystkie książki o tematyce kociej) zapytała w nim czy naprawdę warto ją poznać. Potwierdziłam, choć od razu też dodałam, że uprzedzam iż historia jest smutna, a często bardzo brutalna i opisana naturalistycznie. Jeśli ktoś spodziewa się po okładce lekkiej i przyjemnej historii o kocie niechaj po nią nie sięga.
„Kocur” to opowieść o wychowanym w dużym mieście klasycznym kanapowcu Berecie. Jako malutki kilkutygodniowy kociak został zabrany z miejsca narodzin – klasycznej polskiej wsi – i odtąd w domu miał życie jak w Madrycie czyli swoje bezpieczne terytorium z wieloma miejscami na spokojne drzemki, nieograniczone smaczne posiłki, ciepło, najlepsze zabawki i wymyślne drapaki. Ot koci żywot stworzenia niewychodzącego, nie znającego świata zewnętrznego i niebezpieczeństw, które ze sobą niesie.
Niestety jego stabilne i spokojne życie nagle wywraca się do góry nogami. Jego ukochana opiekunka, której na co dzień mruczy i nadstawia się jej do głaskania pakuje go w znienawidzony samochód i gdzieś ruszają. Podróż trwa na tyle długo, że kot już wie iż to nie jest wyprawa do weterynarza. To coś innego, nowego, nieznanego… Tego koty zdecydowanie nie lubią: niewiadoma i brak stabilizacji oraz codziennej rutyny.
Beret trafia na polską wieś. Tam jest puszczony z kontenera samopas w nieznany teren gospodarstwa, na którym w odpowiedniej hierarchii – ustalonej przez lata walk – koegzystują psy, koty, kury, świnie, szczury, konie i inne zwierzaki. Pachnący miastem i luksusem kot od razu jest traktowany jako wróg numer jeden, a on sam jest przerażony nieznanym otoczeniem i zapachami pełnymi nienawiści. Na dodatek widzi jak jego ukochana pani odjeżdża w siną dal, nie oglądając się za siebie. Początkowo wierzy że to chwilowe, że zaraz wróci na swoją kanapę i musi tylko te parę godzin jakoś przetrwać. Niestety nadchodzi pierwszy wieczór, a nikt po niego nie przyjeżdża. Jest głodny, zziębnięty i skrajnie przerażony. Miejscowe zwierzaki są coraz bardziej agresywne i gotowe atakować intruza choćby miał od razu zginąć.
Beret musi odtąd zmienić swoje życie i nauczyć się przeżyć w tak niesprzyjających warunkach. Okazuje się, że nie był tolerowany przez teściową swojej opiekunki, że czasami posikiwał gdzie nie powinien, a wieś na którą trafia tak naprawdę jest miejscem jego narodzin i bytowania kiedyś jego kociego ojca i matki. Miejscowe zwierzaki doskonale pamiętają kocura, który spłodził Bereta.
Od samego początku ta historia wzbudzała we mnie ogromne emocje. Nie spodziewałam się tak ekstremalnej jazdy i wręcz fizycznego bólu, gdy czytałam o tym jak Beret stara się przeżyć na wsi w towarzystwie brutalnych psów i stada kotów, które go nie chcą na swoim terenie.
Kadyna naturalistycznie odmalowuje polską wieś, na której zwierzaki mają ludziom służyć i są mocno eksploatowane i wykorzystywane. Psy są na krótkich łańcuchach lub biegają luzem siejąc postrach. Koty pełne chorób i skutków wzajemnych walk ledwie się snują – często głodne i zdominowane przez silniejsze osobniki. Mamy więc wyzierający z każdego rozdziału głód, agresje, strach, choroby, nienawiść, samotność, ból. Cała historia jest opowiedziana z punktu widzenia kocura Bereta.
Jest wiele brutalnych scen, realnie opisujących los zwierząt wiejskich. Gospodarze przemykają w tle rzucając im odpadki i nie troszczą się o to, że do misek dopchają się tylko najsilniejsi. Słabsze i stare osobniki w bólu i męczarniach umierają na polach, czy w stodołach szukając sobie odosobnionego kąta by dokonać żywota.
Powieść Kadyny walnęła mnie po głowie z taką siłą, że nawet teraz, gdy wspominam niektóre sceny czuję kulę w żołądku nie pozwalającą nic przełknąć, czuję też ten zwierzęcy strach i odczuwam ich los przy boku ludzi. Nie mamy jako ludzkość czym się pochwalić. Opisy rozmów świń w zagrodzie, które od samego początku odczuwają w jakim celu są hodowane i tylko czekają kiedy nadejdzie ten dzień, gdy po nie przyjdą aby zakończyć ich żywot i przerobić na pokarm dla ludzi. Opisy krzyku kotów rozrywanych przez psy, zabijanych świń… Kadyna nie ubarwia niczego i nie tuszuje realiów wiejskiego życia. Czytelnik siedzi w tej historii wstrząśnięty, zrozpaczony, nie mogący zaingerować w dalszą akcję. Chciałoby się Bereta wyrwać z tego świata, na nowo utulić, zabrać do bezpiecznego mieszkania. Ta niemoc równie mnie bolała co przeżycia bohaterów.
Już dawno nie czytałam powieści, a zwłaszcza książki z bohaterami zwierzęcymi, która by mnie tak wstrząsnęła ale i nasuwała liczne refleksje. Sama mam kota domowego, kolejnego już. Każdy był adoptowany ze schroniska, każdy po przejściach, ze swoim bagażem doświadczeń i chorób. Obecna kotka 4 lata musiała niczym Beret na wsi, przeżyć swoje na ulicach wielkiego miasta bezbronna. Nie wyobrażam sobie teraz – patrząc jak bezpiecznie śpi na ciepłym kocu, jest syta, kochana – wyrzucić ją na ulicę.
Ale taki los spotyka wiele zwierząt i często są to straszne historie z ludźmi potworami w tle. Tak, potrafimy zgotować naszym braciom mniejszym piekło. Nie mam litości dla takich ludzi. Polska wieś to wciąż słabe ogniwo. Pomału dociera na nią świadomość kastracji zwierząt, dbałości weterynaryjnej, odpowiedniej diety dostosowanej do gatunku. Ale wciąż jest bardzo, bardzo źle. Nadal walczymy – my miłośnicy zwierząt – o brak łańcuchów, o ciepłe domy i empatię. „Kocur” Kadyny to ważny głos w tej walce. Unaocznia te problemy, stawia nas do pionu i oby nie pozwalał zaraz po lekturze po prostu powrócić do swoich spraw i wygodnego życia.
Podsumowując: Latarnica poleca!
Podstawowe dane książki:
Tytuł: Kocur
Autor: Bruno Kadyna
Seria: Ukryte światy
Wydawca: Bibliotekarium
Objętość: 174 strony
Oprawa: miękka lub ebook
Wydanie: I, 2020
Tą książkę zakupiłam i czytałam jako ebook więc nie miałam możliwości zrobić sesji fotograficznej z papierowym egzemplarzem.