Ostatni weekend stycznia spędziłam w Gdańsku, choć udało mi się również odwiedzić Gdynię – co miałam w planach od samego początku. Pogoda nie pokrzyżowała poruszania się po miastach, a mróz na szczęście nie był tak dotkliwy jak zdarzało mi się doświadczać lata temu.

Zupełnie nie przewidziałam, jakie wydarzenie zdominuje ten wyjazd, ale jemu samemu poświęcę osobny wpis. Na tą chwilę chciłabym się skupić na zimowym uroku grodu Neptuna. Oczywiście mając konkretne plany nie miałam czasu, aby tak pochodzić po starówce z aparatem jakbym naprawdę chciała. Normalny tydzień pracy i poranna podróż zrobiły swoje. Choć dusza się rwała sił fizycznych starczyło na mniej eskapad.

Ale kilkanaście zimowych kadrów udało mi się złapać i dzielę się nimi z wami poniżej. Należę do tych osób, którym nie straszny pobyt na wybrzeżu porą zimową. Ale większość moich znajomych na zestawienie – morze/zima robi wielkie oczy.

A ja uważam, że wielka woda piękna jest o każdej porze roku. Podobne jak większe i mniejsze miasta wybrzeża. Trójmiasto z pewnością nic nie traci ze swego uroku. Ale to moje osobiste odczucia i jestem gotowa na spacery plażą nawet w mrozy rzędu 20 stopni. Jak po takim wyjściu smakuje grzaniec czy gorąca kawa! Fantasyczne doświadczenie.

Tym razem moje poruszanie się po Gdańsku ograniczyło się do ścisłego centrum, a pozą sercem Gdyni (Skwer Kościuszki, Bulwar Nadmorski, ulica Świętojańska) musiłam odwiedzić jeszcze moje ukochane Orłowo. W planach był również wieczorny Sopot, ale nie starczyło już czasu.

Fot. Latarnica/styczeń 2019.