Bo w portach fajnie jest… – i tym stwierdzeniem mogłabym zakończyć ten wpis. Nic więcej nie trzeba dodać. Kto kocha morze i choć raz zakosztował tzw. portowych klimatów to będzie do nich wracać.
Ja od dziecka, jak tylko pamiętam jeździłam z rodzicami nad morze. Zawsze były to miasta portowe. Pokochałam to co w nich jest – w tym porty z krzykiem mew, zapachem smarów okrętowych, paliwa, hałasem przemysłu portowego, dla mnie cudownym zapachem samej wody w porcie, która innych może odrzucać. Ale to są moje wspomnienia, to są moje wakacje, to są skojarzenia z najpiękniejszymi chwilami.
Na Półwyspie portów do odwiedzania nie brakuje. Począwszy od Władysławowa, poprzez porcik jachtowy w Chałupach, port po przebudowie unijnej w Kuźnicy, port w Jastarni i w Helu.
Zawsze je odwiedzam, zawsze cieszą oczy. Do kolejnych wakacji nad Bałtykiem coraz bliżej. Zatem przeglądając dziś zdjęcia i dokonując wyborów już się tam niemal przeniosłam i cieszy mnie fakt, że nie muszę już pisać iż długo mi przyjdzie poczekać, aby znowu to wszystko na własne oczy zobaczyć i aby znowu… to najważniejsze… poczuć w nozdrzach ich zapach. Portów właśnie. Bo one są niepowtarzalne.
Poniżej migawki z portu w Kuźnicy i w Jastarni z czerwca 2016 roku.
Fot. Latarnica / 2016