Kontynuując prezentację naprawdę licznych kotów, które towarzyszyły mi podczas wakacyjnych dni na Półwyspie Helskim w czerwcu 2018 roku, nie mogę na samym początku pominąć ciekawskiej i przemiłej Góralki.

Teraz jak spojrzę pamięcią wstecz, to najbardziej proludzkie i otwarte na kontakty koty, spotkałam nad Zatoką Pucką w kuźnicznym porcie. Ta sesja była w ogóle spontaniczna i nie planowana. Nawet nie zabrałam ze sobą aparatu tylko telefon komórkowy, bo miał to być szybki poranny spacer a potem powrót na kwaterę i wypad do Helu.

Ale los postawił na mojej ścieżce Góralkę. Nie wiem, a może nie pamiętam jak miała na imię. Być może opiekunowie mi to mówili. Dla mnie zostanie Góralką, bo przebyła szmat drogi dużym autem aż z gór. Jako jedyna kotka z licznego domowego zwierzyńca lubiła podróżować i chętnie jeździła z swoimi ludźmi nad morze.

Opiekunowie Góralki – choć sami z gór i na co dzień prowadzą pensjonat – tuż przed sezonem wypalili na Półwysep Helski, bo kochali deski i wiatr. Tego poranka pakowali się pomału w drogę powrotną i nie specjalnie spoglądali co robi ich kot, który uwiązany do auta nie oddalał się zbyt daleko.

Ale ja zobaczyłam kota, a kot mnie. A raczej on poczuł co mam w torbie, bo bez kociej karmy i przysmaków nie ruszałam się z domu. Zawsze trafiałam na jakiegoś kota w potrzebie więc kocie jedzonko było stałym ekwipunkiem.

Jak widać na poniższych zdjęciach torba bardzo Góralkę interesowała. I oczywiście dostała co nieco. Ja pogadałam chwilę z jej opiekunami o tym jak nietypowym jest kotem lubiąc takie dalekie eskapady, a oni zaproponowali żebym ją wyprowadziła na spacer na plażę nad Małym Morzem (Zatoka Pucka), bo mieli jeszcze trochę pakowania sprzętu.

Samego spaceru nie sfotografowałam – tak byłam przejęta towarzystwem koteczki na smyczy i zaufaniem jakim mnie obdarzyli jej ludzie. Udałyśmy się na lśniacy w słońcu piaseczek, pochodziłyśmy po trawach i kamieniach.

Po powrocie do transportara koteczka padła u mych stóp pozwalając dotknąc brzuszka i ostatni raz wygłaskać. Trochę żałowałam że akurat teraz opuszczają Kuźnicę, bo z tych spacerów mogła się stać miła poranna tradycja. Ale widać takie było przeznaczenie, że spotkałyśmy się ten jeden jedyny raz. Doświadczenie na tyle mocne, że zostało w pamięci do dziś.

Może tego lata prżyjdżie mi spotkać Góralkę? Kto wie. Los prowadzi krętymi i niepoznanymi szlakami.

Fot. Latarnica / czerwiec 2018